00 When the sun goes down

2.3K 65 14
                                    


Po raz kolejny zerknęła na zegarek wiszący nad barową ladą. Ten wskazywał tą samą godzinę. Zmrużyła gniewnie oczy. Miała wrażenie, że czas stoi w miejscu. Czy to jakiś okrutny żart? Chciała, aby ten dzień już się skończył. Była zła, była zmęczona. Czuła się taka...bezsilna. To zdecydowanie najgorsze uczucie ze wszystkich. Nienawidziła go całą sobą. Nerwowo bębniła palcami o blat stołu. Przez jej umysł galopowały miliony myśli. Głośne,chaotyczne, bez ładu i składu. Nie potrafiła tego tak po prostu zignorować, uciszyć. Cicho westchnęła, gdyby tylko posiadała magiczny przycisk – reset. Za jednym dotknięciem zniknęły by wszystkie troski. Podniosła wzrok i zerknęła na barmana. Posłał jej pokrzepiający uśmiech. Nie była w stanie go odwzajemnić. Od uśmiechania się w pracy, bolały ją policzki. Norah Salvatore -psycholog. Godziny spędzała na rozmawianiu o życiowych kłopotach, traumach i bolączkach. Musiała być grzeczna, uśmiechnięta,opanowana. Pacjenci ją uwielbiali. Spotykała się z najróżniejszymi ludźmi. Z niedoszłymi samobójcami, ofiarami przemocy, zdradzanymi żonami. Kochała to co robi. To był jej cel w życiu – pomagać innym. Chciała uczynić świat, lepszym miejscem. Kiedy podejmowała decyzję o wyborze drogi zawodowej, nie przemyślała jednej kwestii. Kto pomoże jej samej? Wybijała godzina osiemnasta, opuszczała progi swojego gabinetu, a ponure myśli zostawały u jej boku.Towarzyszyły jej na każdym kroku. Ciężar czyiś problemów ją przygniatał. Troszczyła się o innych, od zawsze tak miała. Nigdy nie sądziła, że w przyszłości okupione to będzie takim wysiłkiem. Uniosła do góry szklaneczkę. Mężczyzna za ladą, bez słowa ją napełnił. Zamoczyła usta w bursztynowym płynie.Poczuła znajome pieczenie w przełyku. Kąciki jej ust lekko drgnęły ku górze. To nie był najlepszy sposób na zapomnienie, ale był...jakiś. Jakikolwiek. Lepsze to od samotnego siedzenia w pustym mieszkaniu. Najlepsza przyjaciółka wyjechała na trzymiesięczny kontrakt za granicę, kot zdechł, faceta nie było. To nie to, że była jakaś... wybrakowana. Wręcz przeciwnie, mężczyźni często ją zaczepiali, pytali o numer telefonu, próbowali zaprosić na kolacje. Przykuwała uwagę. Była blada, niemal przezroczysta. Miała naturalnie jasne, prawie białe włosy. Długie, gęste, kaskadami spływające po jej plecach. Aby dopełnić obrazek, należało by wspomnieć o przeogromnych, intensywnie zielonych oczach i pełnych, zaróżowionych wargach. Delikatnie zadarty nosek, dołeczki w policzkach. Była drobną, filigranową kobietką. Nie wyglądała na swoje trzydzieści dwa lata. Bardzo często w barach, czy pubach – pytali ją o dowód. Za każdym razem wybuchała gromkim śmiechem. Ten dźwięk, był niemalże zaraźliwy. Jej uśmiech, rozjaśniał każde pomieszczenie. Była taka... oderwana od rzeczywistości. Nierealna. Niczym bohaterka powieści. Na związki nie miała czasu. Było przecież tyle rzeczy do zrobienia. Tyle dusz do ocalenia. Czy żałowała? Nigdy. Od czasu do czasu, jak właśnie dzisiaj, po prostu trafiał się jej gorszy dzień. Gromadziła w sobie negatywną energie, kumulowała ją, przetrzymywała do granic ostateczności. Kiedy była już pełna, ładnie się ubierała i pędziła do swojego ulubionego lokalu. Kilka drinków, parę przetańczonych piosenek. Trochę poprzeklinała, trochę ponarzekała. W wielkim stylu, pozbywała się złej materii. Rano, budziła się jak nowo narodzona. Z jeszcze większymi chęciami do działania.

- Można? - jakiś mężczyzna podszedł do wolnego krzesełka i spojrzał na nią znacząco. Twierdząco pokiwała głową. Nic więcej, nie miała ochoty na pogawędkę. Poluzował krawat i zajął miejsce. Następnie ruchem ręki przywołał barmana.

- Poproszę to, co pani – rzucił lekko, przenosząc wzrok na blondynkę. Przygryzł dolną wargę. Kobieta miała w sobie coś... niepokojącego. Zauważył ją, gdy tylko przekroczył próg lokalu. Przyglądał się jej z uporem maniaka. Była zagadką, którą za wszelką cenę chciał rozszyfrować. Powoli oblizał usta. Spoglądała na niego niewzruszona. Jej twarz była kompletnie wyprana z emocji. Nie zdarza się to za często. Ludzkie twarze są jak otwarte księgi. Kiedy ktoś się cieszy, okazuje to całym sobą. Tonem głosu, ruchami. Oczy stają się lśniące, kąciki ust unoszą się ku górze. Gdy jesteśmy zmartwieni, wzrok jest mglisty. Źli – na czole pojawiają się zmarszczki. To ludzka rzecz – uzewnętrzniamy nasze emocje, jesteśmy ich odbiciem. A ona... była niczym pustka kartka. Przezroczysta. Zawsze mu się wydawało, że zna się na ludziach. Potrafi ich przejrzeć. Wbił wzrok w jej oczy – jedyne co dostrzegł, to własne odbicie. Poczuł, jak przechodzą go dreszcze.

WpadkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz