❃ Rozdział czwarty

735 98 10
                                    


Odkąd Cassandra wywlokła go z łóżka o szóstej nad ranem chodził i zbierał łajno. Nabierał je na wielką łopatę, by po chwili wrzucić do wiadra. Gdy już jedno zapełnił musiał odnieść je w specjalne miejsce za stajnią, gdzie smród aż szczypał go w oczy. Zielone kalosze, które dostał były całe w błocie, a czerwona koszula w kratę i ciemnozielone spodnie pachniały ziemią. Całe szczęście, że otrzymał jeszcze grube rękawice. Gdyby nie one już kilka razy łajno zetknęłoby się z jego skórą, a tego by nie przeżył.

Odłożył pełne wiadro na miejsce i czym prędzej się zmył. Nogi same skierowały go w stronę oczka wodnego. Zmęczony usiadł przy nim i odrzucił na bok śmierdzące rękawice. Nigdy nie sądził, że praca na farmie była czymś przyjemnym, ale przez myśl mu nawet nie przeszło ile te wszystkie zwierzęta potrafiły się załatwiać. Jako nowy pracownik oczywiście musiał dostać najgorszą robotę, by nauczyć się pokory. Chociaż... szczerze mówiąc nie miał pojęcia co innego mógłby tutaj robić.

Cassandra przygotowywała specjalne jedzenie dla zwierzaków i zaopatrywała je w siano oraz wodę. Kilka razy chciał pomóc nieść jej ciężkie wiadra, ale zatrzymała go w połowie drogi, mówiąc, że da sobie radę. Była bardzo uparta i niezależna, co niekoniecznie uznał za coś dobrego. Widać było, że przyjęcie czyjeś pomocy jest dla niej nadzwyczaj ciężkie i ze wszystkim wolałaby sobie poradzić sama.

Myślami powrócił do wczorajszego dnia, gdzie dowiedział się o jej zaginionej córce. Adam Pay mówił, że dziecko miałoby teraz siedem lat, a to oznaczało, iż Cassandra żyła już trzy lata w bolesnej niewiedzy. Jakim cudem jeszcze się trzymała? Woobin szczerze wątpił, by potrafił pozbierać się po takiej tragedii.

– Och, już się zmęczyłeś? – usłyszał za sobą surowy damski głos. Chciał szybko wstać, jednak dziewczyna wbiła go w ziemię i usiadła obok, stawiając wiadro z wodą. – Spokojnie. Krótka przerwa nie zrobi z ciebie bezrobotnego.

Na jej twarzy naprawdę gościł uśmiech. Miała lekko zaróżowione policzki i kropelki potu na czole. Widząc, że jest w dobrym humorze postanowił nie poruszać wczorajszego tematu. Naprawdę nie chciał widzieć, jak znowu płacze.

– Dałaś mi naprawdę śmierdzącą robotę.

– Chociaż teraz pachniesz niedawno śmierdziałeś gorzej od tych zwierząt – zauważyła, wprawiając chłopaka w osłupienie. – Nie wydaje ci się, że powinieneś je wszystkie przeprosić?

– C-co? – wybałuszył oczy, a dziewczyna wybuchnęła niepohamowanym śmiechem. Patrzył, jak zwija się na ziemi i nie wiedział, co powinien zrobić. – Co cię tak śmieszy?

– Żałuj, że nie widziałeś swojej miny! – krzyknęła uradowana.

Nagle usiadła, a jej mina spoważniała. Westchnęła głośno i wstała, otrzepując z siebie ziemię.

– Skoro skończyłeś swoją pracę, chodź ze mną. – Chwyciła za uchwyt wiadra i już miała go podnieść, gdy Woobin zacisnął dłoń na jej nadgarstku. Uniosła ze zdziwieniem oczy.

– Skoro mam iść z tobą, wezmę to wiadro.

– Dobrze już, dobrze – uniosła dłonie w geście poddania. – Tylko nie patrz na mnie więcej w tak przerażający sposób. Ach, aż mnie ciarki przeszły!

Z uśmiechem patrzył na oddalającą się sylwetkę, by po chwili ruszyć za nią.

Gdy skończyli myć konie, zmęczeni i z mokrymi ubraniami ruszyli do domu, gdzie powinien już na nich czekać obiad. Adam cały czas miał na oku Nane, która potrafiła świetnie się sobą zająć. Albo bawiła się lalką, albo rysowała mazakami po kartkach z bloku, nie zamęczając zbytnio mężczyzny.

Porcelanowe szczęście ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz