Jedenasty

195 24 6
                                    

    Rano obudziły ją krople deszczu, uderzające w szybę. Zamrugała kilka razy, a później spojrzała na zegarek, umiejscowiony na swoim na swoim nadgarstku. Wyszczerzyła oczy,kiedy zobaczyła, która jest godzina. Piętnaście po ósmej. Czyli, że od piętnastu minut trwa śniadanie, a ona nadal leży w łóżku. Jak petarda, wyleciała z łóżka i zbierając po drodze ubrania, pobiegła wprost do łazienki na szybki, bardzo szybki prysznic. Kiedy skończyła było dwadzieścia trzy po ósmej. Musiała przyznać, że w rekordowym czasie umyła się, wyszczotkowała zęby plus ubrała się. Biegiem ruszyła przez deszcz, który nie był dla niej litościwy i jak burza wpadła do stołówki. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie drzwi, które postanowiły się zbuntować i uderzyły ją w plecy. Brooklyn poleciała do przodu, wprost na podłogę. Wszystkie spojrzenia skupiły się na niej. Czuła jak pot i deszcz spływają jej po karku, kiedy cała sala wybuchła śmiechem. Zażenowana podniosła się, otrzepała dżinsy, które miała na sobie i podeszła do kucharek, które obserwowały ją z rozbawieniem. Kasztanowłosa postawiła tacę przed jedną z kobiet, nie mogąc podnieść wzroku.

   - Niezłe wejście, słoneczko - pisnęła kucharka.

Dzięki temu, tłum jeszcze bardziej się zaśmiał.

Upokarzający poranek - zaliczony.

Dziewczyna przeszła przez stołówkę, kierując się do jedynego wolnego stolika, kiedy jakaś ręka wystrzeliła nie wiadomo skąd i złapała ją w pasie.

   - Chodź usiądziesz z nami - głęboki głos zabrzmiał obok jej ucha.

Rozpoznała ten głos. Taylor.

    Chłopak pociągnął ją w stronę obleganego stolika, przy którym siedział Aaron. Wlepiał swój przenikliwy wzrok w rękę Taylora, która dalej spoczywała wokół niej. Dopiero, kiedy podeszli dość blisko stolika, ciemnowłosy puścił ją i usiadł na swoim miejscu, opierając przy tym nogi na drewnianej powierzchni. Aaron uśmiechnął się na jej widok i poklepał miejsce obok siebie. Brooklyn bez żadnej kłótni, usiadła.

    - A więc to twoja piękna siostra - odezwał się głos po lewej stronie. Kasztanowłosa odwróciła głowę i spojrzała na wysokiego, rudego chłopaka. Wyglądał trochę młodziej, niż inni jego towarzysze.

Być może to przez te włosy - przemknęło przez myśl dziewczynie.

Z zaskoczeniem zauważyła, że przy stoliku nie ma żadnej dziewczyny. To znaczy, oprócz niej.

Aaron pokiwał twierdząco, spinając się.

    - Cóż, muszę ci powiedzieć, że zrobiłaś kapitalne wejście. Będzie się o nim mówić przez ten cały czas.

- Nie będzie - warknął Aaron.

Wszyscy wokół obserwowali jak wstaje z miejsca, by zaraz potem wejść na stolik. Brooklyn obserwowała go z szeroko otwartymi oczami.

- Jeżeli ktokolwiek odezwie się o tym co się przed chwilą zdarzyło mojej siostrze, to obiecuję, że ten ktoś nie przeżyje kolejnego dnia.

Groźba przez chwilę wisiała w powietrzu, a wszyscy zmrożeni, patrzyli jak chłopak siada na swoje miejsce. Odwrócił się na krześle i uśmiechnął do Brooklyn.

W tym samym czasie Taylor parsknął pod nosem.

- Włącza ci się syndrom starszego brata.

Aaron przekrzywił głowę i spojrzał na swojego przyjaciela z mordem w oczach.

- A żebyś wiedział.



~~*~~



    Cassandra złapała Brookie za łokieć i pociągnęła do kąta.

- Ej, co to było dzisiaj na śniadaniu? - pisnęła szatynka.

Brooklyn odciągnęła dłoń dziewczyny od swojego ciała i przerzuciła włosy do tyłu.

- Nic, wywróciłam się, po prostu - burknęła, nie chcąc wracać do tego wstydliwego poranka.

Szatynka tylko machnęła ręką, w sposób jak to się robi, kiedy odgania się muchę.

- Nie o to mi chodziło. Dlaczego Aaron chce udusić, każdego kto jest w twoim pobliżu?

Kasztanowłosa za plecami dziewczyny zobaczyła zbliżającą się sylwetkę Aarona.

- Może sama go spytasz?

Cassandra spojrzała na nią pytająco i po chwili odwróciła się.

Aaron stanął przed nimi, skanując je spojrzeniem. Kilka włosów wymsknęło się spod jego czapki, a pot lśnił na skroniach.

- Cześć.

- Cześć - odpowiedziały jednocześnie dziewczyny.

Między nimi zawisło dziwne napięcie. Aaron podniósł rękę i podrapał się po karku, unikając spojrzeń.

- Miałeś trening? - Brooklyn postanowiła spytać.

- Em... tak - odpowiedział zerkając dziwnie na dziewczynę stojącą obok niej.

- Aha.

Rozmowa ani trochę się nie kleiła.

Kasztanowłosa zdesperowana szukała ucieczki z tej sytuacji i tak jakby słuchając jej modłów, Clarkson wyłonił się zza drzew, przewracając w dłoniach pliki dokumentów.

- Przepraszam was, ale muszę się spytać czegoś Clarksona.

Nie czekając na ich odpowiedz pobiegła za mężczyzną. Szybko go dogoniła i pociągnęła go za koszulę. Zaskoczony odwrócił się.

- Co tu robisz? Nie powinnaś być gdzie indziej, a nie biegać za mną?

- Tak... Nie... Nie o to chodzi! - burknęła i wyprostowała się. Mina jej zrzedła, kiedy zauważyła, że mężczyzna i tak patrzy na nią z góry. - Mam do ciebie pewne pytanie.

Clarkson wrócił do swoich papierów i zaczął odchodzić, oczekując, że Brooklyn pójdzie za nim.

- Wal.

Dziewczyna zebrała w sobie odwagę i na jednym wdechu wypowiedziała:

- Cośdziwnegodziejesiętutajwobozieniezauważyłeśniczegoniepokojącego?

Mężczyzna zmarszczył brwi i spojrzał na nią.

- Powtórz to, ale wolniej.

- Coś...dziwnego...dzieje...się...tutaj...w...obozie...

- Ale nie aż tak wolno - burknął, zniecierpliwiony.

- Czy nie wiedziałeś niczego niepokojącego?

Podrapał się po brodzie, robiąc myślicielską minę.

- Co masz na myśli?

- Wczoraj z jakiegoś powodu, żarówki w moim domu pękły, a na lustrze ktoś krwią napisał "Lepiej uważaj".

- Może komuś nadepnęłaś na odcisk albo ktoś chciał ci zrobić żart - odpowiedział Clarkson, poklepując ją po ramieniu, jakby była małym dzieckiem.

- Tak, ale...

- Przepraszam, ale nie mam teraz czasu. Muszę zająć się czymś ważnym - po tych słowach, oddalił się zostawiając dziewczynę samą.







Od Autorki: No i jest! Długo nad nim siedziałam, więc mam szczerą nadzieję, że jakieś komentarze się pojawią. Bo przecież, nie było mnie tu przez 4 miesiące. Wybaczcie mi tak długi okres niedodawania rozdziału. Brak weny - to jej sprawka. 

Wybory StrażnikówWhere stories live. Discover now