Cześć pierwsza, bo czasem trzeba coś podzielić na części

209 29 3
                                    


Ty możesz wszystko, możesz wszystko,

Gdy bardzo tego chcesz.

Dziś zmienisz przyszłość, zmienisz wszystko,

Bo bardzo tego chcesz.


Zrozumiałem, że do wszystkiego można się przyzwyczaić.

Z biegiem czasu przyzwyczaiłem się do Anki, która pomagała mi z matmą. Spotykaliśmy się raz w tygodniu na sesję w bibliotece, dopiero po miesiącu zaprosiłem ją do domu na korepetycje. Szybko wyszło na jaw, że moja mama w życiu nie spotkała cudowniejszego dziecka, bo pojawiała się w pokoju co pięć minut, przynosząc kolejne ciastka i szklanki kompotu z jabłek.

Reszta klasy nadal traktowała dziewczynę jak trędowatą, w ten sam sposób izolując całe święte trio - Rudą, Grubą i Fałszywą. O ile pierwszą mogłem nazwać znajomą, o tyle sam dwie pozostałe traktowałem z pogardą. Bądź co bądź - zasłużoną.

- Co jest, Elka? Możesz schudnąć, ale brzydka twarz pozostaje na wieki - rzuciła luźno Werka, ukrywając się za tabunem koleżanek.

- Zamknij jadaczkę, Wera - prychnąłem głośno, starając się nie kulić pod spojrzeniami reszty grupy. Czasem kochałem dzwonki na lekcję.


x X X x


Anka tak naprawdę zawsze miała coś do roboty. Rano biegała jakimś cudem z Elką, którą chyba wołami ciągnęła za sobą. Oficjalnie - nikt od nas jeszcze tego nie widział, ale Weronika podsłuchała, jak rozmawiają między sobą o porannej przebieżce. Izka zarzekała się, że następnym razem pobiegnie z nimi.

Potem szła do szkoły. W poniedziałki uczyła mnie matmy, we wtorki szła pilnować dzieciaków z osiedla, w piątki czytała bajki w bibliotece. Wiem, że w weekendy pracowała w sklepiku na jedną zmianę, w niedzielę szła na osiemnastą do kościoła, a w pozostałe dni znikała zawsze w tym samym domu, znajdującego się tuż obok przystanku na Pradze.

Czasem żałowałem, że boję się do niej podejść. O naszych korkach wiedziała - mam nadzieję - tylko nasza dwójka, inaczej reszta budy nie dałaby mi żyć.

Kiedy indziej próbowałem wmówić sobie, że jest idiotką.

Ale kiedy patrzyłem na jej uśmiech zdałem sobie sprawę, że wszystkie szare komórki, które trzymałem we łbie znikają.

I wtedy zrozumiałem, że Anka musiała zaprzedać dusze diabłu, bo nikt nie powinien uśmiechać się tak szeroko.


x X X x


Druga klasa była prawie za pasem. Nawet nie wiem, kiedy zleciał cały semestr, do wystawienia ocen zostało jedynie kilka dni. Z dumą spoglądałem na swoją zapewnioną, wyharowaną dwóję z matematyki, dla której co tydzień wypruwałem sobie żyły, kując dwie bite godziny pod rząd. Wakacje zapowiadały się fenomenalnie. Pełne imprez, pełne szaleństw, pełne alkoholu.

Dusiliśmy się w klasie, nie potrafiliśmy usiedzieć w jednym miejscu. Prawie wszyscy zaczęliśmy wagarować. Hej, druga liceum, przecież jesteśmy już prawie dorośli. Nauczyciele uwielbiali straszyć nas gradem testów, ale tak naprawdę nie mogli zepsuć młodzieńczego humoru.

Morderca aniołówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz