1. Brudne Sumienie

52 3 0
                                    

Biorę do ręki widelec. Srebrne, wygrawerowane wzory połyskują w świetle świec. Ciemny, duży stół, skórzane kanapy, wielki, zawieszony na suficie niczym trofeum żyrandol wyglądają na niezwykle przytulne w otoczce wrześniowego wieczoru. Mam na sobie sweter zrobiony przez matkę na drutach grubą włóczką. Miękki materiał otula moją delikatną skórę. Czuję się w nim jak w pawich piórach. To jedyny prezent, zrobiony przez nią własnoręcznie, jedyny, przy którym musiała się postarać, więc uważam, że jest materialnym odpowiednikiem miłości. Przesuwam kciukiem po idealnym sztućcu. Gładzę każdą linię, którą udaje mi się znaleźć. Bacznie obserwuję moją kolację. Pewnie każdy normalny człowiek rzuciłby się na to jak zwierzę. Posiłek pachnie bowiem nieziemsko, surówka z najbardziej wyszukanych warzyw idealnie współgra z dobrze wypieczoną wołowiną. Dla mnie to jednak codzienność. Tego właśnie nienawidzę. Ludzie w tym domu nie potrafią cieszyć się małymi rzeczami.

- Muszę dziś jeszcze sprawdzić kilka formularzy- ojciec nie kryje dumy z tego, że jego wysoka posada wymaga tyle zaangażowania. Gdy mówi o pracy, w oczach można dojrzeć błysk fascynacji. Idealnie skrojona koszula i marynarka odstają od całego tła. „Tła", bowiem jest egoistą. W jego życiu liczy się tylko on. Ja i mama jesteśmy tylko tłem. Cały ten dom, zdjęcia na ścianach również. Często zastanawiam się, czy ożenił się jedynie dla pieniędzy.

- Nie jest na to trochę za późno?- Twarz kobiety siedzącej obok mnie smutnieje. Lekkie zmarszczki sprytnie ukryte pod makijażem i różnymi kremami pogłębiają się, sprawiając, iż twarz jej traci kobiecą delikatność, a nawet starzeje się o kilkanaście lat.

Totalnie nie zwracają na mnie uwagi. Biorę gryz mięsa. Aromatyczny smak przenosi moje podniebienie do nieba. Może powinnam się stąd wynieść?

-Jeśli nie zrobię tego dzisiaj, moi współpracownicy będą wkurwieni – odpowiada.

Nie, to bez sensu. Przecież tata jest z policji, od razu mnie znajdą i przyprowadzą do tego cholernego domu. Przeżuwam kolejny kawałek mięsa. Czuję na języku ostre przyprawy.

-No dobrze, ale nie siedź z tym za długo. Jutro jest...- przerywa w pół zdania, gdy z piskiem odsuwam krzesło, wstaję od stołu i odchodzę do mojego pokoju. Nie widzę sensu w przebywaniu z ludźmi, którzy nie są do mnie niczym podobni. Co więcej, oni nawet nie chcą mnie zrozumieć. – Gosiu, wszystko w porządku? – W jej głosie słyszę udawaną troskę. To śmieszne. Była jedną z najlepszych sędzi w Polsce, a jest tak słabą aktorką. A najgorszą, to jest matką.

- Jestem zmęczona. Idę się położyć. – Kłamię. Zatrzymuję się na ułamek sekundy i zerkam przez ramię. Z niepotrzebną powagą kiwają głowami, po czym wracają do rozmowy. Pod stopami czuję miękki dywan. Stoję w miejscu jeszcze przez chwilę, rozkoszując się przyjemnym uczuciem. Jestem już na schodach. Ignoruję jęczący ból pleców i kolan, które błagają mnie, bym nie zmuszała ich do tego typu wysiłku. Takie właśnie skutki ma siedzenie godzinami przy niskim biurku. Idę dalej. Jakaś tajemnicza siła ciągnie mnie do gabinetu. Nogi same kierują się w jego stronę, ramiona i biodra również, lecz oczami patrzę na drzwi mojego pokoju. Nie chcę być świadkiem tego, co robię. Bezpodstawnie wchodzę do pokoju, który nie należy do mnie. Na karku czuję piekący język wstydu, jednak pociągająca moc ciekawości wygrywa wojnę.

W domowym biurze panuje półmrok. Delikatne, bladożółte światło klasycznej lampki nocnej oświetla zamieszkane przez litery stosy kartek. Bezmyślnie przerzucam w rękach setki historii, setki wyroków, setki śledztw, tysiące czyichś żyć, żyć, żyć. Nie wiem, czego szukam, zaczynam się nad tym zastanawiać, gdy nagle znajduję to. Wyrwaną stronę z zeszytu. Jest cała pomiętolona a słowa na niej wyglądają tak, jakby autor pisał je szybko na kolanie, nie przejmując się zbytnio nad estetyką. W lewym, dolnym rogu zasiedliła się plama z tłuszczu. Moja ręka wędruje w okolice bioder, gdzie jakby nigdy nic znajduję się telefon. Palce lgną po delikatnym materiale, aż natykają się na gładki aparat komórkowy. Odblokowuję go i robię zdjęcie owego znaleziska. Na szczęście napis ,,Wiesz co robić. Zrób to jak najdokładniej" widać na ekranie doskonale. Układam notatki w takim samym nieładzie, jak je znalazłam, by ojciec nie zauważył tu mojej nieproszonej obecności. Jak najciszej wymykam się do sypialni. Wstrzymuję oddech, by roztrzęsione płuca nie zdradziły mojego czynu. Kilka metrów jest teraz jak kilometr. Liczę każdy mały krok, modląc się, by żadna deska podłogowa nie nabrała ochoty skrzypnąć pod ciężarem tak podnieconego, a zarazem zestresowanego ciała. Gdy jestem już w moim azylu, wskakuje jednym susem na łóżko. Końcówki włosów łaskoczą mnie w nos. W końcu biorę wdech, jeden malutki, na jaki mogę sobie teraz pozwolić i czuję kwiaty. Dziesiątki niewidzialnych kwiatów rozniesionych po całym pokoju przez świeczkę zapachową. Spoglądam w telefon i przyglądam się zrobionemu zdjęciu. Próbuję przypomnieć sobie, czyj to charakter pisma. Niestety, nie udaje mi się. I nagle przychodzi mi do głowy myśl, która jest jak cios w policzek. CO JA ROBIĘ? Doszukuję się jakichś podstępów, przeszukuję miejsce pracy ojca, a to wszystko jest przecież poufne. Byle jacy ludzie nie są zatrudniani jako policjanci. Naoglądałam się stanowczo za dużo seriali.

Nie mówi mi jakiś głos z tyłu mózgu musisz się tym zająć, dobrze o tym wiesz. Więc robię to. Podejmuję się zadania i obiecuję sobie, że poznam prawdę i dowiodę, co takiego nie pasuje mi w tej całej sytuacji. Idę pod prysznic. Stoję przez dłuższy czas, rozkoszując się ciepłą parą i kroplami spływającymi po plecach, podróżującymi po wystających żebrach, płynącymi po wklęsłym kształcie talii. Zamykam oczy. Pragnę, by mój chłopak otulał mnie teraz swoimi mocno zbudowanymi ramionami i szeptał mi do ucha, jak bardzo mnie kocha. Powiedziałabym mu, że jest moim całym światem, że tylko on trzyma mnie przy życiu. Zastępuję parę jego oddechem, krople ciepłej wody jego palcami. I zaczynam płakać. Po części ze szczęścia, po części ze strachu, iż go stracę. Że stracę kogoś, kto trzyma w ręku moje serce. Kogoś, komu lśnią w oczach me tajemnice. Odpycham od siebie te myśli. Powinnam się cieszyć teraźniejszością, a nie martwić przyszłością, ponieważ lada moment mogę znaleźć się w ponurej przeszłości. Wyłączam strumień, po czym wychodzę na biały dywanik łazienkowy. Wycieram się miękkim ręcznikiem w kolorze morskiej bryzy, skanując w lustrze swoją twarz i fryzurę. Oblatuję wzrokiem każdy mokry włos, opadający mi na ramiona i wystające obojczyki. Otwieram szare drzwi wypuszczając chmury pary z tych ciasnych czterech ścian, by mogły spokojnie rozpłynąć się w głębinach długiego, ciemnego korytarza. Z parteru słyszę znany wszystkim spokojny dźwięk zbieranych ze stołu talerzy ze sztućcami. Rodzice musieli już skończyć kolację, oznacza to, że ojciec może za chwilę wejść do swojego gabinetu. Żołądek kurczy mi się o 5, 6, 7 centymetrów a w głowie piszczy mi tak, jakbym zaraz miała zostać przyłapana na gorącym uczynku. Uspokój się myślę nie zostawiłaś po sobie żadnych śladów. Nikt się nie dowie. Próbuję zwolnić oddech. Oplatam płuca palcami, ściskam jak najmocniej i czekam, aż skończą ze swoim szaleńczym tempem i znowu zaczną normalnie funkcjonować. Czas iść spać. Jeszcze nigdy nie czułam na sobie takiego brudu. Smoła wstydu z garstką strachu ściąga mnie w dół, dół, dół. Gdy jestem już owinięta w jedwabny koc, a moja ociężała rozmyślaniami głowa spoczywa na bajkowej poduszce, sen zakrada się do mego umysłu. Szepcze mi słodkie słowa, bym tylko pozwoliła mu zawładnąć mą świadomością. Bez sprzeciwu pozwalam mu na to.

Ciekawość ZabijaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz