26.06.2013
Otworzyłem oczy, zegarek wskazywał jedenastą cztery. Cholera, spałem prawie dwanaście godzin bez przerwy. Pierwsza noc bez koszmaru. Podniosłem się z łóżka i poszedłem do kuchni. Pierwszą rzeczą na jaką zwróciłem uwagę była lista wisząca na drzwiach lodówki. Podszedłem do niej i zacząłem czytać punkty. Wybrałem kilka chcąc jak najszybciej zaliczyć wszystko i móc spokojnie odejść. Bardzo tęsknię za Jocelyn, jednak pociesza mnie fakt, że za niecałe trzy miesiące dołączę do niej i małej Annie. Muszę jednak wypełnić te pierdolone zadania z listy Liv. Czemu to robię? Ponieważ jest ona jedyną osobą która była przy mnie po śmierci Jo. Gdyby nie Liv zabiłbym się pierwszego dnia po stracie miłości mojego życia. Nie wiedziałem czy mam być jej za to wdzięczny bo każdego dnia czułem coraz większe wyrzuty sumienia, że żyję a najwspanialsza kobieta jaką znałem umarła zamiast mnie. Byłem pewien, że lista była głupim pomysłem ale w jakiś sposób chciałem się odwdzięczyć Liv za ten rok w ciągu którego troszczyła się o mnie. Mogło to zabrzmieć dziwnie, że wynagradzam jej to tym, że dalej musi się ze mną użerać ale przynajmniej będzie mogła pogodzić się z moją śmiercią wiedząc, że zrobiła co mogła.
Odwiesiłem kartkę z powrotem na drzwi i otworzyłem lodówkę. Wyciągnąłem z niej karton soku i jogurt. Usiadłem przy stoliku jedząc i starając się o niczym nie myśleć. Po skończeniu wyciągnąłem telefon z kieszeni szarych dresów i wybrałem numer.
-Halo?
-Hej Liv. Spotkamy się dzisiaj?
-Pewnie. - odpowiedziała wesołym tonem.
-O 14 w Heaven?
-Pasuje.
Rozłączyłem się i spojrzałem na zegar wiszący na pomalowanej na zielono ścianie kuchni. Zostały mi niecałe dwie godziny. Poszedłem do sypialni i położyłem się na łóżku. Włączyłem telewizor i przeskakiwałem kanały szukając czegoś choć trochę interesującego. Postawiłem na program talk-show. Już się kończył w momencie w którym zadzwonił mój telefon.
-Liv? Coś się stało? - zapytałem.
-Tak Chris, ile można na Ciebie czekać? - była wyraźnie zdenerwowana. Spojrzałem na ekran telefonu. Kurwa. Była czternasta dwadzieścia siedem.
-Przepraszam, Liv. Nie wiedziałem, że już tak późno. Poczekaj na mnie, już idę.
Przerwałem połączenie i wbiegłem do przedpokoju. Założyłem buty i wyszedłem zamykając za sobą drzwi na klucz. W biegu zszedłem po schodach i ruszyłem w stronę kawiarni. Słońce mocno świeciło. Przechodząc koło parku zwróciłem uwagę na duża ilość ludzi wypoczywających na trawie. Wyglądali na szczęśliwych.14:39
-No proszę, któż to się pojawił! - parsknęła wkurzona - to już przesada, żeby się umawiać ze mną i kazać mi czekać na siebie czterdzieści minut!
-Przykro mi Liv, zupełnie straciłem poczucie czasu.
-Jasne - parsknęła - o co chodzi?
-Może wypełnimy kolejny punkt z listy?
Irytacja opuściła twarz blondynki. Zastąpił ją uśmiech.
-Brzmi fajnie. Który?
-Myślałem o połączeniu trzech. Wpisałaś na listę weekend nad morzem i wyjazd pod namioty. Możemy pojechać pojutrze, w piątek. - powiedziałem.
Widziałem po jej oczach, że jej się spodobało.
-A trzeci punkt?
- A no tak. Będąc tam wypalę najdroższe cygaro jakie uda mi się kupić.
Przewróciła oczami.
-Jesteś niemożliwy. Myślałam, że po upiciu się drogimi trunkami zrezygnujesz z reszty swoich głupich punktów. - westchnęła.
-Nie ma mowy. - powiedziałem i puściłem do niej oczko. Roześmiała się.
Cholera. Co ja robiłem? Nie chciałem jej dawać złudnej nadziei a moje zachowanie świadczyło o tym, że była we mnie poprawa. To nie było możliwe. Nie mogłem cieszyć się życiem bez Jocelyn. Nikt przed nią i nikt po niej.
-Co podać? - kelnerka wyrwała mnie z rozmyśleń. Przyjrzałem się jej. Miała blond włosy i niebieskie oczy, była szczupła. Na jej kamizelce przypięta była plakietka, świadcząca o tym, że nazywała się Alice. Ładne imię.
-Weźmiesz coś, Liv? - spytałem.
- Poproszę szarlotkę i sok pomarańczowy. -Alice kiwnęła głową i zapisała zamówienie w swoim notesie.
-Dla mnie to samo. - powiedziałem kelnerce która przytaknęła i odwróciła się w stronę baru. Kiedy odeszła zwróciłem się do Liv.
-Może wybierzemy się jutro na zakupy? Potrzebujemy namiotu, śpiworów i pewnie mnóstwa innych rzeczy.
-Mam wszystko co potrzebne oprócz namiotu. -uśmiechnęła się.
-No to załatwione, przyjdziesz jutro o trzynastej?
-Okej. Będę dzwonić parę minut wcześniej żebyś przypadkiem nie zaspał. - powiedziała na co przewróciłem oczami.
-Teraz mi to będziesz wypominać, tak? -roześmiała się głośno przez co też się uśmiechnąłem.
W naszą stronę szła Alice z tacą z ciastkami i sokiem. Rozłożyła przed nami nasze zamówienia i spojrzała na nas.
-Urocza z was para. - powiedziała radośnie. Z mojej twarzy zniknął uśmiech. Liv zamilkła.
-Nie jesteśmy razem. - powiedzieliśmy w tym samym momencie. Kelnerka była wyraźnie zdziwiona naszą nagłą zmianą humoru.
-Przepraszam. - mruknęła cicho i odeszła w stronę barku.
Chwilę siedzieliśmy w ciszy i jedliśmy.
- Będę się zbierał. - powiedziałem do Liv jak obydwoje skończyliśmy. Przytaknęła głową. Sięgnąłem jeszcze do kieszeni spodni i wyjąłem portfel. Wyciągnąłem z niego pieniądze i położyłem na blacie stolika.
-Do jutra, Liv.
-Do jutra.
Wyszedłem z kawiarni i skierowałem się do parku. Potrzebowałem spaceru. Wyjąłem z kieszeni telefon i słuchawki. Puściłem piosenkę."Can you see me my love?
Up there above when you were dying
I was dying too, look for meaning in song
But the meaning was gone cause i was crying
Right along with you if the heavens may break
I hope for our sake that if they ever do
I'll be there with you"*Moje oczy zaczęły piec od napływających łez. Tak. Kiedy umierałaś ja też umierałem.
Usiadłem na ławce która była najbliżej mnie i schowałem twarz w rękach. To wszystko mnie przerastało. Może powinienem był przestać i powiedzieć Liv, że to koniec? Obracałem telefon w dłoniach nie wiedząc co mam jej powiedzieć. "Hej Liv, przykro mi ale jednak zabiję się dzisiaj, dzięki za starania"?
Nie chciałem już nad niczym myśleć a najlepszym sposobem było upicie się.
Wyszedłem z parku i ruszyłem w stronę najbliższego baru - Lucky13. Byłem przy wejściu gdy poczułem jak ktoś chwycił mnie za ramię.
-Chris! Dawno Cię tu nie widziałem! - powiedział radośnie. Był to mój stary znajomy z baru. Jego żona umarła siedem lat temu i od tego czasu przepijał wszystko co miał w Lucky13.
-Jack, miło Cię widzieć. Miałem parę spraw na głowie. - powiedziałem obojętnie. Wtedy chciałem w spokoju napić się sam, a znając mojego kumpla po trzecim kieliszku zacznie gadać o tym jak nie radzi sobie bez Lucy. Naprawdę nie miałem ochoty tego wysłuchiwać po raz setny. Odwracając się plecami do Jack'a wszedłem przez czarne drzwi do środka. Od razu uderzyła mnie woń alkoholu. Tego mi było trzeba. Skierowałem się w stronę baru i usiadłem na wolnym stołku. Kiwnąłem głową w stronę barmana.
-Butelkę czystej i kieliszek. - powiedziałem do niego na co przytaknął głową.
- Dwa razy! - usłyszałem za plecami. Kurwa. Jack nie zrozumiał chyba, że wolałbym zostać dzisiaj sam. Czas jednak leciał szybko tak samo jak kieliszki wlewane w gardło. Najważniejsze dla mnie było to, że przestałem myśleć. Ostatnią rzeczą jaką pamiętałem było rozpoczęcie drugiej butelki.27.06.2013
-Halo? -powiedziałem zasypanym głosem do słuchawki telefonu. Cała twarz mnie bolała.
-Chris, za 15 minut będę. Cholera, wiedziałam, że zaśpisz! - warknęła.
-Już wstaję. - stwierdziłem i rozłączyłem się. Nie miałem jednak ani siły ani ochoty wstawać. Zmusiło mnie do tego dopiero pukanie do drzwi. Podszedłem do nich powoli na całym ciele czując ból.
-Boże, Chris, co Ci się stało?! - krzyknęła panicznie. Nie rozumiałem o co jej chodzi dopóki nie spojrzałem w lustro. Górną wargę miałem rozciętą i opichniątą tak samo jak łuk brwiowy po prawej stronie twarzy. Pod prawym okiem znajdowało się wielkie fioletowe limo. Kurwa.________________
* Hollywood Undead - I'll be there
"Czy widzisz mnie, moja ukochana tam na górze?
Kiedy umierałaś ja także umierałem.
Szukałem sensu w piosence ale sensu nie było, bo płakałem tuż obok Ciebie.
Jeśli niebo może pęknąć mam nadzieje że dla naszego dobra.
I jeśli kiedykolwiek pęknie, będę tu razem z tobą"
CZYTASZ
Lista
RomanceCo się dzieje w umyśle człowieka chcącego popełnić samobójstwo? Co się stanie gdy utworzy listę i w trzy miesiące będzie chciał przeżyć wszystko, by pierwszego dnia jesieni się zabić wiedząc, że zrobił więcej niż przeciętny człowiek w całym swoim ż...