Popchnęła ręką drzwi, które jak na złość stały się bardzo ciężkie. Do tego nie pomagał jej karton, który mocno trzymała przed sobą. Kiedy wreszcie udało jej się stanąć w pomieszczeniu, wszystkie zwierzęta zaczęły wariować. Nawet papuga Sidney uraczyła ją głośnym: "Witaj Brookie". Kasztanowłosa uśmiechnęła się do ptaka i podeszła do lady, gdzie już siwiejący pan Sherman czytaj swoją ulubioną gazetę. Podniósł na nią pytająco wzrok i postukał palcem po szybce zegarka, przyczepionego do jego ręki.
- Spóźniłaś się - burknął.
Brooklyn zauważyła, że pan Sherman miał od kilku dni zły humor, ale nie przejmowała się tym i miło się do niego uśmiechnęła. Lecz jej twarz szybko wróciła do mrożącej krew w żyłach powagi. Postawiła przed mężczyzną karton i otworzyła go.
Ze środka przyglądał się im mały czarny kotek, a zauważając, że dwie pary oczu się w niego wgapiają, speszył się i uciekł do kąta kartonu.
- Ktoś go wyrzucił - wyznała Brooklyn - Znalazłam go w śmietniku, jak miauczał o jedzenie. Po prostu go wyrzucili. Jak śmiecia.
Sherman od zawsze wiedział, że Brookie ma dobre serce i że przejmuję się losem innym. Dlatego więc poczochrał jej włosy, jak to zawsze robił, i odebrał od niej karton.
- Jak widzisz, znajdzie u nas nowy dom. Na pewno ktoś będzie chciał takiego małego kotka jak on.
Kasztanowłosa poprawił włosy i spojrzała do uśmiechniętego Shermana.
Po chwili pokiwała głową.
- Pewnie masz rację.
- No pewnie, że mam! - uniósł się Sherman - Tacy mądrzy i przystojni ludzie jak ja, zawsze mają rację.
Brooklyn zachichotała. Ten pogodny staruszek, umiał poprawić jej humor.
- A jak tam twój łuk?
- Już z nim wszytko dobrze - odpowiedziała - Naprawiłam go.
Tak, chyba każdy już w tym sklepie wiedział, że Bookie to niezdara, a dowodem tego było przypadkowe najechanie rowerem na jej łuk. Na szczęście udało się go naprawić.
- To dobrze. - wyznał Sherman, podchodząc do klatki z chomikami. Brooklyn obserwowała jak zmienił im wodę w poidełku i nasypał karmy do miseczek - Masz naprawdę wielki talent.
Kasztanowłosa odłożyła plecak pod ścianę i podeszła do papugi Sidney.
Odtworzyła klatkę i poczekała, aż ptak usiądzie jej na ręce, a następnie ostrożnie wyjęła ją na wolność. Sidney przeszła z dłoni na ramię Brooklyn i głośno zagwizdała :
- Tak Brookie! Masz wielkiiii talent!
Nawet pan Sherman roześmiał się z zabawnego głosiku papugi. Za to Brooklyn podniosła rękę i pogłaskała Sidney po grzbiecie.
Sherman popukał się po czole z zamyśloną miną.
- Aha, miałem ci coś powiedzieć, ale zapo... - pstryknął sobie przed nosem - Mam! Dostałaś jakiś dziwny list.
- Dziwny? - zdziwiła się Brooklyn.
- Yhym... - mężczyzna podszedł za ladę i schylił się - Bardzo dziwny.
Dziewczyna podążyła za nim, a przed jej oczami znalazł się można by powiedzieć, że zwyczajny list z jej adresem i nazwiskiem, ale gdyby się tak przypatrzeć, to chyba każdy by zauważył, że zamiast znaczka na listy na środku widniała pieczęć ze skrzyżowanym mieczem i strzałom. Brooklyn wzięła list do ręki i starannie go obejrzała. Tak, nazwisko i adres się zgadzało, ale co miała znaczyć ta dziwna pieczęć?
Otworzyła kopertę zamaszystym ruchem i wyjęła kartkę.
"Od wieków, co dwadzieścia lat urządzane są „Wybory Strażników”. Wszyscy związani krwią Bogów Olimpijskich, mają stawić się w ciągu trzech dni na wyspie Custodes. Jeżeli nie, zostaną usunięci z listy wyborów." - tak głosił list.
Jeszcze raz spojrzała na skrzyżowany miecz i strzałę, ale nic nie przychodziło jej do głowy. Za Chiny nie wiedziała co mogą znaczyć słowa "krwią Bogów Olimpijskich". Nie przypominała sobie, żeby na lekcjach historii była mowa o Bogach.
- I? - spytał Sherman, patrząc na nią pytającym wzrokiem - Co to?
Musiała wymyślić coś w co uwierzył by Sherman i ona. A tylko jedno wskazywało na racjonalne rozwiązanie.
- Ktoś robi sobie ze mnie żarty - wyjaśniła - to nic takiego.
Sherman pokiwał ze zrozumieniem głową i uśmiechając się przetarł ręce.
- To co? Zabieramy się do pracy?
Brooklyn uśmiechnęła się do jego oddalających się pleców, kiedy maszerował do wielkich akwariów z rybkami. Papuga na jej ramieniu zaskrzeczała, przypominając o swojej obecności.
- No to masz przesrane.
Dziewczyna nawet nie zastanawiała się skąd Sidney może znać takie słowa, tylko spojrzała jeszcze raz na kartkę gdzie dole cienkim pismem napisane było :
"Każdy musi się zgłosić w momencie dostania listu. Prosimy by jak najprędzej odesłać list."
Kasztanowłosa złożyła list i wsadziła w kieszeń dżinsów myśląc, że to głupi żart jakiegoś kolegi z klasy. Nie miała zamiaru ani odsyłać tego listu, ani zostawiać "Kolibra".
Od Autorki :
Hej! Jak tam wam mija piątek? :) Mi jako tako. Powitajcie rozdział pierwszy, który mam nadzieję, że się wam spodobał :) Komentujcie bo czekam na wasze relacje. Napiście mi jak tam u was w szkole?
Pozdrawiam i kocham was :)
YOU ARE READING
Wybory Strażników
RomanceCopyright © 2014 - 2015 by Coffies "Od wieków, co dwadzieścia lat urządzane są „Wybory Strażników". Wszyscy związani krwią Bogów Olimpijskich, mają stawić się w ciągu trzech dni na wyspie Custodes. Jeżeli nie, zostaną usunięci z listy wyborów" - t...