Rozdział 7 "Drzewne zawirowanie"

4.9K 435 18
                                    

- Za pięć minut widzę cię na śniadaniu - to właśnie usłyszałam o szóstej rano. Następnie babcia zrzuciła ze mnie kołdrę i wyszła z pokoju. Zamrugałam parę razy i przetarłam oczy ręką. Kilka sekund zajęło mi zrozumienie gdzie jestem. No tak, u babci. W tym starym domu, w którym wszystko przypominało mi o dziadku. Wyskoczyłam szybko z łóżka i przebrałam się, po czym jak najszybciej dostałam się do kuchni, aby zjeść jajecznicę przygotowaną przez babcię.

- Cześć babciu - przywitałam ją po czym zaczęłam konsumować śniadanie.

- Witaj wnuczko - odpowiedziała rzeczowym tonem Marietta - o 7:00 spotykamy się w sadzie za domem. Jak nauczysz się przemiany poznasz swoją sforę, a teraz smacznego.

***

Stałyśmy z babcią pod starą wiśnią o grubym pniu. Ciepły śnieg przyjemnie kłuł mnie w stopy. Tak, był ciepły, a właściwie to ja byłam taka zimna. To nie podobne do wilkołaków, które z natury są gorące. Jakby ktoś mnie dotknął, to pewnie uznałby mnie za wampira, a to byłby wstyd i hańba dla mojej rodziny. Nie żeby mnie to obchodziło.

Moja babcia była dziś w wyjątkowo złym humorze. Emanowała złością połączoną z tęsknotą, a ja nie musiałam się wysilać, aby wiedzieć, że tęskniła za Ralphem. Ja też za nim tęskniłam. Tęskniłam też za rodziną, która nie wpadła na pomysł, żeby mnie odwiedzić. Odstawiłam smutki na bok i zajęłam się Mariettą i jej ponurą miną.

- Zaczniemy od razu - zaczęła mówić - pomyśl o czymś co cię denerwuje, czymś czego z całego serca nienawidzisz.

Wyobraziłam to sobie. Pomyślałam o gryfie Feo, którego miałam pokonać. O bogach, którzy zostawili wszystko na mojej głowie, o... i wtedy mój umysł przedstawił mi całkiem inne myśli. Zobaczyłam moich rodziców. Rodzinne pikniki i wspinaczki po górach. Spacery z mamą, na których zbierałyśmy kwiaty. Moją siostrę, z którą spędziłyśmy tyle wspaniałych chwil, z którą rozwijałyśmy swoją pasję - jazdę konną. Dopóki nie miała wypadku... Zalała mnie fala wspomnień związanych z dziadkiem, nasze wspólne wieczory, kiedy graliśmy w karty i chińczyka. Kto w niego nie grał! Na końcu przypomniałam sobie o akademii i o przyjaciołach, których tam zostawiłam. Poczułam delikatne mrowienie, a na moich ustach pojawił niepowstrzymywany uśmiech. Moje ciało pokryły małe promyczki takie jak przy mojej pierwszej przemianie, a kończyny zaczęły wyginać się pod różnymi kątami. Bolało niemiłosiernie, ale mniej niż w sylwestra. Ten ból nie dorównywał jednak temu, który towarzyszył mi podczas śmierci mojej siostry, kiedy to przez moją nieuwagę ją straciłam. Obwiniałam się o to aż do tamtej chwili. Dopóki nie zrozumiałam, że nie powinnam się tym przejmować, ale dbać o to co mi zostało. Czyli rodzinę i przyjaciół. Wiedziałam, że muszę ich chronić.

Po chwili na miejscu, w którym przed chwilą byłam stał śnieżnobiały wilk, którego kolor zlewał się z wszechobecnym śniegiem. Rozejrzałam się dookoła i z radością stwierdziłam, że widzę dużo lepiej niż w ludzkiej postaci. Będąc człowiekiem mój wzrok niewiele różnił się od zwykłego śmiertelnika. Spojrzałam na zdziwioną minę babci, która po chwili się opanowała i nakazała:

- Musisz się nauczyć polować - Spojrzałam w głąb lasu. Zauważyłam nurkującego w powietrzu ptaka. Mój wzrok zarejestrował to w zwolnionym tempie. Byłam pełna podziwu. Nie wiedziałam, że wilki widzą aż tak dokładnie. Zerwałam się biegiem w stronę mojej zdobyczy. Drzewa zaczęły wirować wokół mnie, ale dzięki oczom, które spowalniały każdy ruch nie wpadłam na żadne z nich. Biegłam bardzo szybko i kiedy już byłam blisko mojej ofiary, potknęłam się o korzeń. Mój pysk wylądował w śniegu. Już prawie przyzwyczaiłam się do mojej temperatury ciała i wszystkiego wokół, ale nadal nie rozumiałam dlaczego tak jest.

Podniosłam się z ziemi i wytrzepałam futerko. Ciężko było mi poruszać się na czterech łapach i z tak niskim wzrostem. Stwierdziłam jednak, że to tylko kwestia przyzwyczajenia. Niedługo może też będę śmigać tak jak inne wilki.

Wtedy usłyszałam jakiś szelest w krzakach i coś przeleciało mi przed oczami. Spojrzałam w miejsce, w którym zniknął mój prawdopodobnie przyszły łup i rzuciłam się za nim w głąb lasu. Co chwilę potykałam się o swoje łapy, ale szło mi coraz lepiej i czułam się coraz swobodniej w tym ciele. Biegłam coraz szybciej i szybciej, aż w końcu się zatrzymałam. Okazało się, że czyimś łupem będę jednak ja.

Wilczy ŚwiatOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz