Rozdział 7.

503 57 4
                                    

Scarlett

-Ej, Brook, a tak w ogóle, to skąd wiesz, że Scy nie może ży... -przerwał, bo zadałam mu cios w piszczel. Poczułam w nodze ból promieniujący siłą z jaką Adam przyjął cios. Wysłałam mu karcące spojrzenie i chyba domyślił się, o co chodzi, bo zostawił Brook w spokoju. Dobrze, że nic nie usłyszała. Chyba. Siedzi z przodu, a muzyka gra na cały regulator.

Jechaliśmy jeszcze przez piętnaście minut rozmawiając o tym, dlaczego Adam przeprowadził się z Nowego Yorku do Londynu (jego opiekunowie dostali tu pracę), gdy w końcu zatrzymaliśmy się pod klubem "Lightbox". Wysiedliśmy z samochodu żegnając się z Cole'm, który powiedział, że wróci za parę godzin, żeby nas zabrać, ale mamy mu dać dokładniej znać o której.

-Widzę Harry'ego. -rzucił Adam. Spojrzałam we wskazanym przez niego kierunku i zobaczyłam, że pod wejściem do klubu stoi wysoki, dobrze zbudowany chłopak. Miał rude włosy związane z tyłu w kitkę. Ubrany był w biały T-shirt i czarną marynarkę oraz spodnie. Wyglądał na jakieś siedemnaście lat. Był rozbawiony i chyba rozmawiał przez telefon. Gdy do niego podeszliśmy mruknął do słuchawki coś w stylu "muszę kończyć" i entuzjastycznie się z nami przywitał.

-Witaaam, drogie panie!!! I Adamie. -przytulił nas wszystkich na raz, a Adam zgromił go wzrokiem. -Jak się czuje nasza śpiąca królewna ? -zwrócił się do Adama. -Słyszałem, że po paru godzinach znajomości wylądował na twojej sofie... - spojrzał w moją stronę i uniósł brwi uśmiechając się szeroko. Zaśmiałam się. Wyciągnął w moją stronę dłoń, którą uścisnęłam -Jestem Harry. A wy to pewnie Scarlett i Brook?

-Tak jest -uśmiechnęła się Brook i uścisnęła rękę Harry'ego. -Wchodzimy do środka? -spytała.

-Tak. Załatwiłem wejście bez kolejki. - zaśmiał się.

Po chwili znaleźliśmy się w ogromnym pomieszczeniu przepełnionym jednymi z największych basów jakie w życiu widziałam. Owszem, widziałam. Kolejna umiejętność, oprócz czucia/słyszenia basów, ja je także widzę. Ciekawe czy Adam też... Szybko otrząsnęłam się z myśli o Adamie, bo w moje nozdrza wtargnęła ostra woń alkoholu. W pomieszczeniu było... Niebiesko. Wszystkie światła rzucały łunę na białe ściany i ludzi zabarwiając przy tym każdy skrawek wielkiej sali na milion różnych odcieni błękitu. Poczułam dotyk na swojej dłoni. Spojrzałam w jej stronę i zobaczyłam, jak palce Adama nieśmiało splatają się z moimi. Uśmiechnął się do mnie niepewnie i zaproponował, żebyśmy usiedli i się czegoś napili. Jesteśmy tu mniej niż pięć minut, a ja już zgubiłam Brook, nie wspominając o tym, że Adam stracił Harry'ego z oczu. Zamówiliśmy dwa niskoalkoholowe drinki. Nie miałam zamiaru upijać się na imprezie i zmarnować taką okazję do napawania się melodią głośnych dźwięków.

Po, powiedzmy trzydziestu minutach, które przy muzyce minęły jak jedna, króciutka chwilka, poszliśmy trochę potańczyć.

-To niesamowite. -powiedział Adam. -Czuję się taki... Taki... Och, wiesz dobrze, o czym mówię prawda? -zapytał z nadzieją.

-Czujesz się jak ryba w wodzie, jak śpioch w łożku, jak nietoperz w nocy i jak pszczoła w ulu, tak?

-Sam bym tego lepiej nie ujął. -w jego głosie było słychać wyraźne zainteresowanie i uznanie.

Rozmawialiśmy jeszcze przez co najmniej dwie godziny na parkiecie, tańcząc do szybkich kawałków. W końcu byliśmy tak zmęczeni fizycznie, że usiedliśmy na czerwonych kanapach i kontynuowaliśmy rozmowę, gdy Adam wskazał w kierunku baru. Spojrzałam w tamtą stronę zobaczyłam Brook i Harry'ego, którzy byli strasznie pochłonięci rozmową. Chyba się polubili.

-Te! Potter! Cho no tu! -zawołał Adam, a po chwili przed nami stanął Harry, obejmując Brook ramieniem w talii.

-Potter? Masz na nazwisko P o t t e r ? -wydusiłam z siebie ledwo przy tym tłumiąc śmiech.

Muzyka mą siłąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz