Deszczowa, szara pogoda panująca w Sydney napawała każdego mieszkańca złym humorem, a nawet rozdrażnieniem. Ludzie jak zwykle pędzili - do pracy, szkoły czy też do innych, bliżej nie określonych miejsc. Narzekali, kłócili się, szukali dziury w całym, zamiast dopatrywać się pozytywów. Z nieba non stop leciały krople wody, a od czasu do czasu niebo przeszywały błyskawice. Burza nadchodziła wielkimi krokami, co również nie działało na nikogo pozytywnie.
Wśród tych osób znajdywałam się ja, Bethany Sheed, w pośpiechu pakująca książki do torebki. Weekend minął, a ja wcale nie zdążyłam odpocząć, a tym bardziej nauczyć się na ten tydzień. Pomińmy to, że zarówno sobotę jak i niedzielę spędziłam przed laptopem na oglądaniu seriali. Nawet nie rzuciłam okiem w kierunku lekcji, przez co szłam do szkoły ze ściśniętym żołądkiem. Nigdy nie wiadomo co wymyślą nauczyciele. Nie byłam kujonem, ale zależało mi, nie tyle na ocenach, co na przyszłości.
Ostatni raz przejrzałam się w lustrze, przeczesałam blond włosy palcami, odrzucając je na plecy. Wzięłam głęboki oddech, próbując znaleźć w sobie siłę na przeżycie tych pięciu dni. Jedyne, co napawało mnie motywacją to zabawa klubowa w piątek, na której mieliśmy świętować urodziny Jack'a, mojego najlepszego przyjaciela. Na tą imprezę byłam przygotowana już od kilku miesięcy, bo właśnie wtedy kupiłam upominek dla solenizanta. A mianowicie zainwestowałam w dość drogi prezent - gitarę. Chłopak od zawsze śnił o posiadaniu własnej, a od czego są przyjaciele jak nie od spełnienia marzeń? Na prawdę nie mogłam doczekać się aż zobaczę jego reakcję. W końcu będzie mógł chodzić na prywatne lekcje gry, a nie te grupowe.
Sprawdziłam godzinę w telefonie, przeklinając pod nosem. Byłam spóźniona już pięć minut, a nawet nie wyszłam z mieszkania. W końcu wrzuciłam do torby jeszcze kanapki, założyłam ocieplaną parkę, botki i w pośpiechu zamknęłam drzwi. Zbiegłam po schodach jak torpeda, a później przeprosiłam taksówkarza, że tak długo czekał. Mężczyzna burknął coś pod nosem, nadając temu dniu jeszcze gorszego rozpoczęcia. Droga do szkoły zajęła o wiele więcej czasu niż zawsze, oczywiście, pech chciał, że akurat w tym momencie były ogromne korki.
Ostatecznie dojechałam dopiero na drugą lekcje, co nauczycielka oczywiście skomentowała. "Kompletny brak odpowiedzialności, nie zdziwię się jeśli nie zdasz matury". Oczywiście, ma pani stu procentową rację. Ledwo powstrzymałam się od przewrócenia oczami. Tak, jestem w trzeciej klasie liceum, co oznacza, że przede mną testy decydujące o mojej przyszłości. Skłamałabym mówiąc, że się nie stresuję. A nauczyciele tylko pogarszali całą sytuację.
Kiedy tylko kobieta odwróciła się, Jack dźgnął mnie palcem w bok, starając się rozładować napięcie. Wzruszyłam ramionami i usiłowałam skupić się na lekcji Pani Marrshallow. Jedyne o czym w rzeczywistości myślałam to impreza która odbyła się trzy dni temu, w piątek. Jak zawsze nie szczędziłam sobie alkoholu, przez co luki w pamięci były wielkości... Właściwie, prościej powiedzieć co pamiętam, niż czego nie pamiętam. Na pewno do domu jechałam czyimś samochodem, ale nie dociekałam czyj on był. Jedyne na co patrzyłam to wycieraczki, bo wolałam trzymać głowę w dole, na wypadek... Oh, wiecie o czym mówię.
Zapewne odwiózł mnie Ashton, który tego dnia miał zostać czysty, trzeźwy. Na każde wyjście wyznaczaliśmy jedną osobę do ogarniania reszty, tą, która zajmie się zgonami. Szczęśliwie bądź nieszczęśliwie dla mnie, nigdy nie wybierano mnie. Przepraszam bardzo, że nie potrafię odmawiać alkoholu, okej?
Ale wracając do wydarzeń z tego dnia, na pewno tańczyłam na stole. Doskonale pamiętałam moment kiedy wspinałam się na mebel, jednocześnie łamiąc obcasa. To właśnie było powodem mojej opuchniętej kostki i siniaków na kolanach. Wejście na DJ'kę, shot za shotem, telefon do mojego byłego... Tak, to by było na tyle jeśli chodzi o czynności, które pamiętałam. Później już tylko pojedyncze urywki, nie składające się w logiczną całość. Jednakże to była już rutyna. Co tydzień odreagowywaliśmy tydzień nauki na imprezach, upijając się i dobrze bawiąc.
CZYTASZ
Persecutor... Or not? // PL
Teen Fiction"Stał tam, na środku ulicy w deszczu. Krople moczyły jego ubranie i niszczyły fryzurę. Nie reagował, po prostu patrzył do góry, prosto w moje okno. Nie znałam go, a on wciąż za mną chodził. Nie opuszczałam domu samotnie, zawsze ktoś był ze mną, tak...