O dziewiątej rano do mojego pokoju wtargnęła rozpromieniona Grace. Wskoczyła na łóżko i oparła się na łokciach. Otworzyłam powieki i spojrzałam na nią. W jej oczach widziałam iskierki podekscytowania i radości.
-No mów jak było.- odwróciłam się do niej i ułożyłam się w wygodnej pozycji. Blondynkę zawsze trzeba było zachęcać do mówienia. Nigdy sama z siebie nie zaczynała rozmowy.
-O, boże. Wczorajszy wieczór był jednym z najlepszych...- przez kolejną godzinę słuchałam opowieści o wczorajszych wydarzeniach.
***
Jechałam na uczelnie, gdy ktoś do mnie zadzwonił. Nie patrząc na numer dzwoniacego odebrałam połączenie.-Halo.
-Hej. Będziesz na dzisiejszym wyścigu?- Ray był jednym z organizatorów nielegalnych wyścigów samochodowych. Jako nastolatek pracował w warsztacie mojego wujka. Był dla mnie jak starszy brat.
-Niestety nie. Muszę iść z Dylanem na jakieś przyjęcie.
-A nie możesz się wyrwać chociaż na chwilę? Podobno ktoś nowy przyjeżdża. Mogłabyś go sprawdzić.
-Nie wiem. Zobaczę co da się zrobić. Ale nic nie obiecuje. Zostaw go dla mnie. Postaram się być na trzecim stracie.
-Dobra. Załatwię wszystko. Muszę kończyć mam kolejnego klienta.
***
Ubrana w bordową elegancką sukienkę weszłam razem z Dylanem na przyjęcie. Wszędzie było pełno ludzi. Każdy wystrojony w ciuchy najlepszych projektantów. Kobiety obwieszone najdroższą biżuterią. Na każdym kroku było czuć bogactwo miejsca i gości. Szczerze, nie przepadałam za takimi imprezami. Wolałabym teraz szykować się do kolejnego wyścigu. Niestety, starszemu kuzynowi się nie odmawia. Przez następne parę godzin będę musiała wytrzymać na tych niebotycznie wysokich i niewygodnych szpilkach.
Na początku przyjęcia zostałam przedstawiona połowie gości. Zapamiętałam jedynie parę osób. Po dwóch godzinach słuchania rozmów o polityce, postanowiłam się przewietrzyć. Wyszłam z budynku. Po prawej stronie zauważyłam drewnianą ławkę. Postanowiłam usiąść na niej. Ściągnęłam buty na obcasie i rozprostowałam nogi. Z torebki wyciągnęłam paczkę papierosów. Odpaliłam jednego i zaciągnęłam się dymem. Nie paliłam codziennie. Zdarzało mi się jedynie okazjonalnie zapalić. Siedziałam na tej ławce wyłączona z otaczającego mnie świata. Na ziemię ściągnął mnie głos mężczyzny.
-Można?- spytał, a ja aż podskoczyłam z zaskoczenia.
-Jezu.- chwyciłam się za serce. Nie raczyłam spojrzeć na osobę, która przerwała mi błogi stan egzystencji poza teraźniejszością.
-Wystarczy Oktawian.- mężczyzna usiadł obok mnie i dopiero wtedy podniosłam na niego wzrok. Nie widziałam za wiele w ciemności, jednak twarz tego mężczyzny mogłabym poznać wszędzie. Idealnie zarysowana linia szczęki. Lekki zarost uwydatniający kości policzkowe. I prosty nos.
-Pan idealny.- szepnęłam sama do siebie. Brunet mnie chyba usłyszał, ponieważ odwrócił się do mnie.
-Widzę, że już zyskałem u ciebie przydomek.- powiedział brunet z rozbawieniem w głosie.
-Musiałam jakoś pana nazywać. Skoro nie znałam pańskiego imienia, wymyśliłam ksywkę.- z papierosem pomiędzy palcami, patrzyłam w niebo obsypane milionem gwiazd.
-Czy jeżeli teraz znasz moje imię zaprzestaniesz używania tego jakże dobitnego określenia mojej osoby?- postanowiłam nie odpowiadać na jego pytanie. Po raz kolejny zaciągnęłam się trucizną i wypuściłam obłoczek dymu nosem. Nie przeszkadzała mi cisza panująca między nami. Zawsze w takich momentach w książce, bohaterka zaczyna rozmyślać o swoim życiu i innych bzdetach. W mojej głowie w tym czasie było pusto. Nie myślałam o niczym, po prostu byłam wpatrzona w piękne niebo.
