Po niespełna czterdziestu minutach ruchliwej, prostej trasy, zjechaliśmy z głównej drogi i skręciliśmy w stronę lasu.
- Tony? Gdzie ty mnie wieziesz?- spytałam niepewnie.
- Już mówiłem, to niespodzianka - odpowiedział uśmiechnięty, nie spuszczając przy tym wzroku z jezdni. Nie pozostało mi więc nic innego, jak cierpliwie poczekać, aż gdzieś dojedziemy.
I dojechaliśmy, gdzieś. Tony zatrzymał się w samym środku lasu i bez krępacji zgasił silnik.
- Jesteśmy na miejscu - oznajmił, po chwili wysiadając z samochodu. Bez ociągania zrobiłam to samo i rozejrzałam się po okolicy.
Dookoła były drzewa, przez których korony przedzierały się promienie jesiennego słońca, wiał lekki wietrzyk. a cały ten sielski klimat uzupełniały śpiewy ptaków. Po kilku dniach spędzonych w celi to było więcej, niż mogłam wymarzyć.
- Dalej musimy iść pieszo - Tony nie dał mi się nacieszyć dźwiękami natury, szeleszcząc jakąś reklamówką i gwiżdżąc pod nosem, wraz z pudełkami z pizzą poszedł w głąb lasu.
- Tu jest pięknie - wyznałam, szybko dotrzymując mu kroku. Na moje słowa Stark tylko uśmiechnął się pod nosem.
- To jeszcze nic. Zaraz zobaczysz coś naprawdę pięknego - zapewnił.
- Mam nadzieję, że nie mówisz o swoim zdjęciu?- podsunęłam, ciągnąc naszą pełną docinek i żartów rozmowę.
- Wiem, że na to liczyłaś, ale nie tym razem - prychnął. Resztę drogi pokonaliśmy w milczeniu, jednak nie takim uciążliwym. Wbrew pozorom. Tony umiał naprawdę dobrze milczeć.
Po pewnym czasie doszliśmy na skraj lasu, a dróżka z piaszczystej zmieniła się w kamienistą. Po chwili moim oczom ukazało się urwisko skalne a pod nim rozciągający się las i rwąca rzeka. Widok naprawdę zapierał dech w piersiach. Przystanęłam na moment, podczas gdy Tony jak gdyby nigdy nic usiadł na skraju najbardziej wysuniętej skały i zaczął jeść pizzę.
- Wow - wydukałam.
- Mówiłem. Ładnie tu, co?- spytał retorycznie i odstawiając pudełko po pizzy za plecy, pokazał miejsce koło siebie, każąc mi tym samym usiąść. Gdy to zrobiłam, Tony podał mi kawałek placka.
- W zasadzie nie przywiozłem cię tutaj tylko po to, aby pokazać ci to miejsce - zaczął i wziął kolejnego gryza.
- W takim razie po co?- spytałam ciekawa.
- Musimy pogadać - odparł, gdy przełkną to, co miał w ustach.
- O czym?- zadałam kolejne pytanie i ugryzłam kawałek swojej pizzy.
- O wszystkim.
- Ciekawy temat - skomentowałam- A coś konkretniej?
- Chodzi mi o Lokiego - mówił, patrząc przed siebie.
W mojej głowie pojawiło się dziesiątki pytań, bo miałam wrażenie, że ten temat mógł zostać rozwinięty na całą masę wątków. Wiedziałam, że nie wszystkie z nich muszą mi się spodobać. I o dziwo, nie dlatego, że Loki był wrogiem Avengers czy wyrzucił Tonego przez okno. A dlatego, że sama nie wiedziałam, jak się do niego ustosunkować? To powodowało, że nie potrafiłam jednoznacznie określić, jakim go widziałam? Ani jakim chciałam go widzieć.
- No dobrze. O co chodzi?- spytałam bezpłciowo, na co miliarder tylko westchnął.
- Widzę, jak na niego patrzysz.
- Nie jestem pewna, czy cię rozumiem - oznajmiłam niepewnie.- Tony, jeśli chcesz o coś spytać, wal śmiało. Znamy się nie od dziś.
- Nie muszę pytać. Ja to wiem - odpowiedział tajemniczo.
CZYTASZ
Bóg w wielkim mieście || Zakończone
FanfictionPrzez pięć lat służby Viveki Woods wszystko szło zgodnie z planem. Przez pięć lat pracowała ciężko i wytrwale, by zdobyć zaufanie agentów S.H.I.E.L.D., samej organizacji, a nawet członków drużyny Avengers. Przez pięć lat skrupulatnie wykonywała każd...