Rozdział 10

9.5K 618 154
                                    

-Niestety, twój kochaś jeszcze nie wie, że zostałaś porwana. Może prześlemy mu wiadomość?-mówiąc to podchodził coraz bliżej.-patrzył mi w oczy, które pałały wściekłością.- Jorge!-zwrócił się do jednego z ludzi pod ścianą.-Przynieś sprzęt. Niech Luke zobaczył do czego doprowadził.

~Luke~

Wszedłem do domu, kierując się od razu do kuchni, żeby zostawić tam zakupy.

-Gdzie jesteś?-krzyknąłem, kierując się do salonu. Zastałem tam włączony telewizor, kubek z parującą nadal herbatą i nadgryzioną kanapkę.-Joe?!-zawołałem, wbiegając po schodach.

Łazienka. Pusto.

Sypialna. Pusto.

Strych. Pusto.

Garaż. Pusto.

Zero śladu Joe. Postanowiłem jeszcze sprawdzić ogród. Kiedy przechodziłem przez salon, telewizor zaszumiał i włączył obraz. Zamarłem. Przedstawiał on związaną Joe i Davida. Ten pieprzony skurwysyn porwał Joe. Włamał się do tego mieszkania i ją zabrał. Porwał ją. Związał. Zniszczę mu życie.

-Witam Cię Luke. Dawno nie rozmawialiśmy prawda? Hmm.. Ile to już? Rok, a może półtora. Oczywiście nie w żywe oczy. Teraz też nie. A szkoda, zamieniłbym z tobą niektóre słowa twarzą w twarz. No cóż, to już niedługo nadejdzie. Przez te ostatnie kilka miesięcy pięknie się sprawowałeś. Służyłeś mi. Ale uciekłeś, zabiłeś moich najlepszych żołnierzy. Wiesz ile mnie to kosztowało? Ale nadszedł czas rozliczeń. -wypowiedziawszy te słowa stanął za Joe i położył ręce na jej ramionach.- Masz czterdzieści osiem godzin żeby nas znaleźć i oddać się w nasze ręce. Z każdą spóźnioną minutą odcinamy tej ślicznotce palce.-mówiąc to zaczął przesuwać palcami po jej policzku. Joe próbowała zabrać głowę, lecz była za bardzo unieruchomiona.- Nie radzę nic ci kombinować. Po prostu przyjdź. SAM.-nałożył wielki nacisk na to słowo.- A jej nic się nie stanie. Przeżyję. Ale ty nie. Zapłacisz mi za wszystko.-jego twarz pozostawała bez wyrazu, ale oczy płonęły furią.- A teraz coś, co może cię zachęcić do znalezienia nas.-wypowiedziawszy te słowa wziął do ręki długi, ale wąski nóż i bez wahania wbił go pod ukosem w udo Joe. Przez pokój przeszedł przeraźliwie głośny krzyk bólu Joe. Po jej twarzach zaczęły spływać łzy. Zacisnąłem pięści i próbowałem nie rzucić się na telewizor. - Do zobaczenia niedługo Luke.

-Michael przyjedź szybko! Zadzwoń bo Calum'a, Ashton'a. Szybko.-powiedziałem szybko na jednym oddechu.

-Co? Czemu? Co sie stało?-powiedział zmartwiony.

-Porwali Joe.-w słuchawce zapadła głucha cisza.

-Kto?-powiedział cicho, lodowatym głosem Michael.

-Dawid.

-Będziemy za chwilę, przygotuj sprzęt.-powiedział i się rozłączył.

Wbiegłem po schodach do pokoju Michael'a i otworzyłem drzwi ukryte w garderobie. Ile on ma ciuchów. Pomieszczenie było wielkości trzy metry na trzy i wszystko wypełnione ciuchami. Drzwi znajdowały się za trzecią przegrodą, tam gdzie wiszą koszule. Znajdowało się tam niewielkie pomieszczenie z różnymi mapami, komputerami i z najważniejszą rzeczą, czyli bronią. Podłączyłem komputery i włączyłem je, wyjąłem z skrytki rewolwer i wyszedłem sprawidź czy ktoś jest w domu oprócz mnie.Przy okazji zakluczyłem każde drzwi, zamknąłem okna i opuściłem rolety. Nikogo nie było. Po chwili tylnymi drzwiami weszli po kolei Michael, Ashton i Calum. Bez słowa poszliśmy do pokoju i każdy zajął swoje miejsce.

-Gdzie jest?-zapytał się Calum.

-Nie wiem, z tego co widziałem w jakimś hangarze.

-Z tego co widziałeś?-powiedział Michael.

-Wiadomość to było nagranie, wyświetliło się na telewizorze na dole.-zacisnąłem zęby na wspomnienie krzyku Joe.

-Sprawdzę to.-powiedział Ashton i wyszedł.

-Trzeba będzie zadzwonić po twoją siostrę, żeby zebrała ludzi. To będzie wielka jadka. Nas czterech nie starczy. Sprecyzował się co do czasu?

-Dał mi czterdzieści osiem godzin.

-Będzie kłopot z znalezieniem ich w tak krótkim czasie.-powiedział Calum. Słynął od tego, że potrafił znaleźć każdego.

-Bałem się, że coś takiego może nadejść zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach i wieczorem jak zasnęła schowałem jej urządzenie nawigacyjne w spodniach.

-Ułatw to zadanie. Znasz ip?

-Oczywiście.

Do pokoju wszedł Ashton, trzymając w ręce małe urządzenie.

-Byli tu wcześnie, zainstalowali kamery i wiedziali kto jest w domu. Mieli podgląd na wejście i salon, na górze nic.

-Jak to byli tu wcześniej!?-Michael poczerwieniał cały na twarzy.

-Normalnie, musieli jakoś wejść. Wiedzieli kiedy Joe została sama, prawodopodobnie obserwowali dom.

-Kurwa! Na serio byłem taki głupi żeby ją zostawić?-powiedziałem do siebie.

-Nie wiń się, nie wiedziałeś, że coś takiego może się stać. Nie sądze, żeby coś jej zrobił wie, że bardzo ci na niej zależy.-powiedział Calum.

-Calum on już jej coś zrobił. Coś czyli skrzywdził, wbił jej nóż w nogę. Nie wybaczę mu, że ją skrzywidził.-powiedziałem lodowatym głosem, a oczy płonęły mi furią.

-Nie skończyłem jeszcze. Przegramowiali telewizor, nie wiem jeszcze jak, ale to zbadam. Więc tak, telewizor teraz jest wielkim zegarem, który odmierza czterdzieści osiem godzin.

-Kurwa.-szepnąłem.

-Nic nam nie zostało, jak spiąć pośladki i znaleźć ich, a następnie zarżnąć jak świnie.-powiedział radosnym głosem Calum.

Każdy wziął się do swojej pracy. Calum namierzał Joe, Ashton sprawdzał telewizor, Michael dzwonił do ludzi, a ja przygotowywałem broń. Zabiję skurwysyna. Skrzywidził ją. Zadał ból. Zamorduję.


***

Dam dam daaaam. Co dalej?!

Komentujcie/gwiazdkujcie




Come back, babyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz