01 - baby, I'm wasted

1.3K 61 16
                                    

trzy miesiące później


Chorwat nawet nie próbował kryć swojego obrzydzenia. Po podłodze walały się zgniecione puszki i puste butelki. Powietrze przesiąknięte było nikotyną. Dlaczego oni do cholery nie pootwierali okien? W głowie się mu to nie mieściło. Zostawić braci Leto samych na jedną noc! Wnętrze busa wyglądało niczym melina. Tamci dwoje nie znali umiaru. Nieważne co, nieważne gdzie, nieważne kiedy – ważne, że zabawa była przednia. Hektolitry alkoholu, mniej lub bardziej groźne używki i ich największa słabość – kobiety. Tabuny kobiet. Nie potrafili przejść obojętnie wobec piękna, jakim emanowały przedstawicielki płci pięknej. Nie przywiązywali się. Ot, zaliczyć, zapomnieć i po sprawie. Przecież będą kolejne, trzeba korzystać! Bój się Boga, gdyby tylko któryś chociaż pomyślał o tym, żeby jakąś zaprosić na kolacje, czy wyskoczyć z nią do kina. Nie, nie, nie.To zdecydowanie nie w ich stylu. Faceci jak oni – nie wiążą się. Nie potrzebują kagańca. To co sobie najbardziej cenili, to wolność. Mogli robić to, co im się żywnie podoba. Czuli się panami świata.

- Cholera jasna! - zaklął pod nosem. O mało się nie zabił. Wplątał się w coś – najprawdopodobniej rajstopy – walające się po podłodze. Prawdopodobnie runąłby jak długi, gdyby w porę nie złapał się kuchennej szafki. Wziął głęboki wdech. Byli niereformowalni. Czy oni już nigdy się nie nauczą? Zrezygnowany pokręcił głową. Bardziej prawdopodobne było to, że świnie nauczą się latać.

- Wstawiajcie, leniwe dupki! Za dwie godziny mamy wywiad. Musicie być choć odrobinę przytomni – burknął, kierując swe kroki w stronę części sypialnej. To co zastał, przyprawiło go o mdłości. Zużyte prezerwatywy pod łóżkiem, strzykawki rozrzucone po dywanie i ten zapach... jakby ktoś puścił pawia w kącie i nawet nie próbował tego uprzątnąć. W chwilach takich jak ta, zastanawiał się, co on właściwie tutaj robi? A, no tak. Byli przyjaciółmi. Mieli się wspierać. Podszedł do okna i jednym ruchem rozsunął zasłony. Fala światła zalała całe pomieszczenie. Szatyn, śpiący na górnym łóżku, wydał z siebie zduszony jęk. Brunet, materac pod nim, jedynie cicho zaklął i naciągnął na twarz poduszkę.

- Powiedzcie mi, co ja mam zrobić! - warknął poirytowany Milicevic, uderzając pięścią w ścianę. Jak do słupa, do nich po prostu pewne rzeczy nie docierały. Miał dość. W jednej chwili zapragnął rzucić to wszystko w cholerę.

- Tomo? - Jared przyglądał mu się z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami. Gitarzysta był niczym oaza spokoju. Mało co było w stanie wyprowadzić go z równowagi. Czyżby jednak... przegięli?

- Nie Tomuj mi tu teraz – fuknął, wycofując się w stronę wyjścia. - Za pięć minut chcę was widzieć w salonie – no dobra, z salonem nie miało to zbyt wiele wspólnego. Ot, wąski korytarz, w którym upchnęli stół i kilka puf. Pełniło to jednak tą samą funkcje. Spędzali tam czas, omawiali ważne kwestie – plany dnia, koncertowe setlisty, przebieg prób.

- Głośne trzaśnięcie drzwiami, okupione było zgodnym jękiem braci.

- Ale...

- PIĘĆ MINUT POWIEDZIAŁEM! - odkrzyknął na całe gardło.

***

Beznamiętnym wzrokiem wpatrywała się w wyniki testu ciążowego. Fakt, okres się jej spóźniał –zresztą, nie pierwszy raz w życiu. Była święcie przekonana, że to efekt długotrwałego stresu, niedosypiania, niedoborów jakiś witamin. Zrobiła go, o ironio, aby uspokoić myśli. To miała być zwykła formalność. Potwierdzenie – tak, wszystko z tobą w porządku. Głowa do góry, cycki do przodu. Nie jesteś w ciąży, miesiączka pojawi się prędzej, czy później. Nie ma czym się przejmować. To nie jest coś przyjemnego, za czym należało by tęsknić. W końcu kto normalny z radością wyczekuje pięciu dni w miesiącu, kiedy nasz organizm próbuje się nie wykrwawić na śmierć. Brr. Przygryzła dolną wargę. Tego się najzwyczajniej w świecie nie spodziewała. Dwie kreski. Z początku uznała to za...bliżej niezidentyfikowany błąd. Przecież to nie mogła być prawda. Zabezpieczyli się! Tego była pewna. Ktoś chciał z niej zadrwić. Pobiegła do apteki i wykupiła jeszcze kilka testów. Przeróżnych producentów. Te tańsze, te droższe. Chciała skonfrontować wynik z innymi. Pół godziny później, cała łazienka zastawiona była plastikowymi wskaźnikami. Czy dwanaście testów mogło by się pomylić? Nie miała już cienia złudzeń. Siedziała w bezruchu, starała się głęboko oddychać. W myślach liczyła do dziesięciu. Była idiotką, skończoną idiotką. Zrobiła to raz, po pijaku. Z nieznajomym gościem. Nie wiedziała o nim nic. Jak się nazywa, gdzie mieszka. Nie miała numeru telefonu,czy chociażby jakiegoś internetowego namiaru. To byłoby jak szukanie igły w stogu sianu. W końcu... tego kwiatu jest pół światu. Znacząco się ożywiła, poderwała się z miejsca i machnęła ręką. Że niby jak to sobie wyobrażała? Odnajdzie go i co dalej? Była tylko przypadkową panną, podejrzewała, że jedną z wielu, bardzo wielu. Powie mu o ciąży i co? Przystojniak pochwyci ją w ramiona i zostaną wielką, szczęśliwą rodziną? To życie, nie brazylijska telenowela! Takie rzeczy nie przytrafiają się zwykłym ludziom. Zresztą, była samodzielna, samowystarczalna. Nie potrzebowała kogoś, kto będzie głaskał ją po głowie. Poradzi sobie radę sama. Faceta zawsze traktowała jako dodatek. Nie był jej niezbędny do życia. Maleńka istotka w jej łonie, nie była wstanie tego zrobić. Dokładnie tak. Postanowiła, że będzie trzymała się tej myśli. Powoli sięgnęła do kieszeni spodni i wyciągnęła z niej komórkę. Szybkie wybieranie.

WpadkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz