Mamusiu chcę być taka jak ty

369 33 7
                                    

Leżałam na plecach w mojej nowej pościeli w żółwiki wpatrując się w sufit, na którym mama ponaklejała świecące gwiazdki, abym nie bała się zasnąć. Okno było zasłonięte, więc trudno było mi stwierdzić czy jest już ranek. Było bardzo cicho, dlatego wolałam nie wstawać, żeby nikogo nie obudzić. Zaczęłam bawić się moimi brązowymi, długimi włosami. Zrobiłam straszny kołtun, kiedy ktoś lekko zapukał do drzwi. Zawsze to robiła, stukała i pytała radosnym głosem czy może wejść, tak było i tym razem. Mamusia! Miała na sobie śliczną, kremową sukienkę, jej ulubioną, jej śliczne włosy były puszczone luźno. Usiadła na brzegu łóżka i pogłaskała mnie po głowie:

- Jak ci się spało słoneczko? - jej głos był miły jak czekolada i pianki razem wzięte

- Cudownie mamusiu! - wykrzyczałam z radością i rzuciłam się rodzicielce na szyję

- Mia, kochanie - zaczęła - masz już sześć lat, a dziś pierwszy września, czy wiesz co to oznacza?

- Że poślesz mnie do tej zasmarkanej szkoły... - odwróciłam się tyłem i przykryłam twarz kołdrą

- No dobrze, jeśli wolisz się dąsać, to sama zjem gofry z malinami - powiedziała i wstała z łóżka

- Malinki?

I tym oto sposobem znalazłam się na boisku. Widziałam doskonale moje nowe więzienie. Nie podobało mi się ani trochę, pełno szkła i bieli. A gdzie roślinki? Zieleń? Mama ciągnęła mnie za rękę w kierunku niechybnej śmierci...czy ona oszalała? Chce zabić swoje jedyne dziecko. Kiedy zobaczyła mój upór podniosła mnie i postawiła dopiero w szatni. Rozejrzałam się. Nie widziałam ani jednego chłopaka. Będąc w sali usiadłam w trzeciej ławce obok miło wyglądającej, rudej dziewczynki. Odwróciła się w moją stronę i wyciągnęła dłoń. Ścisnęłam ją i usłyszałam "jestem Sarah".

Wieczorem siedziałam na dywanie, a mama pokazywała mi swoją moc. Starałam się powtarzać, ale za nic nie umiałam wyczarować tego co ona. Z jej rąk wydobywała się zielona magia, z której wychodziły kwiaty, owoce i inne superowe rzeczy. Mi udało się tylko wyczarować płatek stokrotki, życie jest takie niesprawiedliwe. W domu rozbrzmiał dzwonek, kto normalny przychodzi o tej porze. Rodzicielka zerwała się na równe nogi, jednym ruchem dłoni "zasadziła" roślinki na oknach i postawiła wazon róż na stole. Dotknęła palcami włosów i ubrania co sprawiło, że na głowie pojawił się uroczy wianuszek, a kremowa sukienka zamieniła się w zieloną. Pobiegła do drzwi i powoli je uchyliła. Zobaczyłyśmy szczupłą brunetkę o czarnych oczach, przyjaciółkę mamy, wtedy wiedziałam, że lepiej będzie, jeśli pójdę do siebie.

Weszłam na łóżko i przesuwałam się powoli w stronę okna, odchyliłam firanki i wpatrywałam się w liście falujące na wietrze. Spojrzałam nieco niżej, pod domem, na swoim czerwonym rowerze siedział głupi Shawn. Najgorszy chłopak w kraju. Nie dość, że mieszkał niedaleko to jeszcze jego mama przyjaźniła się z moją. Nie wiem jak ktoś tak cudowny jak ona może mieć tak okropnego syna. Byli podobni tylko z wyglądu. Ten przygłup właśnie mnie zauważył i pokazał mi swój obrzydliwy jęzor. Co za łobuz. Zasłoniłam okno nie chcąc patrzeć na Shawna, po czym przykryłam się kołdrą.

Rano poczułam czyjąś dłoń na czole, nie była ona mamusi, bo jej ręce są delikatne i mięciutkie. Przerażona otworzyłam oczy. Tatuś! Mój kochany tata!! Wreszcie przyjechał! Zawiesiłam mu się na szyi i za nic nie chciałam puścić. A co jeśli znowu nas zostawi? To nie moja wina, że ludzie toczą wojny, a to właśnie przez nie jesteśmy z mamą same. Tak bardzo za nim tęskniłam, codziennie pisałam listy, znaczy...rysowałam. Zacisnęłam rączki mocniej, poczułam jak mnie podnosił. Po chwili znaleźliśmy się w kuchni, przez ramię widziałam jak mama w ślicznej, niebieskiej kuchence coś gotuje, zobaczywszy nas uśmiechnęła się:

Our little secretOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz