Rozdział 8

9.9K 591 28
                                    

-Nie płacz.-odwróciłem się i przytuliłem ją do siebie. Pocałowałem w czubek głowy.- Nie płacz.

Po chwili, w której się uspokoiła postanowiłem wziąć się za siebie i zapytać.

-Joe.. Dlaczego znowu się tniesz?-powiedziałem to cicho i spokojnie. Jej ciało zesztywniało w moich rękach, a głowa przestała się ruszać. Powoli uniosła głowę i spojrzała swoimi, przerażonymi oczami w moje.

-S-skąd?..

-Widziałem.-nie mogłem się opanować, łza popłynęła z mojego oka.

Próbowała coś powiedzieć, ale nic nie wychodziło z jej gardła. Twarz stała się blada, a źrenice rozszerzone do granic możliwości. Warga jej drżała, co chwila połykała ślinę.

-Kochanie, dlaczego?-przytuliłem ją mocniej do siebie.

Nagle poczułem jak tył mojej koszulki staje się mokry. Mokry od jej łez. Chciałem coś powiedzieć, ale ona zaczęła mówić.

-To zaczęło się.. Jak wyjechałeś. Myślałam, że mnie znienawidziłeś. Przestałeś kochać. Nie wiedziałam co złego zrobiłam. Zaczęłam nienawidzić siebie, bo myślałam, że odszedłeś z mojego powodu. Nie chciałam na siebie patrzeć. Odsunęłam od siebie wszystkich, żeby nikogo nie skrzywdzić. Byłam niestabilna emocjonalnie. Potrawiłam być wściekła z byle powodu lub płakać. Żyletki mnie uspokajały, sprawiały że czułam obojętność. Nie myślałam o niczym. Tnąc się zapominałam o wszystkim. Widziałam tylko krew i moją rękę. Stare i nowsze blizny. Kilka razy prawie straciłam przez to wszystko. Zamiast spróbować coś innego, zostałam przy żyletkach. Byłeś jedyną osobą, która potrafiła mnie podnieść na duchu. A gdy odszedłeś, nic mnie nie trzymało. Żyłam w świadomości iż mnie znienawidziłeś... Przepraszam.-ostatnie słowo wypowiedziała cicho, łamiącym się głosem.

Po twarzy spływały mi łzy. To było przeze mnie. Przez moją głupotę chciała się zabić. 

-Nie masz za co przepraszać.-wziąłem ją mocniej w ramiona i nie zamierzałem puszczać.- To z mojej winy. Źle to rozegrałem. Mogłem chociaż jakość Cię ostrzec. Ale zamiast tego zostawiłem Cię. Zrobiłem głupotę i niestety Ty za nią zapłaciłaś... Przepraszam.-objąłem jej głowę rękoma i pocałowałem w czoło i czubek nosa.-Wybacz mi kochanie.

-Zawsze Ci wybaczę, nie musisz o to prosić. - musnęła moje wargi ustami- Luke.. Wracamy spać? 

-Oczywiście.

Wsunąłem się pod kołdrę nie puszczając jej i opatuliłem nas nią. Leżeliśmy przytuleni, patrząc sobie w oczy. Po kilku minutach Joe zamknęła je i wtuliła się we mnie bardziej. Po chwili jej oddech się unormował, oznajmując mi, że zasnęła. Postanowiłem się zdrzemnąć, bo pół nocy leżałem i myślałem. 

~Trzy godziny później~

Przesunąłem się w lewo i ręką próbowałem przyciągnąć Joe. Niestety moja ręka natrafiła na nicość. Otworzyłem oczy zdziwiony i zobaczyłem, że nie mam jej w pokoju. Wstałem i zaglądnąłem do łazienki. Pusto. Po chwili do mojego nosa dotarł zapach bekonu. Zszedłem po schodach i zauważyłem Joe przy kuchence, gotującą śniadanie. Usiadłem po cichu i spoglądałem na nią. Nie zorientowała się. Dopiero mnie zobaczyła, gdy odwróciła się by chwycić talerz. Z zaskoczenia upuściła go, a on rozbił się na kawałki raniąc jej nogi. Poderwałem się z krzesła.

-Nie ruszaj się. 

Pobiegłem ubrać buty i chwyciłem szczotkę razem z szufelką. Ostrożnie podszedłem odgarniając większe kawałki. 

-Dasz radę usiąść na blacie?

-T-tak.- Joe podskoczyła szybko i usiadła na nim.

Posprzątałem szybko szkło i poszedłem do łazienki po apteczkę. Gdy byłem już w kuchni, wziąłem Joe w ramiona i zaniosłem do pokoju. Posadziłem na kanapie i sprawdzałem jej rany.

-Nie masz zbyt głębokich ran. Tylko dużo małych draśnięć, obmyję je i wytrę krew.

Wziąłem wodę dezynfekującą i zacząłem psikać. Joe w niektórych momentach krzywiła się i zabierała nogi.

-Już, za chwilę skończę. -psiknąłem ostatni raz i zakleiłem plastrem co głębsze rany.- Już koniec. Boli?-spojrzałem na nią.

-Nie, przepraszam niezdara ze mnie. 

-Nic się nie stało. 

Patrzyliśmy sobie jeszcze chwilę w oczy kiedy w domu rozległo się donośne pikanie.

-Bekon!-Krzyknęła Joe

Zerwałem się i pobiegłem wyłączyć gaz. Otworzyłem okno w kuchni i machałem ścierką. Po kilku minutach wszystko było już dobrze.

-Jeszcze trochę, a spalimy mu dom. Hah.-powiedziała Joe i przytuliła mnie od tyłu.

***

Długie mnie nie było, ja wiem. Przepraszam, ale oto jest! 



Come back, babyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz