second pt.2

72 7 0
                                    

Staliśmy chwilę w niezręcznej ciszy, ja patrzyłem na swoje buty, a Sky wróciła do swojego 'normalnego' stanu. 

-Dlaczego się pokłóciliście?- spytałem po cichu.

-Jakby cię to obchodziło- prychnęła dziewczyna.

-Obchodzi- przyznałem.

-To niech przestanie- warknęła.

Zrobiło mi się głupio, przez zachowanie brunetki. Naprawdę zależało mi na Sky, gdy ona nie była dla mnie zbyt życzliwa. 

Stałem tam jeszcze chwilę, aż w końcu dziewczyna odezwała się.

-Dobra, możesz już sobie iść i przestać udawać, że ci zależy.

-Nie udaję. serio.

Prychnęła, słysząc moje słowa. Zupełnie nagle Sky zaczęła płakać, wręcz wyć. Przykucnęła i zasłoniła swoją twarz dłońmi.

-Sky...- szepnąłem nie wiedząc co teraz zrobić. przykucnąłem koło niej i potarłem jej plecy ręką. Chciałem ją przytulić, zrobić cokolwiek, żeby jej pomóc, ale niestety nie mogłem. To nie zależało ode mnie.

Jednak coś się wtedy stało. Widząc, że brunetka się podnosi zrobiłem to samo, a ona dosłownie wpadła mi w ramiona. 

Byłem strasznie zaskoczony obrotem spraw, ale od razu otuliłem ją mocno i korzystając z tego, że byłem od niej wyższy schowałem nos w jej włosach. Nie mam pojęcia ile to trwało, ale dla mnie mogłoby się nigdy nie kończyć. Niestety skończyło się. Sky bez słowa odsunęła się, po czym po prostu odeszła. Nie chciałem jej zatrzymywać, to znaczy chciałem, ale wiedziałem, że nie mogę i trwałem tak w bezruchu przez jeszcze kilka chwil. Nawet gdy już umownie 'otrząsnąłem się' dalej jak zahipnotyzowany kupiłem to nieszczęsne mleko i pokonałem drogę do domu. Gdy wszedłem do środka zostałem zaatakowany przez chłopaków, którzy byli nieźle zdenerwowani tym, że zajęło mi to tyle czasu. Nie odpowiedziałem na żadne z ich pytań, tylko oparłem się o drzwi wejściowe i rozmarzonym wzrokiem patrzyłem przed siebie, ciągle odtwarzając w głowie sytuację z tamtej uliczki. Widziałem jak moi przyjaciele i brat marszczą brwi na moje dziwne zachowanie i patrzą po sobie. Jednak dalej postanowiłem milczeć. 

-A tobie co?- pierwszy odezwał się Jack wyrywając mi siatkę z dłoni.

-Sky- odpowiedziałem krótko, a Calum i Michael jęknęli głośno.

-Tylko nie ona- odparł Calum.

-Kto to?- Jack nie miał pojęcia o tym jak bardzo zakochany jestem w tej drobnej dziewczynie.

-Obiekt westchnień twojego brata- odpowiedział mu brunet.

-Co tam się stało?- spytał Mike.

Nie będąc zdolny do opowiedzenia tego pokierowałem się do kuchni. 

-Jesteś idiotą- stwierdził mój brat.

Nic mu nie odpowiedziałem, tylko sięgnąłem po kartkę na, której zapisany był ten przepis. Chłopacy rozmawiali między sobą podczas robienia kremu, a ja dalej oniemiały siedziałem na blacie obok. Nie wiedziałem o czym mówią, szczerze mówiąc nic mnie to nie obchodziło, w kółko wracałem do Sky wtulonej we mnie i do tego jak mogłem bez żadnych konsekwencji obejmować ją. Szkoda tylko, że były to takie okoliczności no i że tak szybko odeszła. Ale byłem szczęśliwy, że Sky wie kim jestem, że ta sama Sky, w której kocham się już wieczność przytuliła się do mnie. Mógłbym stać tak z nią całe dnie i noce.

Po dwóch godzinach w końcu byłem zdolny do opowiedzenia tego moim przyjaciołom, Jack nie chciał tego słuchać i poszedł do siebie. Początkowo nie chcieli mi uwierzyć, ale w końcu doszli do porozumienia, że to niemożliwe, żebym aż tak dobrze udawał. Więc kiedy już uwierzyli to stwierdzili, że jestem naiwny, głupi, że ta dziewczyna mnie wykorzystuje i niszczy oraz, że owinęła mnie sobie wokół palca. Bardzo możliwe, że część tego to prawda. Ale to nic nie znaczy. Naprawdę. 

Calum i Mike postanowili nocować u mnie, co w zasadzie nie było żadną nowością. 

-Lucas Robert Hemmings!- usłyszałem krzyk mojej mamy. Bardzo zaspani podnieśliśmy się, ja z łóżka, a chłopcy z materaca, na którym spali. Zeszliśmy powoli na dół gdzie zastaliśmy moją rodzicielkę, która stała z groźną miną i rękami założonymi na biodrach- Który ruszył ciasto?- zapytała. Każdy z nas nie chcąc wydać Michaela spuścił wzrok na stopy- Który?- zapytała ostrzej. 

-Jack- wymsknęło mi się. Nie wiem czemu wkopałem w to mojego brata, ale to po prostu tak wyszło.

-Jesteś pewien, że to był Jack?- kobieta uniosła brew. 

-Tak- ciągnąłem to kłamstwo.

-Chłopcy?- dociekała.

Oboje nerwowo przytaknęli. Zaraz zginiemy... zaraz zginiemy... ja to wiem...

-Kto był taki mądry i chciał to ukryć? 

-Jack- powtórzyłem. Jak mnie mama nie zabije to zrobi to na pewno mój brat.

-A wy nie mieliście z tym nic wspólnego?- położyła nacisk na słowo nic.

-Nie- mruknął calum.

-I tak wiem, że to wy. Możecie się przygotować na przepyszny obiad. Mike, Calum, mam nadzieję, że zostaniecie i zjecie z nami- moja mama uśmiechnęła się, ale nie był to raczej przyjazny uśmiech. Przestraszeni chłopcy szybko przytaknęli.

Przez resztę dnia robiliśmy wszystko żeby podlizać się mojej mamie, sprzątaliśmy, byliśmy super mili i pomagaliśmy we wszystkim bez marudzenia. Nawet, gdy goście przyszli nie uciekłem do mojego pokoju tak jak zawsze, tylko zostałem do końca.

Zmęczony tym dniem, usiadłem wieczorem na podłodze w moim pokoju, do uszu włożyłem słuchawki i wróciłem wspomnieniami do poprzedniego dnia. A dokładniej do Sky. Byłem strasznie szczęśliwy, że byłem tam wtedy i, że to w moje ramię się wypłakała, a nie jakiegoś 'szkolnego przystojniaka'. Nie wiedziałem na co mam liczyć. Nie wiedziałem czy w szkole coś się zmieni, czy Sky będzie udawać, że to się nigdy nie stało. W zasadzie nie ważne, najważniejsze, że ja wiedziałem, że to się stało i to wspomnienie zostanie ze mną na zawsze.






girl who smoke too much /hemmings/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz