0. Prolog. Krzemowe miasto.

260 24 6
                                    

Startuję z nowym opowiadaniem, jak już wspominałam w "Na pewno nie", w związku z moim programem na stypendium - wcześniejsze moje opowiadania się raczej nie nadają.  Tematyka jest ciut poważniejsza, ale nie przejmujcie się tym prologiem - reszta powieści będzie w innym klimacie - jest to głównie romans i trochę też o przyjaźni w zniewolonym świecie. Mam nadzieję, że się spodoba - proszę o opinię itp Co do piosenki do góry - towarzyszyła mi podczas pisania, myślę, że oddaje to co, będę chciała napisać w tym opowiadaniu :D

Dzięki za czytanie :D

Trzecia wojna światowa, rozpoczęta z powodu konfliktów religijnych na bliskim wschodzie pochłonęła więcej ofiar niż pierwsza i druga razem wzięte - przynajmniej takie informacje wpajano nam co rok, odkąd pierwszy raz przestąpiliśmy przez próg jedynej w tym miejscu akademii. "Przymierze" na czele z USA oraz z większością państw Europy zachodniej stanęło na przeciwko Rosji w układzie z Chinami i Koreą Północną, którym natychmiast uległy byłe państwa Związku Radzieckiego. Trwająca piętnaście lat wojna, chociaż zakończyła się sukcesem sprzymierzonej strony pociągnęła za sobą niebywałe zniszczenia gospodarcze. Nawet Stany Zjednoczone, których większość zasobów oraz kapitału pochłonęły działania zbrojne, nie potrafiły podźwignąć się z kryzysu, a społeczeństwo popadało w coraz większy obłęd.

Wtedy NASA na czele z ukrywającym się pod inicjałami H. R.R. profesorem zaproponowała wydzielenie specjalnej strefy, gdzie wprowadzona zostałaby nowa forma gospodarki oraz podział społeczeństwa na podstawie wrodzonych zdolności. Projekt szybko uzyskał nieoczekiwanie dobre rezultaty, jednak genialne umysły nowego miasta nie miały zamiaru dzielić się swoimi osiągnięciami. Ogromna bariera wzniesiona przez budowniczych utworzyła niewielką enklawę - przez ludzi zza bariery zwaną Krzemowym Miastem.

A oto, pięćdziesiąt lat po wojnie, urodziliśmy się my - dzieci lepszej generacji, podzielonego pokolenia, które nigdy nie widziało okropności wojny. Wszyscy tutaj żyliśmy - czy byliśmy źli czy dobrzy, utalentowani czy zwyczajni - każde z nas miało swoje marzenia, które chciało spełnić za wszelką cenę. Jednak nie zdawaliśmy sobie sprawy jak bardzo udało im się nas omamić, utopić w iluzji od maleńkości wpajanej w nasze niewinne umysły.

                                                                                                 ***

To był pierwszy ciepły czerwiec od wielu lat, kiedy Anna przechodziła przez szklany most, łączący dwa bieguny miasta. Właściwie, odkąd pamiętała, letnie słońce nigdy nie miało dość siły, aby wedrzeć się pomiędzy przeźroczyste budynki i chociaż trochę ogrzać  przemykających wąskimi ulicami metropolii mieszkańców.

Jednak tego dnia dziwnym trafem, czerwone promienie tańczyły.

Tańczyły na wodach leniwie płynącej rzeki, na obojętnych twarzach przechodniów i na poruszanych lekkim wiatrem liściach drzew. Zarówno w kroplach popołudniowej burzy jak i w spuszczonych ze zrezygnowaniem ludzkich oczach można było dostrzec maleńkie iskierki.

Tańczyły i napełniały życiem wszystko to, co jak się zdawało, już dawno umarło.

Dziewczyna, chociaż  nigdy nie zwracała uwagi na otoczenie, teraz przystanęła na chwilę i odwróciła wzrok w kierunku rzeki. Dwa słońca złączone na widnokręgu wydawały się zupełnie odmieniać ciemną sylwetkę Szarej Dzielnicy, do której widoku od zawsze była przyzwyczajana. To samo słońce świeciło nad nią wczoraj, przedwczoraj i każdego dnia, odkąd się urodziła. To dlaczego tego dnia jarzyło się takim dziwnym blaskiem? Czy to miasto było zdolne tak zachwycić oczy? Dlaczego po tych wszystkich zbrodniach nadal wydawało się takie piękne? Czy mieli prawo tak żyć, kiedy nawet władza nie wiedziała, z ilu kości zbudowano te fundamenty?

Promienie, które wyrwały dziewczynę z otępienia, tańczyły również na rudych włosach siedzącego na barierce mostu chłopaka. Na jego twarzy co chwilę przemykał lekki uśmiech, gdy patrzył na grającą w koszykówkę grupkę gimnazjalistów. Czasem zadowolony wyraz znikał jednak z jego twarzy i wtedy wpełzał na nią nerwowy grymas. Wtedy podnosił rękę do ust i mocno zaciągał się papierosem. Chwila odprężenia, rozluźniły się spięte mięśnie, a usta rozchyliły łagodnie. Powtarzał to jak mantrę, nieustannie obserwując grających.

Ludzie zza bariery nie ujrzeliby w grających niczego dziwnego, jednak Prototyp rządził się własnymi prawami, a właściwie jednym - prawem grupowania.

- Im nie wolno! - krzyknęła dziewczyna szarpiąc obserwującego chłopaka - powiedz im, żeby przestali! Zabiją ich!

Chłopak odwrócił się gwałtownie, ale gdy tylko jego oczy napotkały przerażoną twarz Anny, złagodniały, a na twarz znowu wpełzł ciepły uśmiech.

- To pozwól nam żyć i umierać jak chcemy - powiedział - czekałem, aż przyjdziesz, Anno. 

Jesteśmy z tobąOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz