Prolog.

187 18 11
                                    

Alex

W życiu można mieć farta, na przykład wtedy, gdy podczas rozdania życiowych kart dostanie się same asy. Wtedy dobry początek gry zwanej życiem ma się zagwarantowany. Później o tym czy wygrasz decyduje już nie tylko przypadek, a to jak będziesz dysponować swoimi kartami. Niektórym szczęście przychodzi łatwo, inni natomiast muszą sobie na nie zasłużyć. Szczęście trzeba sobie wywalczyć. Jednak istnieją ludzie ''którzy pojawiają się w niewłaściwym miejscu o nie właściwym czasie i nie mają co liczyć na ocalenie.''

Siedzę na ławce przed szpitalem i rozmyślam obserwując bezwładnie opadające na ziemie złociste liście. Za bramami szpitala dostrzegam bawiące się w berka dzieci. Znów zastanawiam się jak to jest mieć normalne dzieciństwo. Bez codziennych zastrzyków, bez inhalacji i stanów zagrożenia życia, bez ignorowania przez rówieśników, bez bycia uważanym za dziwactwo, bez obrzydzenia do siebie.
-Alex, proszę abyś wróciła już na sale. Starczy dotleniania na dziś.- niemal krzyczała ze szpitalnego okna jedna z pielęgniarek.
Wstałam więc i ruszyłam w stronę budynku , wciąż obracając się za siebie i przyglądając się wirującym liściom. Nagle poczułam silne zderzenie. I upadłam na zimny beton porośnięty mchem. Po chwili dotarło do mnie, że na coś wpadłam. Podniosłam głowę w górę i zobaczyłam nad sobą chłopaka o roztarganych kasztanowych włosach i umięśnionej sylwetce. Miał na sobie czarne spodnie opadające na jego biodra, białą koszulkę, która przylegała opinając mięśnie brzucha i czarną bluzę z kapturem.
- Nic Ci nie jest? - pyta ze zmartwionym wyrazem twarzy.
- O rany , przepraszam bardzo. -podnoszę się szybko i odchodzę w niemal expresowym tempie chowając głowę w ramionach.

To nie tak, że jestem bardzo nieśmiała, ja po prostu nie potrafię już zaufać.
Wchodzę na swój oddział na którym jestem ja oraz chłopak który zawsze jest smutny. Nie lubię szpitali, kojarzą mi się z bólem, wszyscy podczas badań chcą Cię dotykać, rozmawiać. Ja nie chce tego, lecz nie mam wyjścia moja mama nie chce zostawić mnie na śmierć. Pewnie tylko dlatego, że jak mnie nie będzie to nikt się nią nie zajmie na starość, bo będąc szczerą, na moją starszą siostrę nie ma co liczyć. Ma 24 lata i zero jakiejkolwiek dojrzałości, 6 lat różnicy nie specjalnie przyczynia się do naszych dobrych relacji. Opadam na łóżko szpitalne i wyciągam z pod poduszki mój notatnik.

A gdyby tak odlecieć jak wspomnienie. Zapomnieć o tym. Przypadki nie istnieją. Dostałam szanse by odejść, oni mi ją zabierają.







Your Choise.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz