Dom za Salem, na jednym ze wzgórzy był miejscem, gdzie Jeremiah Morgan powracał zawsze z tym samym uśmiechem na przystojnej twarzy. Na sam jego widok jego oczy blyszczały, w policzku pojawiał się dołeczek, a kąciki ust unosiły się ku górze. Tak samo było kiedy już wchodził przez ciężkie, dębowe drzwi do jasnego wnętrza i widział znajome obrazy, rzeźby i schody na których tyle razy się bawił. Każdy, nawet krótkotrwały powrót w rodzinne strony nastrajał go pozytywnie.
Dzisiaj planował spędzić cudowny wieczór z rodzicami. Kolacja, rozmowy, zwykłe przekomarzanie się, że powinien pójść w ślady ojca a nie na nauczyciela. To koiło jego zszargane chęcią zemsty nerwy. Stawał się bardziej dawnym sobą; uśmiechniętym, leniwym nastolatkiem chcacym zdobyć świat i zbadać wszystkie możliwe dziedziny czarnej magii. Dumą rodziców jako jedyne dziecko. Ich pupilkiem, ukochanym synkiem. Nie potworem za jakiego mieli go wszyscy naokoło.
Teraz też stał na progu wielkiej rezydencji. Patrzył na murowane ściany, czerwony dach z kilkoma zbitymi dachówkami. Białe okna z okiennicami i porośnięte niekiedy dzikim bluszczem. Mama nigdy nie pozwalała ogrodnikowi ich ścinać. uważała, że są naprawdę urocze i dodają domowi swojskości. Sam uważał, że to prawda. Dom, chociaż ogromny był dla niego ostoją, nawet jeśli ostatnio był zapuszczony bo ogrodnik i gospodyni umarli, a skrzaty domowe nie były tak dobre jak oni. PLanował znalezienie nowych pracowników; to nie bylo trudne. Iść do mugolskiej części Salem i zahipnotyzować kilkorga silnych facetów i kobiet. Patrzeć jak zabijają się dla tej posady.
- Nie, Morgan, nie włączaj w sobie psychopaty - mruknął do siebie ściągając granatowy płaszcz. Słońce, nawet jeśli był październik, grzało dość mocno. Zasługa ojca wychowanego na Florydzie. Uwielbiał dodawać zimnicy Massachutetts słońca. Przynajmniej w promieniu dwóch mil. Nigdy nie narzekał; miał ochronę przed słońcem będąc wampirem.
Wiatr zawiał od północy ruszając delikatnie huśtawką pod jednym z drzew. Morgan melancholijnie spojrzał na drzące liny. Wiele lat spędził huśtając się na niej. Kilka razy ją polamał w napadach złości, ale jakimś cudem na drugi dzień czekała na niego nowa. Nie ruszana, tylko jego. Wpomniał też ile dzieci na niej straciło życie. Nie jego wina że huśtał za mocno i spadły roztrzaskując potylicę o betonowe płytki. Co prawda mamusia mówiła że nie wolno, ale kto by jej słuchal będąc pięciolatkiem. Musial przyznać że lubił kiedy plama krwi barwiła szarość płytek. To było jak zwieńczenie cudownej zabawy: cały dzien biegania po ogrodzie a potem patrzenie jak krew wycieka z głowy ofiary dnia.. Jego szybsze bicie serca wtedy... Nie do opisania.
- Wspomnienia - ktoś położył mu ręce na ramieniu. Niemal podskoczył ale czując perfumy matki uśmiechnął się i przytulił kobietę serdecznie. Uwielbiał ją, kochał na tyle ile umiał. Jej jasne włosy opadające lekkimi falami na ramiona, roześmiane oczy i cudowny uśmiech który po niej odziedziczył. Nienaganna sylwetka, odziana dziś w najnowsze szaty w kolorze bzu sprawiały że nikt nie wierzyl ile ona ma lat. - Jeremiah, nie wspomniałeś, że wpadniesz - dodała lekko zaskoczonym tonem. - Przynajmniej żadna sowa nie przyleciała.
Posłał rodzicielce swój najlepszy, niewinny uśmiech.
- To była niespodzianka.
- Jak co tydzień.
- Przewidywalna niespodzianka - oboje się roześmiali wesoło. - Jestem cały wasz do poniedziałku. W Hogwarcie malo się dzieje, właściwie nie mogłem znieść żałoby Saintów... - zwiesił lekko głos chociaż i tak domyślał się, że matka wie co się stało. Zawsze wszystko wiedziała. W końcu nie bez powodu nauczała wróżbiarstwa w Salem od kilkunastu lat.
- Julie i Micheal - matka uniosła nieco podbródek i spojrzała w dal na ogród tonący w jesiennych liściach. Słońce sprawiało, ze ogród wyglądał jeszcze bardziej magicznie. - To okropne że umarli tak młodo osieracajacjąc dwójkę dzieci. Biedni, na pewno cierpią - dodała ciszej.
- Oboje tak samo - westchnął. - No może Chay bardziej.
- Nie wyglądasz jakbyś ich żałował, Jeremiahu - powiedziała ostrzejszym tonem w końcu patrząc na niego. Podniósł wzrok nie przybierając żadnej konkretnej miny. Chwilę milczał nie wiedząc co ma odpowiedzieć. - Nie powinni odpowiadać za błędy ich córki. Byli czystej krwi - wyrzut w jej głosie był doskonale słyszalny. - Wiesz co to oznacza prawda?
- Tak, że w genach im się porąbało że powstało coś takiego jak Chay? - spytał próbując się nie zdenerwować. -Wiem że teraz czystosć krwi jest w cenie, bo ludzie mieszają się ze szlamami ale...
- Właśnie, Jeremiah - przerwała mu matka z wymuszonym uśmiechem. - Jeśli chcesz się na kimś mścić rób to na Chay. Ona chciała cię zabić. Niewdzięczna... zła... dziewczyna. Jak pomyślę, że mogliśmy cię stracić... - przytuliła się do niego mocno. Westchnął głaskając plecy rodzicielki z uczuciem. To miłe że go kochała prawdziwie, szczerze za to kim jest. - Nie narażaj się więcej. Wróć do Salem, zacznij pracować w interesach ojca. Proszę.
- Jeszcze dwa miesiące mamo - odparł cicho. - Zdążę się zemścić na Chay... na Nell...
- Nell? - odsunęła się od niego. - Kim jest Nell?
- Nicole Juliette Riddle - skrzywił się wchodząc w końcu do domu. W salonie opadł na biała, skórzaną sofę, a nogi wygodnie ułożył na stoliku z wyrytymi znakami. Plotka głosiła że mugole bawią się takimi tablicami do wywoływania duchów i demonów. Od dawna lubił patrzeć na niego, ale bał się próbować czy to prawda. - Córka Voldemorta. Liderka Szyderców - dodał znacząco.
- Naprawdę powinieneś lepiej wybierać kandydatki na liderki, Jeremiah - powiedziała surowo kobieta zajmując miejsce na fotelu ojca. Wielki, francuski mebel stanowił ozdobę salonu. Błękitne obicie i białe drewno pasowało idealnie do jasnego wystroju. - Lisa sprawila że Szydercy byli prawie na wymarciu, a do szkoły wkroczyło nowe pokolenie szlam. Nie ma nic gorszego od nauczania dzieci których rodzice są niemagiczni. Nicole nie będzie lepsza.
- Nicole jest urocza na swój sposób. Jest niesmaowicie przebiegła i mądra. Zaimponowała mi kilka razy. Teraz popełniła błąd Saintówny... Planuje jej jednak zniszczyć życie. - dodał wykręcajac sobie palce. Na twarzy pojawił się ten okrutny uśmieszek przerażający ludzi wokół. - Niestety zerwanie z miłością życia nie udało się. Nadal nie chce być moja, nie chce mi się podporządkować. Niesforna smarkula.
- Naprawdę nie wiem co mam ci powiedzieć, Jer - westchnęła kobieta. - Nicole to córka Czarnego Pana. Nie boisz się że on cię zabije?
- Nicole się dla niego nie liczy. Mogłaby zginąć i nikt by po niej nie płakał. Prócz Shepparda i Xaviera Sainta. - zauważył.- A może ty coś o niej wiesz?
- Dowiem się - obiecala z nikłym uśmiechem. - Zaraz... czy ona uczyła się w Salem? imię mi coś mówi...
- Tak, zostala wyrzucona dwa czy trzy lata temu po tej masakrze za życia Mooe'a. Razem z resztą elitarnej części Szyderców. O ile pamiętam nazywala się Vector.
- Vector? Po Diane? Och no tak... ona ją adoptowała po tym jak Bella trafiła do więzienia.
- Bella? Masz na myśli Bellatrix Lestrange? - zamrugal oczami. - To jest matka Nicole?
- Chociaż Diane zaprzeczyłaby milion razy to tak. To prawda. Diane urodziła córkę ale ona zmarła po urodzeniu. Również nazywała się Nicole.. dlatego w zeszłym roku jej rodzice przepisali wszystko na młodą Nell. Byłam na tej kolacji - dodała. - Zapomnialam kompletnie. - bardziej mówiła do siebie niż do niego bawiąc się jednym z pierścionków - Wyglądała jednak totalnie jak Bella za młodu a nie jak Diane... tak, to by się zgadzało.
- Nicole sie ucieszy z wieści że była całe życie okłamywana, ale to nie wystarczy. Nie zastraszję jej łatwo, a chce by wrócila sama do Salem. Pracowała jak Lisa. W sumie mógłbym za niąwyjść w końcu. Jestem w wieku gdzie kawalerstwo nie przystoi.
- A potem ją zabijesz?
- Spróbuje ją pokochać. Ładna żona i w miarę z dobrego domu to skarb, prawda?
- Oczywiście synu, ale pamiętaj: jak weźmiesz ją siłą to nie zapomnij jej trwale uszkodzić pamięci. Będzie łatwiejsza - roześmiał się ktoś za ich plecami. Ojciec, wysoki i w wypisz wymaluj syn. Podali sobie dłonie. - więc mój syn planuje małżeństwo. W samą porę. A więc ustalmy szczegóły kiedy...
CZYTASZ
Save me from the dark (FF Harry Potter)
FanfictionNicole jest córką Voldemorta.Przez wiele lat uczyła się w Akademii Salem, niestety po pewnych wydarzeniach została wyrzucona. Zaczyna nowe życie w rezydencji Ojca - Dark Hill. Pewnego dnia decyduje się ponownie uczestniczyć w życiu szkolnym, więc zo...