- Lilly ... Lilly ... Lilly ... - z każdej strony dochodziły szepty.
Lilly otworzyła oczy, oślepiło ją bardzo jasne światło. Dziewczyna leżała na miękkim, różowo-pastelowym dywanie. Dookoła były przeróżne porcelanowe laleczki, wszystkie się uśmiechały. Do tego pluszowe misie i ogromne słodycze. Wszysko było w radosnych kolorach. Wydawało jej się, że znalazła się w wielkim pokoju z jasnoróżowymi ścianami. Lilly zauważyła, że między rozrzuconymi zabawkami utworzyła się dróżka. Z jej końca sączyło się turkusowe światło. Dziewczyna miała wrażenie, że światło ją woła. Wstałą i poszła w jego stronę.
Przez całą drogę oglądała wszystko, co ją otaczało. Zastanawiała się, gdzie dokładnie jest. Nie wyglądało to realnie. Kiedy doszła do światła, ono nagle zniknęło.
- Co jest? - wystraszłą się trochę. Przypomniało jej się o Emily, którą gdzieś zgubiła. Postanowiła, że jej poszuka.
- "Może też gdzieś tu jest." - pomyslała i ruszyła dalej.
Po długim czasie usiadła na podłodze. Była wyczerpana. Kiedy straciła całkowitą nadzieję, znów zobaczyła światło, lecz tym razem było fioletowe.
- A pójdę z nim, i tak nie mam nic do stracenia. - postanowiłą i poszła za światłem.
Kiedy zbliżyła się do niego, ono znów zniknęło. Z korytarza po jej lewej stronie zaświeciło różowe światło. I znów to samo: gdy do niego doszła, światło zniknęło. Westchneła, znudzona uganianiem się za jakąś gwiazdką. Siedząc po turecku ze spuszczoną głową, Lilly zauważyła na podłodze swój cień, który był na dziwnym, czerwonym tle. Obejrzała się. Zauważyła za sobą duże światło krwistego koloru. Zaciekawiona podeszła, lecz ono nie zniknęło. Dziewczyna wyciagnęła rękę. Kiedy dotknęła światła, jej oczy oślepił blask, przez co zrobiła dwa kroki do tyłu. Gdy odsłoniła oczy, ujrzała coś strasznego. Cały pokój skąpany był w krwawej czerwieni, lalki i zabawki były zniczszone. Z ich wnętrza wychodziły pajaki i przeróżne robale. A przed Lilly stanęła Emily, która nagle przemieniła się w wielki cień lalki. Demoniczna postać stała przed dziewczyną i śmiała się jak chora psychicznie. Na jej twarzy zjawił się przerażający uśmiech, z którego wypełzały glizdy. Lilly ujżała za nią drzwi, chcąc uciec, ominęła demona i pobiegła w ich stronę. Lecz kiedy drzwi były na wyciągnięcie ręki coś złapało ją za nogę. Lalki pęzły do niej jak węże. Były całe popękane lub nie kompletne. Emly była coraz bliżej, na szczęscie dziewczyna się uwolniła i chwyciła za klamkę. Weszła do pomieszczenia za drzwiami i podparła klamkę stojącym obok krzesłem. Odetchnęła i się obróciła. Była w białym pokoju ze szpitalnym łóżkiem. Dostrzegła na nim chłopaka.
- Leo!!! - wykrzyknęła zczęśliwa.
Jednak nie usłyszałą odpowiedzi. Zobaczyłą, że chłopak ma na sobie kaftan bezpieczeństwa i zakneblowane usta. Lilly w pośpiechu odwiązała go i przytuliła. Mimo wszystko Leo nadal się nie odzywał. Dziewczyna poczuła, że ma mokre ramię, odchyliła się i dostrzegła łzy spływajace po polikach chłopaka.
- Niepotrzebnie przyszłaś ... - powiedział cały zapłakany.
Lilly nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Leo wziął do ręki nóż i szedł w jej stronę. Dziewczyna się cofała, nie mogła uwierzyć w to co widzi. Kiedy jej plecy dotknęły ściany, zobałyła jak chłopak podnosi nóż. Zdążyła w porę upaść na ziemię, kiedy nóż wylądował w ścianie. Leo dostrzegła, że dziewczyna próbuje uciec i złapał ją za włosy, przyciągnąwszy do siebie. Lilly w tym momencie wydała z siebie krzyk bólu i złapała się za głowę. Siedziała na ziemi, a Leo za nią. Nad trzymał ją za włosy, żeby nie uciekła i przyłożył jej nóż do gardła. Zastanawiała się, dlaczego on to zrobi, wtedy dostrzegła "sznurek marionetki". To bardzo cienka nić, niewidoczna dla ludzkiego oka, dzięki której można manipulować ludzmi.