Rozdział 2

279 18 2
                                    

-Gdyby nie Ty, nie byłoby nas tu- stwierdził.

-Super, skończyłeś?- odpowiedziałam.

-Myślisz, że jeśli mi tak odpowiesz, to wtedy będziesz fajna?

-I bez tego jestem- chyba polubię bycie bezczelną.

-Założę się, że twoja matka i twój ojciec codziennie mówią jak bardzo cię nienawidzą- przesadził. Pierwsze 5 minut, a ja już nie mogę wytrzymać.

-Pierdol się- warknęłam.

-Uuuu, groźnie- powiedział w tym samym czasie się śmiejąc.

Drzwi się otworzyły, a do sali wszedł nasz opiekun.

-Alex, zapomniałem cię zapytać jak brzmi numer telefonu do twojej matki, muszę do niej zadzwonić, że tu jesteś.

-Moja mama...

-Ah tak, bardzo przepraszam, jaki jest numer twojego ojca- zarumienił się.

-Nic się nie stało. *numer telefonu*

-Dziękuję, jeszcze raz przepraszam.

Wtedy wyszedł. Znów zostałam z nim sama. Czy ten dzień może być gorszy? Chyba nie. Nie chce z nim rozmawiać, patrzeć się na niego, a przebywać w tym samym pomieszczeniu sam na sam to już w ogóle. Patrząc w okno z ławki kątem oka zauważyłam, że jest ubrany w czarne jeansy z dziurami na kolanach, czarną koszulkę, srebrny zegarek oraz okulary przeciw słoneczne, które widnieją w środku jego dekoltu koszulki. Pisał coś na swoim iphone'ie. Jak ja go nienawidzę.

-Co się stało z twoją mamą?

-Nie twój zasrany interes- oznajmiłam znów bezczelnie.

-Założę się, że zdechła. Ja też bym tak chciał kiedy na ciebie patrze.

Spojrzałam się na niego. Siedziałam tak jeszcze ok. 10 sekund, podeszłam do niego, zdjęłam mu okulary i je rozdeptałam. Spojrzałam jeszcze raz w jego oczy z pełną nienawiścią oraz łzami po czym wybiegłam z sali do łazienki. Wiedziałam, że nie mogę wybiec ze szkoły, żeby nie zostać uziemionym ponownie z nim, muszę jakoś wytrwać do końca... Tylko jak? Minęło dopiero 10 minut, a ja już płaczę. Nie mogę uwierzyć. Wiedziałam, że jest gnojem, ale żeby powiedzieć coś takiego trzeba nie mieć serca. To jest niewiarygodne. Weszłam do kabiny, usiadłam na zamkniętej toalecie i zaczęłam szlochać. W tym samym momencie drzwi od łazienki otworzyły się, a ja szybko zakluczyłam kabinę.

-Panno Coleman gdzie jesteś?

To pan Efron. Szybko otarłam łzy.

-Za chwilę wyjdę.

-Oh, dobrze, wracaj prosto do klasy jak skończysz, proszę.

-Dobrze, jeszcze chwila.

Wtedy wyszedł. Muszę tam wrócić i pokazać mu, że mam w dupie to co powiedział o mojej mamie. Jak śmie? Kretyn. Nienawidzę go. Już go nie oszukam, przecież się rozpłakałam na jego oczach. Nieważne. Tak czy siak, muszę tam iść i przesiedzieć jeszcze 1,5 godziny. Wyszłam z łazienki i powędrowałam do klasy. Siedzi tam. Na moim miejscu. No, ale po co?

-Czy ty jesteś taka pojebana, czy tylko udajesz? Zepsułaś mi okulary.

Nie odpowiedziałam. Wzięłam pisak od tablicy i zaczęłam rysować jakieś szlaczki. Może tak szybko upłynie czas. Wtedy ktoś chwycił mnie za talię i odwrócił do siebie. On jest chory.

-Nie słyszałaś? Zepsułam moje okulary. Jeżeli nie chcesz ich odkupywać to chociaż przeproś.

Ten człowiek ma zdecydowanie za dużo marzeń. Jedyne co zrobiłam to splunęłam mu w twarz.

==============================

Z tego co widzę, pod 1 rozdziałem mam 2 vote, czyli to dobry znak xd. Ten rozdział bardzo mi się podoba. :) Mam nadzieję, że Wam też x



StrangerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz