Rozdział 4

334 19 1
                                    

Następny dzień rozpoczęłam od telefonu do Darii. Opowiedziałam jej wszystko, co wydarzyło się wczoraj. Nie ominęłam żadnego szczegółu. Terkaz, kiedy w końcu powiedziałam jej o Robercie, nie chciałam już więcej niczego ukrywać. Jestem jej wdzięczna, że nie wyrzuciła mnie z mieszkania, kiedy do wszystkiego się przyznam. Ale ona zrozumiała. Zawsze to robiła. Dobiegała już 20 minuta naszej rozmowy, gdy do mojego tymczasowego pokoju wbiega przerażony Lewy i barykaduje drzwi stojącą  nieopodal komodą. Z drugiej strony słyszę dobijającą się Anię.

-Robert, dla własnego dobra radzę ci stamtąd wyjść. I to jak najszybciej.

Patrzę na pana piłkarza pytającym wzrokiem, a on bezgłośnie przekazuje mi 'schowek'. Ech, teraz to już rozumiem. Dziewczyna znalazła jego krtyjówkę 'wszystko czego mi nie wolno a lubię'. A mówiłam mu, że chowanie słodyczy i napoi energetycznych w starej torbie treningowej pod łóżkiem nie jest najlepszym pomysłem. No, ale cóż. Teraz nawet ja mu już nie mogę pomóc. Szybko wytłumaczyłam sytuację przysłuchującej się po drugiej stronie telefonu przyjaciółce i zakończyłam połączenie. Spokojnym krokiem podeszłam do jeszcze nierozpakowanej walizki, wyciągnęłam wszystko co jest mi potrzebne i ruszyłam w kierunku łazienki. Tam wzięłam relaksujący prysznic, umyłam zęby i ubrałam wzięte wsześniej ubrania. Gdy wyszłam po parze nie było śladu. Więc albo się pogodzili, albo Ania w tym momencie zakopuje zwłoki w ogródku.
Wychodząc z pokoju usłyszałam ich rozmowę. Więc 184 cm czystego sportowca jeszcze żyje. Rozmowa ucichła ,a w drodze do kuchni minęłam sprawcę całego tego zamieszania od którego dostałam jeszcze po głowie. Odwdzięczyłam mu się kopem w tyłek i dotarłam do miejsca docelowego mojej jakże długiej przechadzki. W kuchni zastałam drugą połówkę piłkarzyny wylewającą do zlewu zawartość wszystkich energetyków. Zaśmiałam się pod nosem a do mnie zaraz dołączyła Ania. I tak śmiałybyśmy się razem do rozpuku gdyby nie Robert oznajmiający nam swoje wyjście z domu. No tak, dziś ostatni trening przed jutrzejszym meczem. Jeśli jutro wygrają będą mogli się w spokoju cieszyć nadchodzącą przerwą. Chłopcy zagrają z FC Köln. A my w tym czasie postanowiłyśmy, że również spędzimy ten dzień aktywnie i najpierw pójdziemy pojeździć na rowerach, a później wstąpimy na siłownię. Wyciągnęłyśmy cały sprzęt i ruszyłyśmy w drogę. Ania z przodu jako, że to ona zna trasę, a ja zaraz za nią. Najpierw jechałyśmy jakimś laskiem, żeby później wyjechać na miejskie ścieżki rowerowe. I to był błąd, bo zaraz zostałam potrącona przez innego rowerzystę. A Lewandowska nawet tego nie zauważyła i gdyby ktoś jej nie zawołał, jechałaby dalej.      -Ania, do cholery, zawróć.! 

Ale chwila, ja znam ten głos, i to jeszcze wołający po polsku. Przecież to Robert. Ale co on tu robi.? Miał być na treningu. Jak tylko oprzytomniałam, dowiedziałam się, że owszem jest na treningu, a z nim cała reszta drużyny. W tym również Götze, który był sprawcą naszego wypadku. 

-Patrzałabyś jak jeździsz. 

A Mario zamiast pomóc mi wstać, od razu na mnie naskoczył.

-Przepraszam bardzo, ale to ty we mnie wjechałeś.! I nie zwalaj całej winy na mnie.

Jeśli myślał, że zrzuci wszystko na mnie to się grubo mylił. Nie ze mną takie numery. Nasza kłótnia trwałaby dalej gdyby nie Lewandowscy i trener, którzy interweniowali. Ja z Anią ruszyłyśmy w stronę siłowni, a drużyna kontynuowali trening. Zanim odjechałyśmy, Götze rzucił w moim kierunku nienawistne spojrzenie. Jak dziecko. 

Reszta dnia nie przyniosła ze sobą żadnych niespodzianek. Na siłowni spędziłyśmy jakieś 1,5 h. Później wzięłyśmy się za gotowanie. I tak czas zleciał nam do powrotu Roberta z treningu. Zjedliśmy przygotowany posiłek, pogadaliśmy i wszyscy ruszyliśmy przygotowywać się do snu. W końcu jutro mecz - musimy mieć siły, Robert do gry, a my do kibicowania.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Pewnie większość z Was spodziewała się, że umarłam i już więcej nic się tu nie pojawi. Ale oto jestem.! I mam takie pytanie: bo mój kolega strasznie domagał się swojej obecności w tym opowiadaniu, więc co powiecie na to, żeby pojawiła się tu reprezentacja Polski w piłce nożnej do lat 18.? Dajcie znać







Das Glück kommt über als die HenneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz