Kolejny lekarz.
Kolejne badanie.
Kolejne słowa.I wszystko to się powtarza. Tylko ja się zmieniam. Słysząc po raz kolejny słowa zakończone na "nic nie wykazało" nie mogę powstrzymać łez. A to przecież tylko parę słów.
Włączam piosenkę. Czuję przypływ energii. Na chwilę mogę zapomnieć.
Zatapiam się w muzyce. Zaczynam tworzyć moją własną historię. Moją własną poezję. Potrzebuję tylko ciała aby wyrazić wszystko co czuję.
Chcę to wszystkim pokazać.
Chcę wycisnąć z siebie siódme poty.
Chcę usłyszeć oklaski.
Chcę roześmiać się z poczuciem, że właśnie to jest coś, o co walczyłam przez ostatnie lata.Płynę dalej przez falę muzyki.
Wtedy jednak pojawia się ON.
ON rozlewa się po całym moim ciele.
ON zgina mnie wpół.
ON powala mnie na podłogę.
ON wydobywa ze mnie jęk.
Na reszcie, ON...Ostatecznie uświadamia mnie w fakcie, iż to nie jest moje marzenie.
"W życiu jak w tańcu, każdy krok ma znaczenie"
Tak, te słowa mają jakiś sens. Istnieje jednak jedna różnica. O tańcu możesz decydować.
O życiu - nie do końca.
Dosłownie dwie sekundy mogą coś zmienić, a ty nie będziesz mieć na to wpływu.Trzeba być przygotowanym.
Trzeba myśleć o przyszłości.Ponieważ nikt nie wie co może go spotkać po dwóch sekundach...
Pierwszy raz piszę takie coś. Trochę dołujące... Ale jak ktoś ma dołka no to cóż.
Nawet całkiem miło mi się to pisało. Oczywiście bohaterka tańczyła do piosenki na górze...Ehhh ciekawe kto zgadnie jakie jest jej marzenie i czemu nigdy go nie zrealizuje? To proste chociaż trzeba powiedzieć, że to bardziej skomplikowane niż myślicie :P