second pt.1

91 9 0
                                    

Kolejne dni mijały tak samo. Te same zajęcia, te same lunch'e, to samo rozmyślanie o Sky. Moje życie nie było zbyt ciekawe, prawdopodobnie spowodowane to było moim przywiązaniem do zasad mojej mamy, ale wierzyłem w to, że kiedyś wyjdzie mi to na dobre. Poza tym muzyka i nasz mały zespół był całkiem przyjemną odskocznią. Z chłopakami świetnie się rozumieliśmy w kwestii muzyki i mieliśmy wspólny cel, dodatkowo byliśmy najlepszymi przyjaciółmi co zdecydowanie ułatwiało wszystko. Wszyscy byliśmy zaangażowani w to co robiliśmy i nie musieliśmy się martwić, że jednego dnia gramy razem, a następnego nie mamy basisty lub gitarzysty. Kolejnym plusem było to, że czasem zamiast normalnych prób na instrumentach siedzieliśmy u któregoś z nas na kanapie grając w fifę w akompaniamencie naszych ulubionych zespołów. To było całkiem zabawne, bo jeśli zalegaliśmy kolejną godzinę u mnie lub u Caluma w salonie po jakimś czasie przychodziło nasze rodzeństwo i zaczynały się kłótnie, po czym przychodzili nasi rodzice i zazwyczaj to my zostawaliśmy wywaleni z pokoju. U Michaela nie było tego problemu, ponieważ był on jedynakiem, a jego rodzicom nie przeszkadzało to, że trzej nastolatkowie okupywali ich salon i telewizor. A co więcej, mama Michaela zawsze proponowała nam coś dobrego do jedzenia. W ten piątkowy wieczór było podobnie. Planowaliśmy zrobić próbę, może nagrać jakiś cover u mnie w garażu, ale i tak skończyliśmy rozgrywając mecz na konsoli. Ja i Calum rywalizowaliśmy ze sobą, Michael siedział w kuchni i próbował znaleźć coś słodkiego do przekąszenia, a Jack, mój brat siedział z nami na kanapie i marudził, że jego dziewczyna znów się na niego obraziła i że nigdy nie zrozumie kobiet. Nie docenia tego co ma. Ile ja bym dał za to, żeby Sky mnie zauważyła, żebym mógł nazywać się jej chłopakiem... Lepiej żebym się teraz nie dołował. To miał być miły wieczór z przyjaciółmi. Tak a propos przyjaciół.

-Michael!- krzyknąłem do niego, by przestał wyżerać mi już jedzenie z lodówki. Miał tylko zobaczyć czy jest coś słodkiego.

-Czego?!- odkrzyknął, nie fatygując się nawet, żeby przyjść z powrotem do salonu.

-Długo jeszcze? Chodź tutaj- usłyszałem jego westchnięcie, a po chwili pojawił się w progu pokoju.

-Twoja mama zrobiła przepyszne ciasto- stwierdził z uśmiechem biało włosy. Nie chodzi o to, że jest siwy, tylko ostatnio pofarbował swoje włosy (po raz 397591) na biało. Ten chłopak ma słabość do kolorowych włosów.

-Zjadłeś je?!- pisnąłem. Może to nie najbardziej męski dźwięk, ale to jedyne na co mnie teraz było stać. Spojrzałem z przerażeniem na Jacka a on na mnie.

-No tylko trzy kawałki, a jeden spadł na podłogę, czemu?

-Zabije cię Clifford- przetarłem twarz dłońmi- mama mnie zabije. To ciasto było na jutro dla gości! Powiedziała, że jeżeli którykolwiek z nas je tknie to już nigdy więcej nie zrobi nam żadnego ciasta, a do końca życia na obiady będzie nam gotowała szpinak. Wiesz jak ja nienawidzę szpinaku!

-Oops- mruknął chłopak.

-Tak to jest jak pozwalasz Michaelowi przebywać w jednym pomieszczeniu z jedzeniem- wtrącił się Calum.

-Kurwa młody...- mruknął mój brat.

Wszyscy na chwilę zamilkli myśląc co teraz mamy zrobić.

-Może spróbujemy je sami zrobić i podmienimy je, mama się nawet nie skapnie- zaproponowałem sam nie będąc zbyt przekonany do swojego pomysłu.

-Nie pogrążaj się Luke- warknął Jack.

Wszyscy byliśmy źli o to ciasto, ale żaden z nas nie miał zamiaru robić wywodów Michaelowi czy na niego krzyczeć. Owszem mógł zapytać czy może się poczęstować tym ciastem, ale on taki już jest. Jasne, przez niego najprawdopodobniej przez następny tydzień będę faszerowany przez moją mamę tym obrzydliwym szpinakiem, bo później już o tym zapomni, ale to jest mój przyjaciel i nie chcę żeby było mu głupio teraz i w ogóle. Coś wymyślimy. Przecież przez takie błahe rzeczy wychodzą zawsze najlepsze przygody, prawda?

-A jakbyśmy kupili w sklepie takie?- zapytał Calum.

-Wątpię, żebyśmy znaleźli idealnie takie samo ciasto jak to Liz...- zauważył Mike.

Przez kolejne minuty znów panowała cisza. Każdy z nas był skupiony na wymyśleniu jakiegoś sensownego wyjścia z tej sytuacji.

-Czekajcie... - Jack wstał z kanapy i ruszył do kuchni. Ja i chłopacy poszliśmy za nim- Może odkroimy jeszcze ten kawałek i wtedy będzie równo i posmarujemy ten cały bok kremem tak żeby nie było widać że jest ukrojone, a później wstawimy to do mniejszej formy- to brzmiało jak całkiem dobry plan, ale pozostawał jeden problem.

-A jak zrobimy krem?

-Mama ma gdzieś przepis na to. Musimy to zrobić jeśli nie chcemy jeść przez najbliższe lata naszego życia tej zielonej papki.

Nawet jeśli znalezienie przepisu poszło nam całkiem sprawnie, to niestety coś innego nie wypaliło. Tym razem okazało się, że nie mamy już mleka, które było potrzebne. Michael i Calum w porozumieniu z moim starszym bratem postanowili mnie wysłać do sklepu. Nie miałem za wiele do gadania, więc szybko się ubrałem i wyszedłem z domu. Mam nadzieję, że pomysł Jacka okaże się skuteczny, no i oczywiście, że poradzimy sobie z tym głupim kremem.

Na ulicach było już ciemno i rzadko mijałem się z jakimiś ludźmi, co właściwie mi nie przeszkadzało. Jak najszybciej kupiłem mleko i skierowałem się do domu. Jednak po chwili się zatrzymałem, bo usłyszałem czyjeś krzyki. Ktoś się z kimś kłócił i wydawało się to dość poważne. obróciłem się w kierunku głosów i zamarłem. Sky, moja Sky, stała oparta o ścianę, a jakiś facet, który zdecydowanie był starszy od nas wręcz darł się na nią. Nie wiedziałem co mam zrobić. Mam tam podejść? Co to da? Przecież jej nie obronię, bo jestem za słaby. Ale co mam ją tak zostawić? Przecież wtedy jej stanie się krzywda. Nie miałem już za wiele czasu do namysłu, bo mężczyzna się zamachnął i trafił pięścią w ścianę, centralnie obok głowy brunetki. A potem tak po prostu się odwrócił i odszedł. Nie czekając podbiegłem do niej. Dziewczyna zdecydowanie nie wyglądała tak jak miałem w zwyczaju ją widzieć. Mokre policzki od łez, ubrudzona od rozmazanego makijażu, ledwo łapiąca oddech, znacznie różniła się od tej Sky, którą znałem.

-Nic ci nie jest?- spytałem głupio.

-Jest idealnie- mruknęła pocierając dłonią policzki.

-Co się stało? Kto to był?

-Przyjaciel- odpowiedziała cicho szarpiąc za kieszenie swojej czarnej bejsbolówki, z której zaraz wyjęła paczkę papierosów i zapalniczkę. Ta dziewczyna paliła za dużo.


girl who smoke too much /hemmings/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz