❃ Prolog

2.3K 136 14
                                    


Opatulił ciało pięcioletniej dziewczynki grubym kocem, który znalazł na śmietniku. Upewniwszy się, że szczelnie zakrył szyję dziecka, usiadł obok, pocierając zmarzniętymi dłońmi.

Patrząc kilka lat wstecz w życiu przez myśl by mu nie przeszło, że wyląduje na ulicy. Gdzie on, Kim Woobin, syn jednego z najbogatszych Koreańczyków w Anglii stałby się włóczęgą? Mogło to wydawać się absurdalne, jednak tak się stało. W dodatku musiał opiekować się swoją córeczką, która nie raz płakała za jedzeniem, słodkościami, czy też upatrzoną zabawką. Ilekroć spoglądał w jej stronę, nie potrafił powstrzymać napływających do oczu łez. Nie mógł uwierzyć, że najbliżsi po prostu się od niego odwrócili w chwili, gdy ukochana dziewczyna uciekła z innym, pozostawiając jego mieszkanie całkowicie puste. Jedyne co zostawiła to Nanę i karteczkę, by nigdy jej nie szukał. Potem dowiedział się też o zadłużonym mieszkaniu na kilkanaście tysięcy funtów. Gdyby nie fakt, że Sasha opróżniła jego konto ze wszystkich pieniędzy i zabrała cenne rzeczy, spokojnie mógłby to spłacić. Niestety przyszedł dzień, w którym przyszedł komornik i odebrał wszystko, co mu pozostało.

Rodzina, z którą pokłócił się w chwili, gdy Sasha zaszła w ciążę, całkowicie się go wyparła.

Postawił przed sobą pudełko po kakao i wyjął ręce w geście żebrania. Chował głowę w kapturze, mając nadzieję, że nikt go nie pozna. Chociaż znajomi o nim zapomnieli, nie wątpił, że mogły zdarzyć się wyjątki. Wtedy bez wątpienia sieć obiegłaby informacja o bezdomnym synu wpływowego biznesmena.

Ludzie przechodzili obok niego obojętnie. Tylko nieliczni wrzucali jakieś monety do pudełeczka, za co szczerze dziękował. Dla niego każda uzbierana kwota miała ogromne znaczenie.

Nagle ujrzał, jak ktoś wrzuca pięćdziesiąt funtów. Zdumiony uniósł wzrok, jednak jego szczęście zniknęło, gdy ujrzał dawnego przyjaciela.

- Kupę lat, Woobin - powiedział ze smutkiem, wprawiając młodego mężczyznę w zażenowanie.

- Cześć, Tom. - Spuścił głowę, nie patrząc na elegancko ubranego chłopaka. Jak zwykle miał starannie zaczesane do tyłu włosy i pachniał drogimi perfumami. Najwyraźniej redakcja chłopaka wciąż miała się dobrze, choć Woobin szczerze liczył, że Tomas nie zdoła się wybić. Niestety tak się nie stało, a on przez swoją chciwość względem byłych przyjaciół został zupełnie sam.

Lokaty podał mu białą wizytówkę, którą niechętnie przyjął.

- Wiem, że duma nie pozwala ci przyjąć ode mnie pomocy, ale przede wszystkim powinieneś patrzeć na to dziecko - skinął w stronę śpiącej dziewczynki.

Ciało Woobina napięło się w gniewie i ledwo powstrzymał się od uderzenia znajomego w twarz. Nie chciał budzić dziecka, dlatego zacisnął zęby, nerwowo patrząc przed siebie.

- Pojedź do Lazon Hill na wskazany adres. Jestem pewien, że tam ci pomogą.

- Mam iść do jakiegoś przytułku dla bezdomnych?!

- Nie, Woobin. - Tom pokręcił głową, nie potrafiąc zrozumieć reakcji młodego mężczyzny. - Dostaniesz tam pracę i będziesz miał gdzie mieszkać. Oczywiście nie spodziewaj się, że nagle staniesz się miliarderem. Zrobisz jak uważasz. Przynajmniej mam pewność, że zrobiłem wszystko, co mogłem.

Odszedł, pozostawiając brodatego chłopaka z natłokiem niepotrzebnych myśli. Zacisnął palce na niewielkiej karteczce i już miał ją rozerwać, gdy w ostatniej chwili coś go powstrzymało. Spojrzał na czarny napis wizytówki:

Cassandra Pay

Rodzinna farma w Lazon Hill.

Nr kontaktowy: 0306-8336-800


- Że niby mam sprzątać końskie gówna?! - prychnął Azjata, chowając wizytówkę do kieszeni brudnej bluzy.

~~

Zmieniony prolog i główny bohater. Mam nadzieję, że mimo to i tak będziecie czytać :).

Buziaki <3.




Porcelanowe szczęście ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz