Rozdział 3

120 7 4
                                    

NATHAN:

Znowu zastanawiam się, co ona robi. Czy odkąd wyjechała grała na pianinie? Uwielbia to. Chcę, aby była szczęśliwa. Czasem mam nieodpartą chęć wykupienia biletu na samolot do Liverpoolu, w którym jest obecnie moja ukochana. Tylko, że nie wiem, czy ona chce mnie widzieć. Może już o mnie zapomniała? Nie. Nie mogła. Obiecała mi, że mimo wszystko będzie pamiętać i wierzyć w gwiazdy, które chcą, abyśmy znowu się spotkali.

Stoję przed sztalugą i kończę kolejny obraz. Krajobraz Portland z lotu ptaka, a na samym środku jest samolot.

Dlaczego wszystko co rysuje ma związek z tobą?
Dlaczego tak bardzo cię kocham?
Dlaczego nie potrafię zapomnieć choć na chwilę?
Dlaczego mogę być szczęśliwy tylko z tobą przy boku?
Dlaczego myśl, że o mnie zapomniałaś rozrywa mnie na strzępy?
Dlaczego w każdym przechodzącym obok przechodniu chcę widzieć ciebie?
Dlaczego wystarczy, że na ciebie spojrzę i od razu się uśmiecham?
Bo cię kocham. Cholernie mocno.

Kolejna kawa tego dnia. Która to już? Piąta, czy siódma? Nie liczę ich, ale nie chcę spać. Boję się, że mi się przyśni i znów nie zasnę przez resztę nocy. Boje się, że ponownie nie będę mógł przestać o niej myśleć. Choć i tak robię to nieustannie.

Siedzenie w domu bez grama świeżego powietrza, robi się dosyć uciążliwe, wiec postanawiam wyjść na dwór. Wychodzę z domu ubrany dosyć ciepło ze względu na zimną pogodę. Postanawiam iść do mojej ulubionej kawiarni na wyborną szarlotkę. Może to chociaż trochę poprawi mi humor.

Nie myliłem się. Gorąca czekolada i szarlotka sprawiły, że po raz pierwszy od bardzo dawna się uśmiechnąłem. Po pysznym podwieczorku poszedłem do parku. Usiadłem na ławce i wyjąłem paczkę papierosów z kieszeni kurtki. Kiedyś nienawidziłem palenia i sama myśl o tym wywoływała u mnie mdłości. Lecz teraz sam stałem się palaczem. To skutecznie uśmierza ból po stracie. 

Siedziałem w parku dosyć długo, ale w tym czasie postanowiłem co narysuje kolejnego dnia. Na wystawie, która jest lada moment, trzeba zaprezentować od dziesięciu do piętnastu prac. Muszę serio zacząć malować, bo inaczej się nie wyrobię. Bardzo mi zależy na tym, aby ktoś mnie tam zauważył i dał szansę na zaprezentowanie prac na profesjonalnych wystawach. Marzenia. Mam nadzieję, że kiedyś się spełnią.

Wróciłem do domu i pierwsze co zrobiłem to otworzyłem lodówkę. Zdecydowanie muszę iść na zakupy. Obecnie skupiam się na malowaniu prac na wystawę, więc nie mam czasu na wystawienie czegokolwiek na aukcje. Co za tym idzie na chwilę obecną żyje z dość sporych oszczędności.

Kładę się spać z nadzieją, że tym razem nie będę śnić o Esther...

ESTHER:

Pytałam się lekarza o stan mojej mamy. Nie jest najlepiej. Nie wiadomo czy przeżyje. W chwili, gdy to powiedział mój świat legł w gruzach. Od tamtej chwili cały czas siedzę przy jej łóżku i płaczę. Mówię do niej coś od czasu do czasu, mając nadzieję, że mnie słyszy.
- Mamo...Kocham cię. Nie możesz umrzeć...Nie możesz. Bądź silna...Ty...Ty musisz żyć - płaczę nad jej łóżkiem. Taylor też się załamał. Tylko, że on ma wspaniałą żonę, która go wspiera. Tay mieszka w Liverpoolu i mama go właśnie odwiedzała. Wtedy zdarzył się wypadek. Myślę, że inaczej bym to znosiła, gdyby Nath był przy mnie.

Ale wiedziałam, że on ma wystawy. Nie mogłam zniszczyć jego marzeń, każąc mu wyjechać z Portland. Czułabym się okropne, gdyby przeze mnie nie mógł spełnić swojego największego marzenia.

Fakt mogliśmy utrzymywać kontakt telefoniczny. Był też Skype i inne komunikatory. Tyle, że moim zdanie to bolałoby jeszcze bardziej. Umieram ze świadomością, że dzieli nas ponad siedem tysięcy kilometrów, a gdybyśmy utrzymywali kontakt tęskniłabym jeszcze bardziej, bo moglibyśmy tylko rozmawiać, a nie przytulać się, wypłakiwać sobie w ramię i całować. To zabijałoby jeszcze bardziej.

Byłam sama w sali mamy, ponieważ mój brat spędzał czas ze swoją żoną - Sophie.Darzyłam ją dużą sympatią. Była miła, opiekuńcza i czuła w stosunku do wszystkich. Zawsze się martwiła o każdego i bardzo kochała Taylora. Teraz spędzał z nią więcej czasu niż na początku, jak mama miała wypadek. Słyszałam, że źle się czuła, a ona chciał z nią być. Zawsze był bardzo troskliwy jeśli chodziło o Sophie. Nie mieli dzieci, choć wiem, że Soph bardzo by chciała. Jednak bała się poruszyć ten temat i porozmawiać o tym z Taylorem. Gdy mi o tym opowiadała stwierdziła, iż obawia się jego reakcji na to, że ona pragnie dzieci. Nie wiedziała, czy Tay tego chce, a bardzo nie lubiła się z nim kłócić. Zwłaszcza, że dzieci to poważny temat, a ona nie chciała naciskać. Sophie była bardzo nieśmiała i to może dlatego bała się rozmowy na ten temat.

Mój telefon zaczął dzwonić. Spojrzałam ma ekran. O wilku mowa. Dzwoniła do mnie właśnie żona mojego braciszka. Odebrałam natychmiast i miałam zamiar zapytać się jej o samopoczucie.
-Halo? Cześć Sophie! - przywitałam się.

- Cześć, Esther. Słuchaj mam problem. Bardzo poważny problem...Chociaż nie to nie jest problem...po prostu...Esther ja nie wiem co zrobić - powiedziała płaczliwie.

Wiedziałam, że chodzi o coś ważnego. Mówiła to takim tonem jakby była bezradna i smutna.

-Słucham cię. Wiesz, że zawsze możesz mi się wygadać, a ja cię pocieszę i pomogę, jak tylko będę mogła - powiedziałam do niej.

- Bo wiesz ja ostatnio źle się czułam...iiii...No...Ja...Jestem w ciąży - rozpłakała się.

Byłam w ogromnym szoku. Przez chwilę weryfikowałam, to co mi powiedziała. Choć wiem, że Sophie, jak już zresztą wspomniałam, bardzo chciała dzieci i umiała się nimi zaopiekować. Wiedziałam też, że boi się reakcji Taylora.

- Nie smuć się kochana...Taylor bardzo cię kocha i na pewno stworzycie waszemu dziecku cudowny dom - zaświergotałam radośnie. To chyba najlepsza wiadomość od mojego wyjazdu do Liverpoolu. Chciałam, aby byli szczęśliwi. Do tego będę ciocią uroczego szkraba. Pierwszy raz odkąd opuściłam Portland się uśmiechnęłam. Tak szczerze, prawdziwie.

- Ty nie rozumiesz - płakała dalej. - Ja nie wiem czy on chce, a co jak mnie zostawi? Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, boję się mu powiedzieć, choć cieszę się bardzo - na ostatnie słowa lekko się rozchmurzyła.

- Słuchaj, Taylor nigdy, przenigdy by cię nie zostawił. On cię kocha. I na pewno ucieszy się z maleństwa. Zobaczysz, że będzie jego malutkim oczkiem w głowie - uśmiechnęłam się. Mój brat lubił dzieci. Na sto procent będzie uradowany, gdy Sophie mu o tym powie.

- Może i masz rację...Właśnie przyszedł do domu...Powiem mu o tym, ale jakby co, to będę mogła się u ciebie zatrzymać jeśli mnie wyrzuci, prawda? - spytała zaniepokojona.

- Jasne, że tak. Ale mówię ci, nie będzie takiej potrzeby - powiedziałam. Rozłączyłyśmy się po krótkim pożegnaniu. Dobrze wiedziałam o tym, że jutro Tay przyjdzie do szpitala w wyśmienitym humorze i pochwali mi się, że będzie tatą. Uśmiechnęłam się na tą myśl.

- No mamo, zostaniesz babcią. Taylor i Sophie spodziewają się dziecka! - powiedziałam do niej radośnie i miałam nadzieję, że mnie słyszy.

Mam nadzieję, że rozdział się podoba. :) Ten jest najdłuższy ze wszystkich.

Stars will guide us home ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz