2

511 42 4
                                    

Mogłabym już zawsze budzić się w Twoich ramionach i czuć bijące od Twojej skóry ciepło, gdybym tylko miała taką możliwość.

Z leniwym uśmiechem przeciągnęłam się lekko, przypatrując się Twojej zaspanej twarzy. Nie ukrywałeś, że byłeś śpiochem, ale gdy się upiłeś, miałeś tak mocny sen, że dobudzenie Ciebie graniczyło z cudem. Przypominałeś mi niedźwiedzia, który zapada w taką długą hibernację na całą zimę.

Nie chciałam wstawać. Tak naprawdę pragnęłam jedynie znowu zamknąć oczy i czekać, aż Ty obudzisz się pierwszy, uśmiechniesz się na mój widok, pocałujesz mnie w czoło i powiesz, że mnie kochasz, a ja będę udawała, że śpię, choć w rzeczywistości będę wszystko słyszeć. Z Tobą jednak taki plan był niewykonalny.

Wiedziałam, że jeszcze długo nie wyjdziesz spod kołdry, więc zdjęłam z siebie Twoje ramię i poszłam do łazienki.

Okręciłam czerwony kurek, żeby woda się nagrzała i na chwilę uchwyciłam swoje spojrzenie w lustrze, które zaczęło się zaparowywać. Było wiele blondynek na świecie, które wyglądały lepiej ode mnie, a były równie (może nawet i bardziej) fascynujące, popularne i utalentowane niż ja, a na które na pewno prędzej zwróciłbyś uwagę niż na mnie. Może nawet aktualnie byś się z jakąś umówiał, gdybyś nie musiał być ze mną w związku. Może wtedy bym się w Tobie nie zakochała.

Skrzywiłam się, ściągając piżamę i wchodząc pod prysznic. Syknęłam, gdy poparzyłam się gorącym strumieniem i skręciłam wodę na zimniejszą, a potem zaczęłam spłukiwać nią swoje ciało, wiedząc, że po skończeniu już nie będzie pachnieć Tobą i Twoimi perfumami. Umyłam włosy, a po wyjściu z kabiny owinęłam się puchatym szlafrokiem i zawinęłam na głowie turban z ręcznika.

Z łazienki wyszłam, nucąc melodię jakiejś piosenki, którą ostatnio często puszczali w radio. Obrzuciłam wzrokiem rozkopaną pościel, ale nie byłeś w nią zawinięty. Nie było też Twoich rzeczy, które w nocy poskładałam i ułożyłam na krześle.

Z zmarszczonym czołem poszłam do salonu, wołając Twoje imię, a później do kuchni, ale odpowiedziała mi cisza.

Na blacie stał tylko kubek parującej kawy, a obok niego żółta kartka samoprzylepna, na której nabazgrałeś parę zdań. No dobra, wcale nie nabazgrałeś. Czasem miałam wrażenie, że Twoje pismo jest bardziej czytelne od mojego.

„Przepraszam, że musiałem tak prędko wyjść. Sprawy służbowe.
Pozwoliłem sobie zrobić kawę z Twojego ekspresu, a przy okazji zaparzyłem też Tobie. Mam nadzieję, że nie jesteś zła.
Miłego dnia! Zayn x”

Mimo tego że nie było Ciebie przy mnie, nie mogłam się nie uśmiechnąć na myśl, że nie zapomniałeś o mnie.

Usłyszałam odjeżdżający z piskiem opon samochód i podbiegłam do okna z widokiem na jezdnię, zauważając tylko jak Twoje czarne auto znikało w oddali. Nie wiedziałam nawet, że nim przyjechałeś. Myślałam, że w takim stanie nie będziesz prowadzić, ale w tamtym momencie chyba nie za bardzo Cię to obchodziło, że mogłeś spowodować wypadek. Czasem odnosiłam wrażenie, że żyłeś zasadą: Nie martw się na zapas. Cóż, Ty miałeś totalnie w dupie swoje zdrowie, a ja za to przejmowałam się nim za nas oboje.

Nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym spędzić z Tobą ten  poranek jak prawdziwa para – wtuleni w siebie, jedząc śniadanie w łóżku i słuchając radio, które leciałoby w tle. Obrysowywałabym palcem Twoje tatuaże na klatce piersiowej i pocałowałabym Twoją rozgrzaną skórę, a Ty bawiłbyś się moimi włosami.
Szeptałbyś mi do ucha, że mnie kochasz, pragniesz i gdybyś miał okazję cofnąć czas, to nic byś nie zmienił w obawie, że mógłbyś mnie nigdy nie poznać.

Właśnie wtedy nic tak pięknie nie wyglądało w mojej wyobraźni jak Ty.

Powiedz mi prosto w twarz, że mnie kochasz.
Potrzebuję tego bardziej niż twojego objęcia.

say you love me; edwards&malik ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz