Rozdział 2

1.1K 92 3
                                    

- Upewnij się ze zabrałaś buty i torbę, dobrze? - pochyliłem się, żeby pocałować ją w czoło, a ona kiwnęła głową.
- Tak zrobię.
- Okej. - wstałem, kiedy Allison na mnie popatrzyła i odeszła.
- Allison!
- Odwróciła się i zmarszczyła brwi.
- Kocham cię, skarbie. - powiedziałem.
- Kocham cię, mocnej tatusiu. Pa! - pomachała mi i pobiegła do grupki dzieci.
Westchnąłem i odwróciłem się od Ally by w końcu pójść do pracy.
Atmosfera w tym miejscu zawsze mnie przeraża. Wszystkie te dzieci biegające w kółko jak jakieś jebane owady.
- Dzień dobry, Zayn. Co u ciebie?
Popatrzyłem na nią.
- Dobrze, dziękuję Anne. - odpowiedziałem i sprawdziłem dzisiejszą datę w telefonie.
- Ona jest piękna. - usłyszałem chichy kobiecy głos. Zaraz to nie głos, przestań. Zerknąłem na kobietę, która ciągle coś mówiła nawet nie wiem co.
Nie wiem kim ona jest, ale kimkolwiek nie jest wygląda jakby wróciła ze siłowni.
Stanąłem na przeciwko tej jędzy.
- Co?! - powiedziałem zdenerwowany.
- Co? - zamrugała zdziwiona.
Przewróciłem oczami i podszedłem do niej.
- Mój syn chciałby zaprosić Allison na swoje piąte urodziny.
Ona nie ma nawet pięciu lat, a już mam chłopaka na czarnej liście.
- Wnioskuje, że pan jest ojcem Allison? - zapytała.
Przełknąłem ślinę i obróciłem się do niej, sprawdzała czy dzieci są bezpieczne.
Dzieci wszędzie, jebane.
- Tak jestem. - powiedziałem.
Przygryzła wargę.
- Przepraszam może powinnam zapytać pańską... - popatrzyła na moją lewą rękę, a ja przewróciłem oczami. - Żonę.
- Moja żona nie żyje. - mruknąłem, a ona zastygła w miejscu.
- Oh. - zamrugała. - Ja...
- Przepraszam? - uniosłem brew. - Słyszę to cały czas. - westchnąłem.
Popatrzyła na mnie zmieszana jak każda kobieta ostatnio. Chyba czas stać się miłym.
- Kiedy jest to przyjęcie? - zapytałem.
- W sobotę o 10. - uniosła brew. - W town park.
- Ok, dzięki. Zobaczymy się kiedyś. - przewróciłem oczami.
- Będziesz potrzebował mój numer.
Zamrugałem. - Po co?
- W razie gdybyś nie mógł przyjść albo impreza została odwołana.
- Racja. - wyciągnąłem wizytówkę, podałem jej i odszedłem.
- Poważnie? Nawet nie zapytałeś jak mam na imię. - krzyknęła.
Pokręciłem głową. - Zadzwoń jak coś się zmieni. - powiedziałem wkurzony i odebrałem telefon.
- Malik!
- Hej Zee. Co robisz dziś wieczorem?
- Westchnąłem. Waliyha moja denerwująca już nie taka młodsza siostra.
- Podrapałem się po głowie i wsiadłem do samochodu.
- Nie wiem, a co?
- Myślałam, że skoro James odbiera Allison ze żłobka, mógłbyś wpaść na obiad albo my przyjdziemy do ciebie? - mruknęła.
Przysięgam, że Słyszałem tego fiutka James'a w tle.
Podniosłem list, który dała mi dziś rano Eve.
- Okej, przyjdźcie do mnie. - powiedziałem. Muszę kończyć Wal, później pogadamy.
- Aw, okej. Pa Zeus!
- Uśmiechnąłem się. - Pa Wal.
Położyłem telefon na siedzeniu. Wziąłem głęboki wdech i otworzyłem list, żeby się przekonać że jest od osoby od której się spodziewałem. Od kiedy Victoria odeszła, czasami wysyła jej listy myśląc, że żyje i ma się dobrze, gdyby tylko wiedział.
Przygryzłem wargę.
- Mark?
- Tak proszę pana? - popatrzył na mnie w lusterku.
- O której, mam pierwsze spotkanie?
- Dziewiąta trzydzieści. - odpowiedział.
Zdecydowałem, że jednak go przeczytam.

- Droga Victorio.

Już prawie pięć lat jestem w tym miejscu.
Obiecałem sobie, że będę do ciebie pisał, nie zważając na to że prawdopodobnie ci się to nie podoba i nie będziesz tego czytać. Ale coś w pisaniu tych listów do ciebie daje mi nadzieje, że moje zdrowie psychiczne nie jest takie złe jakie jest w rzeczywistości. Kogo ja oszukuje?

Nie pisze do ciebie tak często jak przedtem i przepraszam za to. Nie mam nikogo innego oprócz ciebie. Może powinienem przestać? Może nie? Nie wiem.

Jestem na rozdrożu dróg. Jestem zagubiony. Dość o mnie. Co tam u ciebie?
Mam nadzieje, że twoja mała rodzinka ma się dobrze Tori.
I dalej przepraszam za wszystko co zrobiłem.

- Devon.

Zamknąłem oczy, wziąłem głęboki wdech i rzuciłem list w kąt samochodu.
Wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do biura.
- Alana? - zmarszczyłem brwi.
- Tak proszę pana?
- Czy możesz zdobyć numer do Stanowego Więzienia Karnego w Kolorado? - zapytałem.
- Tak, sir.
- Za chwile będę. - rozłączyłem się i popatrzyłem na zegarek. - Pilnuj czasu Mark.
Nie odpowiedział, więc wyjrzałem przez szybę na miasto.
Zdecydowałem się napisać krótką wiadomość do Emmy, zanim moje oczy spoczęły na obrączce.
- Jesteś dziś dostępna?
Zmarszczyłem brwi i otworzyłem okno, żeby zaczerpnąć powietrza.
Zajęło jej to moment żeby mi odpisać.
- Myślałam, że z tym skończyliśmy.
Wziąłem głęboki wdech. Chciałbym z tym skończyć. Obiecałem sobie, że nie mogę już tak dłużej, ale nie wiem czy dam radę.
- Bo tak jest, ale to dla mnie trudne.
- Masz dojścia, znasz ludzi nie będę tego więcej robić Zayn.
Przewróciłem oczami.
- Nie chciałbym robić tego sam!
- Niestety będziesz musiał.
Westchnąłem i włożyłem telefon do kieszeni.
Jak ludzie ruszają na przód ze swoim życiem?

-----

Po raz pierwszy Waliyha i James przychodzą do mnie na obiad a nie ja do nich.
Przynajmniej tak jest lepiej bo Ally nie będzie smutna, kiedy byśmy musieli wychodzić.
Właściwie to ja też się cieszę, że ich zobaczę.
Otworzyłem frontowe drzwi, i wszedłem do domu.
- Kto to? - usłyszałem głos Wal i odgłosy kroków.
- Tatuś jest w domu! - powiedziała Allison, a ja położyłem walizkę na podłodze.
Przytuliła mnie, jej długie brązowe włosy uderzyły mnie w twarz.
Moje serce zaczęło szybciej bić.
- Jesteś już coraz większa. - powiedziałem podnosząc ją.
- Fagas z ciebie. - zaśmiała się Ally, a ja prawie co się nie wywróciłem.
- Czy wujek James cię tego nauczył? - zapytałem zaskoczony.
Kiwnęła głową.
Westchnąłem i pocałowałem ją w policzek.
- Jak było w żłobku?
- Robiliśmy kartki! Zrobiłam dla ciebie i dla mamusi.
Uśmiechnąłem się smutno i postawiłem ją na ziemi.
- Zanim mi pokażesz może pójdziesz przybić piątkę wujkowi James'owi w twarz? Wujek James tak lubi.
Zgodziła się i pocałowała mnie w policzek. - Dobrze, tatusiu.
- Hej, Zeus! - powiedziała Waliyha, a ja ją przytuliłem.
- Dzięki, że ją przywieźliście i powiedz James'owi żeby nie uczył ją przeklinać.
- Wal się zaśmiała.
- Przepraszam, to cały James.
- Ta, pewnego dnia dostanę od kogoś w twarz bo Allison nazwie go fagasem.
- O mój Boże. - zaczęła się śmiać.
- To nie jest śmieszne.
- No dalej Z, to jest śmieszne. - uszczypnęła mnie w ramię.
- Co tam stary? - zapytał James niosąc Allison na ramach.
- James ty mała pizdo. - mruknąłem, drugą cześć trochę ciszej, żeby Ally nie słyszała, cóż usłyszała.
- Mała pizda. - Allison się zaśmiała, a Waliyha popatrzyła na mnie.
- Może zna te słowa od ciebie. - powiedziała.
Pokręciłem głową.
- Nie, zna je od James'a.
- Tatusiu? - Ally trzymała się mojego swetra, a ja popatrzyłem a nią.
- Hmm?
Wujek James powiedział, że lubisz... - zrobiła pałzę i popatrzyła na James'a. - Chłopców. - mruknęła cicho. - Wujek James powiedział, że lubisz chłopców. - zaśmiała się, a ja pokręciłem głową.
- Możesz powiedzieć wujkowi James'owi, że może mi possać. - odszedłem od nich, a Waliyha popatrzyła na mnie.
- Zayn! - powiedziała powstrzymując śmiech, a ja mrugnąłem do Eve, która robiła obiad.
- To moja córka, więc mogę. - powiedziałem z uśmiechem.

-----

Hej wszystkim! Już dwa rozdziały za nami! Nie mogę uwierzyć, że skończyliśmy frostbite i jest już frozen. Chciałam wam bardzo podziękować za wszystkie miłe słowa skierowane do mnie i do Marty jesteście cudowni, aż łezka kręci się w oku! Kochamy was!! Do następnego, Martyna xx

Frozen - TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz