ZRM #1

779 40 9
                                    

~~~~

Chen nie pamięta dokładnie dnia, w którym po raz pierwszy spotkał Laya. Kojarzy ten dzień jak przez mgłę, czasem wydaje mu się, że widział już tysiące wersji tamtych wydarzeń. Jedyne czego jest pewny to to, że była to zima. Pierwszy wtorek stycznia, który spędzał w Seulu razem z przyjaciółmi. Śnieg prószył już od kilku dni zasypując drogi, zimny wiatr szczypał żartobliwie przechodniów w nosy i policzki, jednak nikt się nie śmiał. Uciekali przed nim, chowali się w klimatyzowanych budynkach, pędzili przez ulicę zakutani po samą szyje. To dla tego aż tak się wyróżniał idąc w samej skórzanej kurtce i ześlizgującym się co chwilę szalikiem z ramion. Nie stawiał też tak szybko kroków jak inni, szedł powoli delektując się otoczeniem, chłonąc je. Z uśmiechem na ustach pozwalał chłodowi ogarnąć swoje ciało, zamknąć w szczelnym kokonie. Dopiero kiedy zbliżał się do kawiarni, w które miał spotkać znajomych zapiął kurtkę i obwiązał szyję szczelnie szalem. Nie chciał aby się martwili, szczególnie D.O zawsze panikował, że ten będzie chory. Później oczywiście jego spekulacje okazywały się trafne ale Chen nie chciał nawet o tym myśleć. Zresztą on często się wyłączał i to właśnie takim sposobem wpadł na niego. Zachwiał się chcąc utrzymać równowagę ale jak wiadomo, powszechna jest złośliwość rzeczy martwych, oblodzony chodnik naprawdę musiał go nienawidzić, bo Chen poślizgnął się tracąc równowagę. Plecak zsunął się z jego ramienia lądując na ziemi a w ślad za nim poszedł szalik i telefon trzymany przez niego w dłoni. Instynktownie zamknął oczy szykując się na bliskie spotkanie z podłożem ale zamiast twardej ziemi poczuł otaczające go ramiona. I to nie takie zwykłe a silne i naprawdę wygodne ramiona. Łapiąc się przodu kurtki nieznajomego wypoziomował swoją postawę stając prosto na nogach. Jednak dopiero po chwili puścił poły kurtki i cofnął się o krok. To co zobaczył wstrząsnęło nim na tyle, że niefortunnie znów poślizgnął się na lodzie tym razem nieznajomy także go złapał. Poprowadził go kawałek dalej na nieoblodzony chodnik i wręczył mu jego zguby.

-Przykro mi ale z twojego telefonu to już chyba nic nie zostanie.- uśmiechnął się przepraszająco a Jongdae wydawało się, że świat się na chwile zatrzymał, ten mężczyzna miał w sobie to coś.

-N..nie szkodzi. Poradzę sobie...

-Jestem już spóźniony, więc to dlatego tak gnałem nie patrząc się na nikogo. Jeszcze raz przepraszam.- dopiero teraz zauważył, że nie znajomy miał torbę przewieszoną przez ramię. Wystawał z niej blok z białymi kartkami i jakieś pędzle. W dłoni wciąż trzymał jego telefon.

-Ja powinienem przeprosić, prze zemnie jesteś spóźniony jeszcze bardziej.- było mu wstyd. D.O miał rację, kiedyś przez swoją nie uwagę wpadnie w tarapaty.

-Nic nie szkodzi. Teraz muszę już iść ale obiecuję, że naprawię twój telefon i oddam Ci go.- Chen mógł już tylko patrzeć jak tamten w biegu odwraca się do niego aby mu pomachać a później skręca za róg jakiegoś budynku. Ciemnowłosy był zbyt oczarowany i oszołomiony by pobiec za nim i wziąć swoją własność, mógł tylko patrzeć w przestrzeń z plecakiem i szalikiem w ręku. Po chwili otrząsnął się i ostatni raz odwracając się za siebie ruszył w stronę domu. Tamtego dnia nie dotarł do kawiarni.

Chociaż możliwe jest też, że to była sobota a nie wtorek i, że to lato a nie zima. Drzewa miały by koronę pełną soczystej zieleni a ciepły wiatr rozwiewałby jego spocone włosy. Słońce znajdowałoby się na samym środku nieba i grzałoby niemiłosiernie. Wtedy też Jongdae wpadłby na nieznajomego w drodze bezpośrednio do domu Baekhyuna niosąc ręku pucharek lodów i telefon. Nieznajomy w tej wersji także ratuje go przed upadkiem niszcząc przez przypadek jego telefon i odchodząc w pośpiechu zabiera go ze sobą obiecując oddanie.

Jedyne co łączyło każdą z wersji była stolica Korei Południowej, miejsce, które Jongdae równocześnie pokochał i znienawidził. Uważał bowiem, że ludzie w stolicy nie zwracali uwagę na naturę ich otaczającą. ich wzrok zatrzymywał się tylko na migoczących bilbordach i wyszukanych wystawach, nie umieli spojrzeć dalej. Za każdym razem też jego telefon ucierpiał na ich spotkaniu a on stał oczarowany nieznajomym. I takich wersji było jeszcze więcej ale Chen odnosił wrażenie, że tylko jedna była prawdziwa. Jednak w tej wersji nie spotykał nieznajomego ani w zimę ani w lato tylko w niewdzięczną jesień pełną nieporozumień....

✔ Złośliwość rzeczy martwychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz