16.Pierwsze lekcje.

131 14 5
                                    

Dopiero po powrocie do domu, uświadomiłam sobie jak wielkie błędy popełniłam i jak wielką cenę będę musiała za nie zapłacić.
-Skąd masz wino? -Zapytał Bruno.
-Lepiej nie mówić.
-Nie...
-Niestety tak. -Spuściłam głowę i poszłam do pokoju.
Godzina 14. Niedługo ma przyjść Matylda. Założyłam ogłowie obu wierzchowcom i sprzątnęłam im stajnie, czyli garaż. Przed nią, z pomocą duchów wystawiłam stół i dwa fotele. Zniosłam na dół wszystkie moje noże i rozłożyłam na stole. Wszystko zajęło mi równo dwie godziny. Chwilę później zjawiła się nauczycielka. Przed sobą miała taczkę, a w niej... styropian, kilka mniejszych tarczy,  liny i inne drobiazgi. Zaczęła rozwieszać w różnych miejscach styropianowe i drewniane tarcze. Taczkę postawiła do góry dnem i porozstawiała jeszcze kilka innych rzeczy.  Za domem rozłożyłyśmy jakieś rupiecie z podwórka typu stare opony i usiadłyśmy w fotelach.
-To twój tor przeszkód.
Rozejrzałam się po podwórku i dalej słuchałam Matyldy.
-Najpierw chcę zobaczyć twoją technikę. Później ponownie tu wrócimy i będziesz ćwiczyć celowanie również z łuku.
-Dobrze, ale nie zabiję niewinnego człowieka. Dobrze o tym wiesz. Myślałam że to uszanujesz.
-Bo tak jest. Ja się przejdę a ty rób tak, jakbyś nie była obserwowana. Jestem starsza ale nadążę za tobą.
-Działam tak, aby mnie nie zauważono.
-Poradzę sobie.
Nie do końca wiedziałam co o tym myśleć, ale to moja nauczycielka i nie chciałam się z nią kłócić. Mam do niej szacunek. Ze stołu zabrałam dwa noże. Jeden mały, scyzoryk, drugi duży z zębieniami. Ubrałam bluzę i wsiadłam na Egro. Jednak Matylda.. co z nią? Na piechotę mnie nie dogoni. Odwróciłam głowę, a Nuris już miała na grzbiecie nauczycielkę. Ruszyłam kłusem na początku ogladając się za gościem, ale Matylda upewniła mnie, że sobie poradzi. Gdy dojechałyśmy do wioski, zsiadłyśmy z koni i obie skradałyśmy się za budynkami. Nie zastanawiając się dłużej, wspięłam się na dach i szłam dalej. W tym momencie nauczycielka zniknęła mi z oczu. Chciałam zawrócić, ale miałam nie panikować i uwierzyć, że da sobie radę. Przeszłam ulicę Chełmiową i skręciłam na aleje Grant. W piątym domu po lewej były zasłonięte wszystkie okna, ale zasłony krzyków nie wyciszają. Na szczęście jedno okno było otwarte. Niestety to małe łazienkowe, ale ja nie wejdę?! Ja?! Przechodząc przez nie, zauważyłam Matyldę wchodzącą na podwórko posesji. No faktycznie nadąża. Gdy znalazłam się w środku, bezszelestnie zeszłam na dół i otworzyłam drzwi, w których na moje szczęście siedział klucz. Kobieta równie cicho weszła i zamknęła drzwi. Weszłam na górę i stanęłam przed drzwiami, z których dochodziły wrzaski... dziecka? Delikatnie nacisnęłam klamkę i wyjrzałam przez szparę. Dorosły facet bił małą dziewczynkę! Od razu mocno pchnęłam drzwi i przebiłam jego kapeć, przybijając stopę do podłogi. Mężczyzna jęknął i zaczął sypać przekleństwami. Dziecko nie zastanawiając się podbiegło do mnie i schowało za mną, okrywając się moją budzą. Zaskoczyło mnie to trochę, ale musiałam dokończyć pracę.
-Nie patrz maleńka. -Powiedziałam spokojnie, zwracając się z tym do małej.
Stanęłam przed gnojkiem i plunęłam mu w twarz. Wbiłam większy nóż w jądra, kiedy mniejszy nadal trzymał go w jednym miejscu. Pociągnęłam zębate żelastwo aż do jego szyi i obserwowałam jak wszystkie flaki wylewają się z obślizgłego wnętrza świni. Zebrałam noże i podniosłam dziewczynkę. Posadziłam w salonie, włączyłam jej bajki i poszłam się umyć. Gdy wróciłam, mała nadal siedziała na sofie. Matyldy nigdzie nie zauważyłam, ale teraz musiałam zająć się dzieckiem.
-Tu mieszkasz?
-Nie. Jestem z Cowster.
Że co? Jak to? Ja przecież też. Co ona tu robi? Takiej odpowiedzi się nie spodziewałam.
-A tu? Tutaj kogoś masz? Kim był ten pan, który cię bił?
-To mój opiekun. Rodzice dużo pracują.
-Zawsze cię tak traktował?
-Tak, ale mówił że każde dziecko tak ma. Tak wygląda wychowywanie dzieci. -Dziewczynka lekko się uśmiechnęła, ale ból w noce zbytnio jej dokuczał, bo szybko się za nią złapała i szybko łapała powietrze.
-Bardzo boli? Mogę? -Spytałam i wskazałam na jej nogę.
Zgodziła się więc podwinęłam nogawkę. Łydka była opuchnięta i w kolorze fioletowo czerwonym. Mała pokazała mi szafkę z apteczką, a ja zajęłam się opatrunkiem.
-Nie boisz się mnie? -Przerwałam ciszę i spojrzałam w jej piwne oczy, które o dziwo zrobiły się wesołe.
-Nie. Pomogłaś mi.
-Dobra, ostatni raz ci pomogę. -Byłam trochę zagubiona. Chciałam jej pomóc, wręcz czułam się za nią odpowiedzialna. Jednak dzisiaj miałam mieć lekcje. Pierwsze w życiu lekcje z Matyldą. A z drugiej strony, moja nauczycielka zapewniała mnie, że nadąży za mną. -Dobra, chodź! -Powiedziałam stanowczo i złapałam małą za rękę. Obie wyszłyśmy z domu, a ja zagwizdałam na Egro. O dziwo nie przybiegł sam, ale z Nuris, która na grzbiecie miała... Matyldę! -No, no.. nieźle. -Kiwnęłam głową i posadziłam dziewczynkę na konia, po czym sama na niego wsiadłam. Wiedziałam dobrze co musze zrobić i przejąć pałeczkę na dzisiejszych lekcjach.

To tylko krew!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz