Rozdział 1

71 7 0
                                    

21.06.2013

Krew. Jest wszędzie. Płynie z ran na moich rękach, nogach i brzuchu. Wypływa z oczu i ust.

Ból. Czuję go na całym ciele.

Tlen. Brakuje go, nie potrafię oddychać.

Strach. Nie wiem co się dzieje, w pomieszczeniu nie ma drzwi i okien. Słyszę czyjś oddech.

Pustka. Jestem sam.

Obudziłem się z krzykiem, znowu ten sam koszmar. Spojrzałem na zegarek, była piąta rano. Kurwa. Od pięciu miesięcy nie spałem dłużej niż cholerne cztery godziny. Wstałem z łóżka i skierowałem się w stronę szafy, która wygląda jakby zaraz miała się rozpaść. Wyciągnąłem z niej czarny t-shirt i ciemne jeansy. Wyszedłem z pokoju i poszedłem do łazienki. Była mała i wszędzie był brud, tak samo jak w całym mieszkaniu. Zdjąłem przepoconą bluzkę i wszedłem pod prysznic. Woda była lodowata. Zalegałem z opłatą za gaz więc mi go odcieli, trudno. Wyszedłem z pod strumienia i stanąłem na szarych kafelkach które w porównaniu z wodą były ciepłe. Spojrzałem w lustro na ścianie. Z łatwością mógłbym policzyć wszystkie swoje kości. Czarne włosy były za długie. Twarz miałem zmęczoną, oczy przekrwione, policzki od dawna zapadnięte.
Nienawidzę tego jak wyglądam.
Nienawidzę tego jaki jestem.
Nienawidzę siebie.
Nie będę już nigdy tchórzem.
Śmierć? Tak, poproszę.
Lecz to nie będzie żyletka albo pistolet. To będzie idealne. Zadbam o to by ten moment był perfekcyjnie przygotowany, nad wszystkim będę miał kontrolę.
To się wydarzy dzisiaj.
Chwilę jeszcze przypatrywałem się sobie po czym wszedłem do przedpokoju który był pomalowany na żółto i wszędzie było widać pęknięcia na ścianach. Wziąłem kurtkę z małej drewnianej szafy która jest jedynym meblem w tym pomieszczeniu, założyłem buty i wyszedłem klnąc pod nosem. Na zewnątrz było zimno i zapowiadało się na deszcz, mimo, że zaczęło się lato. Zadzwoniłem do jedynej osoby z którą utrzymywałem jakikolwiek kontakt.
-Dzisiaj to zrobię. -oznajmiłem.
Przez parę sekund nic nie mówiła, wiedziałem jak bardzo ją ranie.
-Spotkajmy się o szesnastej w Heaven.- powiedziała cichym głosem i się rozłączyła nie chcąc słyszeć ani słowa sprzeciwu. Chodziłem po mieście parę godzin. Przechodziłem właśnie przez park jak zaczął padać deszcz. Usiadłem na pierwszej lepszej ławce i obserwowałem parę zakochanych ludzi. Kurwa. Nie będę o tym myśleć, na pewno nie teraz. Siedziałem tak w ciszy nie zwracając już na nic uwagi. Naciągnąłem mocniej kaptur na głowę i spojrzałem na zegarek, była piętnasta pięćdziesiąt. Wstałem z ławki i już wyraźnie zmęczony spacerem udałem się do kawiarni. Jedynej do jakiej chodziłem. To tutaj bywałem z moją Jocelyn. Wszedłem do środka zdejmując kurtkę i powiesiłem ją na wieszaku stojącym przy drzwiach. Lokal był mały i przytulny. Ściany były pomalowane na niebiesko, na ziemi położone panele z jasnego drewna, stoliki i krzesła były białe a na blatach ustawione zostały wazoniki z jasnymi kwiatami. Usiadłem przy dwuosobowym stoliku na końcu sali.
-Co podać?-spojrzałem na kelnerkę która oczekiwała mojej odpowiedzi patrząc na mnie z uśmiechem. Widać było, że jest zmęczona.
-Czarną kawę, bez cukru.-odpowiedziałem obojętnym głosem.
Kiwnęła głową i odeszła w kierunku małego barku. Spojrzałem w stronę drzwi w momencie w którym się otwierały. Dziewczyna która weszła odłożyła swój płaszczyk obok mojej kurtki i szła w moją stronę. Będąc w połowie sali uśmiechnęła się delikatnie i pomachała. Starałem się odwzajemnić uśmiech lecz moja twarz odmawiała posłuszeństwa i naprawdę musiałem wyglądać komicznie próbując z całej siły wyglądać radośnie.
-Cześć Chris -powiedziała smutnym głosem. Była drobną blondynką, miała brązowe oczy. Ubrana była w szary sweterek, czarne spodnie i wysokie kremowe buty. Nigdy się nie malowała, nie było jej to potrzebne.
-Hej Liv- przytuliłem ją po czym usiadłem naprzeciw niej - Wiesz że nie chciałem się żegnać, więc po co tu jesteśmy?- nie chciałem jej urazić ale taka była prawda.
Patrzyła na mnie chwilę szukając w moich oczach jakiegokolwiek znaku, że żartuje. Lecz wiedziała, to nie był żart.
-Mam propozycje. -powiedziała cicho.
-Jaką?
-Jesteśmy przyjaciółmi, prawda? Zależy Ci na mnie?
-Oczywiście Liv. Ale wiesz jak się czuję. Ja nie powinienem.. Nie mogę... Nie dam rady dłużej żyć. - odpowiedziałem wahając się przy doborze słów. Blondynka znowu wpatrywała się we mnie z cierpieniem wypisanym na twarzy. Minęło kilka sekund krępującej ciszy.
-Okej. Ale zrób to inaczej.
-Jak?- spytałem zdezorientowany.
-Nie planuj idealnej śmierci. Zaplanuj sobie idealne życie. -powiedziała smutnym głosem.
-Liv, rozmawialiśmy już o tym.
-Wiem ale.. - zastanawiała się chwilę nad resztą wypowiedzi. - Dzisiaj jest pierwszy dzień lata. To jest pora roku która jest szczęśliwa. Zrób to dla mnie Christian. Ja... Wiem, że nie potrafisz marzyć, ale -łzy zaczęły jej płynąć po policzkach.
-Liv...
-Nie przerywaj mi! -krzyknęła, co spowodowało, że goście na sali spojrzeli w naszą stronę. Podeszła kelnerka i położyła przede mną filiżankę. Spojrzała na Liv która kiwnęła głową na znak, że nic nie chce. Dziewczyna poczekała chwilę aż kelnerka odejdzie i zaczęła już ciszej. - Ja Ci pomogę marzyć. Zrobimy listę... Listę rzeczy które zrobisz przed samo.. Przed śmiercią. Wypełnisz punkty z listy i jeśli to nie pomoże to.. -powiedziała na jednym wydechu. Wzięła głęboki oddech. - to umrzesz jesienią. Dokładnie jej pierwszego dnia. To jest dobra pora. Wszystko umrze razem z Tobą, drzewa, kwiaty..- znowu z jej oczy wypłynęły łzy.
Spojrzałem na nią. Na to jak bardzo cierpi. Widziałem, że wyczekuje mojej odpowiedzi.
Cisza trwała parę minut.
-Dobrze. -powiedziałem cicho, byłem zrezygnowany. Jej oczy zabłysnęły.

ListaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz