Rozdział 1

150 6 2
                                    

"Pamiętam kiedy jeszcze inny tu był ten powietrza zapach
i brak mi czasu, który nadal prędko spiepsza w latach"

Wróciłam do domu. Było późno, słyszałam dochodzące z salonu krzyki, pewnie się kłócą. Nie zdziwiłam się.
Niezauważona trafiłam do pokoju. Usiadłam na szerokim parapecie. Utkwiłam wzrok w widok za oknem. Panował mrok. Zagłebiałam się w tej ciemności, i chyba nawet odnajdywałam w niej lekkie ukojenie.
Nie chciałam pamiętać o bólu, który tak zawzięcie umiejscowił się w moim sercu. A ja nie mogłam nic zrobić.
Od zawsze nienawidziłam uczucia bezradności, denwrwowało mnie. Jasmine zawsze śmiała się, że taka wojownicza dusza jak moja nie jest nawet w stanie znieść myśli, że istnieje rzecz na którą nie ma wpływu.
Jasmine.. moja Jasmine...
Znowu nie mogę opanować łez, więc ulegam i daje smutku pole do popisu.
Po chwili cała moja twarz zalewa się łzami. Słyszę kroki. Moje łkanie milknie. Ktoś staje pod drzwiami. Wskakuje na łóżko, zakrywam sie kołdrą. Drzwi zostają uchylone, nikt nie wchodzi, czuje tylko jego wzrok na sobie. Udaje że śpię. Trzask, zamknięto je.
Mam spokój, nie będę musiała z nikim rozmawiać, udało się.
Leżę, patrzę w sufit, zakładam słuchawki. I tak dochodzi północ...
Wstaje, biorę szybki prysznic. Ubieram się, wymykam się tak żeby mnie nie zauważono i tym razem, chce się oderwać.
Za chwilę znajduje się koło przystanku, zaraz mijam też park, kilka ulic, błąkam się bez celu... nie ma tu dla mnie miejsca.
Zatrzymuje się. Siadam pod wielkim drzewem, wyciągam telefon, z kieszeni wypada mi żyletka.
Tyle kosztuje moje życie. Czuje furię. Wyrzucam ją jak najdalej od siebie, słyszę jak brzęczy uderzając o ulice. "Dziwka"- krzyczę tak jakbym chciała by zabolały ją moje słowa.
Zaczynam biec. Przebiegam kilometr tracę dech, biegnę dalej. Znajduje się na jakiejś przecznicy, sama już nie bardzo wiem gdzie jestem. Lampy migają, lub palą się tak delikatnym światłem, że z trudem oświetlają jakikolwiek zakątek drogi, która jest ciemna i wąska. Idę nią, nie mam sił.
Czuje że podążam do nikąd. Wydaje się ze nie ma tu żywej duszy.
Zaczynam krzyczeć. Z resztek sił wyrzucam światu jak bardzo go nienawidze.
Stoje na środku drogi, znowu znoszę się żałosnym płaczem, który rozdzieram swoim krzykiem. Czuje ze ktoś nagle przyciągnął mnie do siebie, i lekko mną potrząsnął. "Uspokój się głupia, wątpię by świat słuchał " - słyszę czuły, niski lekko rozbawiony ton głosu, który sprawia, że lekko się uspokajam, Ale zarazem wprawia mnie w irytację jego rozbawienie, wydaje mi się jakby ze mnie kpił .
Przez chwilę jeszcze nie wiem za bardzo co się dzieje, Ale przytomnieje odpycham od siebie postać i zaczynam się jej przyglądać.
Cała sytuacja wydaje mi się być lekko komiczna, Ale nie jest mi do smiechu.
- Co tu robisz? -czuje się jak na przesłuchaniu. Nie znam tego człowieka, a nawet gdybym znała przez znikome światło pewnie nie zorientowałambym się.
Bije się trochę z myślami czy on wszystko słyszał? Pewnie uważa, mnie za idiotke... nie może mnie oceniać, przecież mnie nie zna... Po dłuższej chwili orientuje się, że przecież stoję na przeciw osoby który chyba oczekuje jakiejś odpowiedzi.
- Ja yyy...no...-jąkam się nie wiedząc co powiedzieć, chyba pierwszy raz w życiu nie umiem znaleźć żadnych słów. Powinnam czuć się zakłopotana, lecz to raczej rzadko mi się przytrafiło. Co go to obchodzi, to przecież nie jego sprawa. Irytacja na nieznajomego wzrasta, a przecież nic złego nie zrobił ale dzięki temu zapominam trochę o żalu do świata więc jest mi to w sumie nawet na rękę.
Nie wiem jak się zachować więc wymiajm ciemną postać i wracam, udając ze wiem jak trafić do domu...

Ide przed siebie, otacza mnie ciemność. Drżącą ręką odpalam papierosa, kiedy zaczyna tlić się w moich ustach zaciągam jego dym głęboko do płuc. Zamykam oczy. powtórzam kilka razy czynność niszczącą moje płuca, jestem  spokojniejsza.  Wszystkie zmartwienia na chwilę ulatują. Brakowało mi tego momentu.
Gasze fajke na ręcę obok jeszcze świeżych ran od kontaktu z żyletką.
Jestem  pogrążona w myślach...

Bo Ciężko mi żyć z tym wszystkim.  Ciężko jest kiedy przytłacza mnie każdy  dzień. Ciężko jest  kiedy boli mnie każda chwila. Ciężko jest kiedy niszczy mnie każde wspomnienie.  Ciężko jest kiedy każda myśl waży tonę. Ciężko jest... i nigdy nie było inaczej.
Nie umiem sobie poradzić z przeszłością. Ludzie prędzej czy później zawodzą, a miłość nie bywa prawdziwa.
Smuci mnie fakt, że tak naprawdę nie mam nikogo. Zaczynam wspominać, bo przecież już zawsze będę pamiętać, czuje kłócie w sercu, obraz się rozmazuje,  do oczu napływają łzy... Czuje się jeszcze gorzej. Boli mnie rzeczywistość.
Ludzie noszą twarze pełne fałszu i nienawiści, a serca wypełnia cierpienie...  tak już jest... Kiedyś byłam pewna że muszę się z tym pogodzić.. Teraz jest zupełnie inaczej... zupełnie. Dorosłam pozornie. W sumie to jestem wciąż jak dziecko trzeba pilnować bym jadła,nie robiła głupot i przedewszytskim  nie zrobiła sobie krzywdy. Zabawne? Raczej nie.
Siadam na obręczy mostu, bujam nogami w powietrzu. Wyciągam kolejnego papierosa, odpalam, chce nie myśleć. Wychylam się, patrzę w dół... Przez chwilę jeszcze zastanawiam się czy nie chce skoczyć. Analizuje swoje myśli.
Chce. Marzę by zniknąć,  więc dlaczego nie skocze? Nie wiem. Być  może jestem tchórzem..
Wracam do domu, wiem że nie umiem sobie pomóc...

Przepraszam za wszelkie błędy itp ale dopiero zaczynam więc bądźcie wyrozumiali :3

ZagubionaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz