24.06.2013
13:49
Nie potrafiłem otworzyć oczu. Jezu, było kurewsko jasno. Poszedłem spać dalej.
-Jo?! Powiedz coś, Jocelyn, powiedz, że nic Ci nie jest! - trzymałem ją za ramię i potrząsałem -Jo, kochanie, otwórz oczy! Jo! - byłem bezsilny, nie potrafiłem wstać z miejsca pasażera, moje nogi były zmiażdżone. Widziałem krew, była wszędzie. -Jocelyn, otwórz kurwa oczy, nie zostawiaj mnie! Nie zostawiaj.. - byłem wycieńczony, dookoła zrobiło się czarno.
15:52
Obudziłem się z przyspieszonym oddechem. Starałem się podnieść powieki, czułem łzy spływające po policzkach. Kurwa, ile ja musiałem wczoraj wypić. Otworzyłem szerzej oczy i wyciągnąłem rękę po plastikową butelkę wody leżąca przy łóżku. Obok niej walały się szklane po alkoholu. Każdy ruch mnie bolał, nie mówiąc już o tym jak napieprzała mnie głowa. Ostrożnie podniosłem się do pozycji siedzącej i sięgnąłem do szuflady szafki znajdującej się przy łóżku. Wyjąłem z niej opakowanie tabletek przeciwbólowych. Wsadziłem dwie do buzi i za jednym razem wypiłem zawartość butelki z wodą. Parę minut siedziałem na brzegu łóżka czekając aż będzie choć trochę lepiej. Gdy poczułem poprawę, wstałem i ruszyłem w stronę łazienki po drodze wynajmując ubrania z szafy. Zdjąłem z siebie wczorajsze ciuchy i wszedłem pod prysznic. Zacząłem żałować, że nie opłaciłem gazu bo z chęcią wykąpałbym się w ciepłej wodzie. Po prostu olałem rachunki, bo myślałem, że dwudziestego pierwszego to wszystko się skończy ale skoro mam jeszcze czekać te trzy miesiące to zapłacę dzisiaj wszystko. Pieniędzy mi nie brakowało, w wieku osiemnastu lat odziedziczyłem firmę po ojcu, którą niecałe pół roku temu sprzedałem za duże pieniądze.
Wyszedłem spod prysznica, wytarłem się i ubrałem w czarną bluzę i szare dresy. Spojrzałem na siebie w lustrze. Wyglądałem tragicznie. Do opuchniętych oczu wpadały mi włosy. Przeczesałem je ręka i wyszedłem z łazienki nie chcąc dłużej na siebie patrzeć. Jedyne co chciałem to umrzeć. Skierowałem się w stronę kuchni. Nie pamiętałem kiedy ostatni raz coś jadłem. Wziąłem gryza jabłka leżącego na małym stoliku. Po zjedzeniu połowy wyrzuciłem je i podszedłem do lodówki po coś do picia. W tym momencie ktoś zapukał do drzwi. Podszedłem do nich i przekręciłem klucz w zamku.
-Cześć - powiedziała radośnie - wyglądasz jak zombie - dodała.
-Tak też się czuję. - mruknąłem pod nosem i poszedłem z powrotem do kuchni.
-Jak Ci idzie z listą?
-A, właśnie. - podszedłem do kartki zawieszonej na drzwiach lodówki, wziąłem długopis z blatu i odhaczyłem kwadracik przy punkcie "upiję się do nieprzytomności najdroższym alkoholem jaki znajdę". Uśmiech zniknął z twarzy Liv.
-To wiele tłumaczy -powiedziała zirytowana - to może teraz wypełnisz jakiś punkt z tych zapisanych przeze mnie?
-Który?
-Jaki chcesz, Twój wybór.
Spojrzałem na listę szukając czegoś prostego do zrobienia.
-Noc na dachu wysokiego budynku brzmi spoko. - powiedziałem po chwili namysłu.
-To super, pójdę z Tobą. - klasnęła w dłonie i posłała mi szczery uśmiech.
-Jak chcesz - rzuciłem. Wygląda na to, że tylko ją cieszy ta pieprzona lista.
-Wiem gdzie możemy pójść. W centrum jest opuszczony biurowiec SBD Company, nikt tam od lat nie zagląda.
-To może od razu dopisz do listy, że zostanę napadnięty przez ćpunów w opuszczonym budynku? To głupi pomysł, Livia. - powiedziałem do blondynki. Chwilę się zastanawiałem nad lepszym miejscem.
-Może po prostu pojedziemy do bloków mieszkalnych na Brown Street? Mają dwadzieścia parę pięter i łatwy dostęp do wejścia na dach.
-Dobry pomysł - powiedziała Liv po czym podeszła bliżej i mnie przytuliła - nie wybaczę sobie jak się zabijesz. Muszę zrobić wszystko żebyś tego nie zrobił. Ta lista jest moją misją ratowania Ciebie. Wróć do świata żywych Christian. Błagam.
Spojrzałem w jej załzawione oczy. Wiedziałem, że to co mówi jest prawdą ale też że nie potrafiłem tego zrobić.
-Postaram się Liv. Trzy miesiące. Dwadzieścia siedem punktów.
Wtuliła się mocniej.20:27
Byliśmy pod blokiem 13c na Brown Street. Wjechaliśmy windą na ostatnie, dwudzieste piąte piętro.
-Cholera, kłódka - Liv wskazała drzwi prowadzące na dach - i co teraz?
-Spokojnie, zajmę się tym. - powiedziałem i wyjąłem ze swojej torby drucik. Pare minut majstrowałem przy zamku aż w końcu usłyszeliśmy kliknięcie i kłódka się otworzyła. Liv uśmiechnęła się do mnie i weszła pierwsza po schodach znajdujących się za drzwiami.
-Kurde, Christian, jak tu pięknie!
Musiałem przyznać, że widok naprawdę był ładny. Zbliżał się wieczór więc niebo zrobiło się pomarańczowo-różowe, słońce zachodziło. Wybraliśmy ten blok ponieważ był na końcu osiedla i z dachu widzieliśmy panoramę całego miasta. Słońce odbijało się w oknach wszystkich budynków. Z tej perspektywy ludzie na uliach wyglądali jak małe przemieszczające się kropki. Daleko za miastem można było zobaczyć pola i lasy skąpane w blasku zachodu.
-No nieźle. -powiedziałem i podszedłem do torby żeby z niej wyciągnąć koc który rozłożyliśmy około metr przed krawędzią dachu. Usiedliśmy na nim i wpatrywaliśmy się przed siebie aż niebo nie zrobiło się granatowe a światła miasta rozbłysnęły.
-To wszystko wygląda magicznie - westchnęła Liv - to był dobrze wykorzystany punkt na liście. Na pewno lepiej niż Twój wczorajszy - powiedziała z nutką złości w głosie.
-Muszę Ci przyznać rację. Z wczoraj pamiętam tylko pierwsze trzy kieliszki. - Była to prawda. Nie sprawdzałem stanu konta ale poważnie obawiam się jaką sumę pieniędzy wydałem wykupując najdroższe alkohole - Co mi po tych drinkach jak nawet nie pamiętam co piłem i jak smakowało. Poranek jedynie utwierdził mnie w przekonaniu, że było tego dużo. I jakoś nie zachęcił mnie do dalszego życia.
-Bo to Ty wymyśliłeś ten durny punkt. Po moich wyborach chce się żyć a nie umrzeć. -parsknęła pod nosem.
-Liv, wiesz, że odwlekasz nieuniknione?
-Zamknij się. Daj mi się wykazać. Przynajmniej jeśli nie zmienisz zdania to będę mieć pewność, że zrobiłam wszystko co tylko mogłam. Może poczucie winy nie będzie aż tak wielkie.
- Przecież to nie będzie Twoja wina, Liv. - powiedziałem zrezygnowany - To mnie sumienie nie daje żyć. To ja powinienem wtedy prowadzić. To ja powinienem zginąć.
Zastanawiała się chwilę co powiedzieć ale tylko westchnęła i położyła się na kocu. Poszedłem w jej ślady i wgapiałem się w niebo. Było pełne jasnych gwiazd. Po jakimś czasie ogarnęła mnie senność.-Gdzie Jo... Co za Ann?
-Tak mi przykro kochanie...
-Gdzie one kurwa są?! - krzyknąłem pierwszy raz w życiu na własną matkę.
-Chris, one.. - kobieta zawahała się i po jej policzkach również zaczęły płynąć łzy - Nie udało im się. Jo zmarła na miejscu. Próbowali ocalić Annie ale było za późno. - powiedziała na jednym wydechu.
-To nie prawda! Jocelyn żyje! Weź mnie do mojej Jo!
-Chris..
- Nie!Weź mnie do mojej Jo...
Obudziłem się z krzykiem.
-Chris? Co się stało? - Liv podniosła się na łokciach z koca i spojrzała na mnie śpiącym wzrokiem.
-Jest dobrze. Za trzy miesiące będę z moją Jo.
CZYTASZ
Lista
RomanceCo się dzieje w umyśle człowieka chcącego popełnić samobójstwo? Co się stanie gdy utworzy listę i w trzy miesiące będzie chciał przeżyć wszystko, by pierwszego dnia jesieni się zabić wiedząc, że zrobił więcej niż przeciętny człowiek w całym swoim ż...