3. hey girl, change your identity.

956 73 6
                                    

Walczę sama ze sobą o to by zachować spokój kiedy stoję przed drzwiami pokoju z Calumem, gdy pozostała dwójka stara się doprowadzić blondyna do jako takiego porządku.
Chciałam pomóc, ale stanowczo odmówił, mrucząc do Ashtona że nie jest „ciotą", chwilę później wymiotując na dywan, który pozostało mi tylko wyszorować z pomocą tego dziwnego Azjaty.
-Jak to się stało? - pytam cicho, tak jak gdyby Calum chciał zignorować moje pytanie, mógłby udać że nie słyszy.
-Cóż, Catherine, to zawsze jest ryzyko, a Michael zawsze pcha się pierwszy. –odpowiada zdawkowo, jakby w gruncie rzeczy nie wydarzyło się nic strasznego - Było ich trochę więcej, gdyby nie wbiegł tam jak idiota który dostał przed chwilą pistolet i chciał pobawić się w pana nieśmiertelność, nie wyglądałoby to tak tragicznie. Dostał krótko mówiąc wpierdol, my dostaliśmy mniejszy, ale oprócz tego prochy, sporą gotówkę i trzy ciała w czarnych workach które właśnie wylądowały w oceanie.
Zamykam oczy trawiąc te słowa. To nie ma najmniejszego sensu. Po co ktoś, kto ma już sporo pieniędzy i mógłby z tym skończyć, babra się w czymś takim?
-Z takim stylem życia ciężko jest zerwać, Cat. Chociaż moglibyśmy od ręki. Zrozumiesz to w końcu. A, zapomniałbym. Może być w kiepskim humorze, ale tym się nie przejmuj, zawsze tak ma kiedy coś mu nie wychodzi. -dodaje z leciutkim uśmiechem, jakby zawczasu przepraszającym i otwiera mi drzwi już bez słowa.
Sama nie wiem czy chcę tam wejść, czy wolałabym jednak zdrzemnąć się pod kocem na kanapie w salonie tym samym oszczędzając sobie tego widoku, ale biorę głęboki wdech i wpycham do pokoju najpierw czubek głowy, powoli wsuwając resztę ciała do środka. I zaraz tego pożałowałam.
Blondyn leży na łóżku w tank topie i spodenkach za kolano na wznak, ale zdobywa się na to żeby posłać mi uśmiech i klepie miejsce obok siebie. Cała reszta znika jak za pstryknięciem palca, więc zostajemy sami. Mam tyle pytań, ale każde wydaje się być nieodpowiednie na tą chwilę.
-Patrzysz się na mnie jakbym celował do ciebie z broni. Chyba nie zrobię ci krzywdy, co? – pyta, a jego dobry humor zaraz ucieka. Już się nie uśmiecha; wpatruje się we mnie jakbym to ja mu jakąś wyrządziła, ja za to na niego, kompletnie nic nie rozumiejąc.
Nie wiem co mu na to odpowiedzieć. Nie wiem czy przytaknąć, czy zaprzeczyć, czy pozostać pośrodku i powiedzieć „nie wiem", bo wiem o nim tylko tyle, że nie zabija kobiet, ale o innych „krzywdach" nie mówił za wiele, a w zasadzie nic, więc pozostaje cicha jak myszka, ale przygniata mnie spojrzeniem, takim, że wiem że muszę odpowiedzieć. Nieważne co, ważne by w ogóle się odezwać.
-Wystraszyłam się. Po prostu. – odpowiadam ledwo poruszając ustami i odwracam wzrok gdzieś na ścianę, modląc się by nie drążył tematu.
-Spójrz na mnie. – słyszę kilkanaście sekund później, a kiedy nie reaguje, dźwięk sprężyn materaca jasno daje mi do zrozumienia że podniósł się do siadu prostego, choć nie wiem jakim cudem mu się to udało – Cat, spójrz na mnie, nie lubię się powtarzać.
Robię to, ale wyczuwa moje wahanie, kiedy powoli obracam głowę przez ramię, na wszelki wypadek opuszczając ją lekko, by włosy chociaż częściowo zakryły mi twarz.
Nie mam pojęcia co się z nim stało. W jednej chwili uśmiechał się i klepał materac bym usiadła, jak dobry schorowany dziadziuś który zaraz z kieszeni wyjmie cukierki i zacznie mnie częstować, by teraz wpatrywać się we mnie wzrokiem, który zamraża mnie tak bardzo, że nie jestem nawet w stanie stwierdzić czy nie przestałam oddychać.
-Jeśli mówię że nie zrobię ci krzywdy, to mówię prawdę. – rzuca już łagodniej, znów opadając na poduszki – co jest z tobą, Cat? Twój tata zawsze mówił że nigdy nie brakuje ci języka w gębie, a teraz siedzisz cicho jak trusia, jeszcze moment a spytasz mnie czy możesz mrugać.
-Nie, Michael. – ku mojemu zdumieniu mój głos jest opanowany i całkiem głośny – nie daje się sprowokować. A widzę że tego bardzo ci teraz brakuje. Kłótni i wyżycia się na kimś. Może zawołam któregoś z chłopaków, tam na pewno ci się uda, są lekko nabuzowani, chcesz?
Tym razem to on odwraca wzrok, ale ja faktycznie nie mam odwagi na to, by powiedzieć mu by na mnie spojrzał, tak jak on powiedział mi. W milczeniu zrzuca z siebie kołdrę i tłumiąc jęk wstaje z łóżka, a ja, choć na końcu języka mam prośbę by się położył i przestał odstawiać cyrki, nie mówię niczego, tylko podnoszę z podłogi pościele które zrzucił i sama moszczę się pod nimi, tak że kiedy obraca się w drzwiach, by jeszcze na mnie spojrzeć przed wyjściem z pokoju, spod kołdry wystaje tylko moje czoło i oczy, w dodatku przykryte częściowo włosami.
-Dobranoc, Cat. – warczy, z trzaskiem wyłączając światło, na co przełykam głośno ślinę, a zanim zdążyłam to zrobić do końca, ponownie je zapalił, by pokuśtykać do okna i je zamknąć, powoli i delikatnie – w szafie na górze są koce, jeśli byś chciała.
Nie odpowiadam na to. Patrzę na zamykające się za nim drzwi, w których do chwili złączenia ich z framugą, widzę jego bacznie obserwujące mnie oko.
Dopiero kiedy upewniam się że na pewno nie wróci, nasłuchując kroków na schodach które zniknęły kilka minut temu, jestem w stanie podnieść się do siadu prostego i drżącymi rękami odpalić papierosa, chwytając pierwszą lepszą kupioną na zakupach z nim świeczkę, by zrobić sobie z niej popielnicę.
Choćbym nie wiem jak próbowała, jego chyba nie da się zrozumieć, a co najgorsze, w chwili w której wysyłał takie sprzeczne sygnały, przeskakując z trybu „miły skurwiel" do „ mniej miły skurwiel", chciałam zrozumieć bardziej, choć wiem że jedyne o czym powinnam w tej chwili myśleć, to to, jak szybko stąd zwiewać.

Ale usnęłam. Sama. Mimo krzyków Michaela, gdy próbował zaczepiać się w każdego z reszty, która przyjęła taką samą taktykę jak ja i po prostu ignorowała jego agresję, odsyłając go spokojnym tonem do łóżka, jakby mówili do dziecka.
Budzę się jednak, z kompletną karuzelą w głowie, jakbym właśnie z jednej takiej zeszła, albo przed snem wypiła parę mocnych kolejek.
Chyba wie że nie śpię, bo wszedł i od razu oparł się o framugę, chowając ręce w kieszeniach swoich spodni.
-Zapaliłbym papierosa, Cat.
Miałam mu mówić że dla kogoś kto daje sobie tłuc żebra nie ma papierosów, ale przypominam sobie że te słowa były tymi, które zawsze rzucał w moim kierunku tata, kiedy odwiedzałam go w szpitalu, więc wzdycham tylko, nie pozwalając by oczy zaszły mi łzami i odszukuje je po omacku, by wsadzić sobie jednego w usta, a po odpaleniu i kilkakrotnym zaciągnięciu się, podaje mu go, gdy już kładzie się grzecznie na drugim końcu łóżka.
-Cholera, boli. - zagryza wargę i powoli wypuszcza dym z płuc - ślicznie to wszystko poukładałaś, wiesz?
Nawet nie wie jak bardzo w tej chwili mam ochotę go uderzyć. Dał się skrzywdzić tak bardzo, a gada o pieprzonych lampkach i dywanach które ze mną kupił. To szaleństwo.
Zamykam z trzaskiem okno gdy wyrzucam niedopałek, jak na ironię to samo okno które on zamknął delikatnie mimo że był mocno wkurzony i kładę się pół metra od niego, również nakrywając się kołdrą po samą szyje.
-Wszystkiego najlepszego. Przepraszam za to porwanie, trzymanie cię tutaj, za to że spędzałaś ten dzień sama, powinnaś mieć normalne urodziny.
-Przecież pojechałeś ze mną do sklepu. - przypominam mu, a on patrzy na mnie jakby nie wierzył w to co mówię - gdybym była w domu, spędziłabym je jeszcze gorzej.
-Nie dostałaś prezentu od taty. - szepcze, a ja natychmiast podnoszę się na łokciach i wpatruje w niego nie rozumiejącym wzrokiem.
-Tak. To może mieć coś wspólnego z tym że nie żyje od roku.
Michael parska śmiechem, który niemal od razu zastępuje jękiem, przyciskając ręce do swoich żeber.
-Podobno w zeszłym roku dostałaś w prezencie naszyjnik z małym serduszkiem, w którym schowany był kluczyk.
-Rozwiązanie znajdziesz za rok. - szepcze sama do siebie, ściągając naszyjnik z szyi, z trudem odblokowując zapięcie - tak mi powiedział. Co to za kluczyk, do czego?
-Pierwsza szafka od lewej w biurku. Jeśli chcesz możesz wyjść z pokoju. Nie wiem co to, tylko to przechowywałem.
Zrywam się z łóżka i natychmiast otwieram wspomnianą szafę, od razu wyciągając na zewnątrz wielkie mosiężne pudło z małym zamkiem i kodem. Kod. Kurwa. Kod.
Nie zniechęcam się jednak i próbuje. Data moich urodzin. Jakie to banalne, chyba dlatego nawet nigdzie mi go nie zapisywał.
-Powiesz co tam masz ciekawego? - pyta Michael, unosząc się lekko z poduszek.
-List. I nowy pistolet.- parskam śmiechem, który natychmiast zastępują łzy - jest kochany.
-Inne dziewczyny na osiemnastkę dostają samochód albo Ipada, a nie małą fortunę i dobrą broń. – prycha, choć nie wydaje się być zdegustowany, przeciwnie, z namaszczeniem wpatruje się w pistolet w moich rękach, z prawie takim samym jak ja, gdy rozrywam białą kopertę z której wypada na moje kolana kartka, zapisana pochyłym pismem, które niewątpliwie należy do niego.

hey girl /hey boy - [m.c]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz