ZRM #3

374 34 9
                                    

— Do cholery jasnej, Baekhyun! Czy ty nie masz do roboty nic innego, tylko ciągle chcesz się pieprzyć?!

— Przecież to dobry pomysł na spędzenie wolnego czasu.- wzruszył ramionami, dalej pisząc sms'a.

— Czyli rozumiem, że każdą wolną chwilę swojego życia spędzasz na włażeniu facetom do łóżka? To jest chore.

— Sam jesteś chory, Jakoś dotychczas ci to nie przeszkadzało. — wykpił go.

— Ta relacja między nami jest chora. Nie robimy nic innego, niż kochanie się po kątach, nasze rozmowy dotyczą pornoli, klubów i tego, czy w danej chwili jesteśmy na tyle podnieceni aby zrobić to jeszcze raz. My inaczej nie umiemy ze sobą rozmawiać.

— I o to tyle krzyku? Daj na luz, jak chcesz z kimś gadać to idź do znajomych a nie trujesz dupę. Po za tym, co złego jest w seksie?

— A to, że robimy to non stop! — czarnowłosy myślał, że zaraz skoczy przez okno. Właśnie tak wyglądały rozmowy z Baekhyunem - rzucanie grochem o ścianę.

— Nie moja wina, że masz problemy z potencją.

— Nie pierdol. — wycharczał i nachylił się nad nim, uniemożliwiając mu ucieczkę po przez oparcie rąk na biurku, za nim. — Ty nawet nie próbujesz ze mną rozmawiać, jedyne czego ode mnie chcesz to sterczący na baczność penis i chęć do przeruchania cię. Nie na tym polega bycie w związki, a jak pragnę ci przypomnieć - jesteśmy razem od dobrych trzech lat!

— To ty pierdolisz. W głowie ci się coś zaczęło plątać, idioto. Gówno obchodzi mnie to co robisz! Ja mam swoje życie, ty masz swoje życie a łączy nas ostry seks, więc przestań mielić ozorem i chodźmy wreszcie do łózka. — uśmiechnął się zalotnie, całując go w usta. Chanyeol jednak odskoczył w tył, ciskając z oczu piorunami

— No co? Znów coś ci się nie podoba? — brunet droczył się z nim, dotykając go.

— Nie dotykaj mnie. — powietrze przeszył ostry głos Chanyeola a zaraz potem odgłos upadającego krzesła na podłogę. Czarnowłosy odepchnął z całą siłą mniejszego aż ten wleciał na mebel i przewrócił się razem z nim. Nie patrząc na niego więcej, wyszedł z pokoju. Baekhyun ze skwaszoną miną, przeklinał go pod nosem na na styczniowym niebie właśnie pojawiły się kolejne, ołowiane chmury.

。。。

Świat wirował mu przed oczami, kiedy on sam stał w miejscu. Starając zatrzymać się tą karuzelę, Jongdae wpadł na szafkę i uderzył się w mały palec. Ból od razu rozprzestrzenił się na całą lewą nogę, powodując zgięcie się ciała chłopaka w pół. Na świecie bowiem nie istniał żaden gorszy ból, niż ten po uderzeniu się w mały palec. Nawet wdepnięcie w klocki lego to mniejsze piekło. Nic więc dziwnego, że Chen siedział pod ścianą, zaciskając zęby w bólu. Dzięki temu Baekhyun z uśmiechem na ustach wyminął go i pierwszy zajął łazienkę.

— Widzisz? Tak właśnie jest, jak nie chodzisz w kapciach. — nad nim pojawił się Kyungsoo, który łapiąc go za ramie ustawił do pionu. — Nawet Chan już się nauczył.

— O matko.. święta — wysapał. — Pieprzona złośliwość rzeczy martwych.

— Już tak nie wyolbrzymiaj. Jakbyś się z nim nie ścigał, to byłoby okej ale oczywiście, wy zawsze swoje.

— Hyung.. bo on tak długo się myje! On robi to specjalnie a ja nie mam czasu, dziś piszę sprawdzian z historii.

— To wejdź mu pod prysznic.- wymamrotał Kai wychodząc z pokoju. - Baek sypiał już z tyloma osobami, że nic sobie z tego nie zrobi.

✔ Złośliwość rzeczy martwychOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz