-Mam Was wszystkich dość! Banda egoistów! - wykrzyczałem pakując ubrania w niewielką torbę.
-Zobaczymy kiedy przyjdziesz i będziesz błagał o przyjęcie do domu! - Matka stanęła w drzwiach od mojego pokoju z papierosem w ręce.
-Nie w tym pieprzonym życiu! Ah i ta fajka jest moja! Idź do sklepu i sobie sama kup! - Spakowałem dezodorant, szczotke, szczoteczke, moje ostatnie cztery paczki papierosów i inne potrzebne przedmioty. Przecisnalem się do kuchni i zabrałem z niej kilka butelek wody i bochenek chleba. Przecież jestem człowiekiem i bez prowiantu na pustyni długo nie przeżyje.
- Do zobaczenia w piekle - oschłym tonem pożegnałem się z rodziną i wyszedłem z domu. Z ostatnich pieniędzy jakie znalazłem w kieszeni spodni kupiłem kawę z automatu, upiłem łyk czarnej jak moje spodnie cieczy i od razu pożałowałem.
-Kurwa, jakie to ohydne - cóż, nie każdy musi mieć zadatki na baristę. Udałem się do najbliższego wyjścia z miasta. Przechodząc obok najciemniejszego zaułka w okolicy zacząłem wspominać. Gdy wychodzilismy z kumplami się napić i to zawsze ja byłem "Forever alone". Yhhh... To straszne, mam 19lat i nigdy się nie calowalem. To kompromitujace. Cóż, już za chwile nikt mnie nie będzie oceniał. Jest brama, szybko i zwinnie ja przeskoczyłem. Szedłem przed siebie jakieś dwie godziny. Ni stąd ni zowąd pojawili się jacyś kolesie w białych maskach przypominających wampiry.
-Co do kur... - zaczęli do mnie strzelać. Nie to nie były kule, to były wiązki laserów. Spierdalałem jak jeszcze nigdy w życiu. Nie mam pojęcia ile tak biegłem, ale nie mogłem złapać oddechu. W tym skwarze nogi ledwo odrywały się od piasku. Usłyszałem nadjezdzajace auto. Nie miałem pojęcia czy to omamy słuchowe czy rzeczywistość. Ostatkiem sił przyspieszyłem i nadjechało białe, całe od kurzu z czarnym pajakiem na masce auto. Przejechało tuż obok mojej twarzy, a ja poczułem przyjemny powiew wiatru. Samochód się zatrzymał i wysiedli z niego jacyś ludzie. Przewróciłem się na paich i zacząłem tracić przytomność. Jeszcze parę razy otworzyłem oczy i, i... zobaczyłem upadających na ziemię kolesi w wampirowych maskach. Następna scenę jaka ujrzałem był facet w czerwonych włosach nachylajacy się nademna i jego zielone oczy. Koniec film, urwał mi się na dobre. Chyba.
***
-Kurwa - powiedziałem zachrypniętym głosem, łapiąc sie za żebra. Otworzyłem oczy, siedziałem na krześle?
-Śpiąca królewna już wstała -usłyszałem za sobą. Odwróciłem głowę i zobaczyłem chłopaka z burzą loków na głowie.
-Co tu się dzieje do cholery? - No co innego miałem powiedzieć?
-Wyluzuj. Jesteś w "domu" Killjoys- zwrócił się do mnie blondyn w okularach przeciwsłonecznych.
-Jaśniej? - Nie rozumiałem nic. Znaczy, no kiedyś na mieście usłyszałem termin "Killjoy", ale mnie to nie interesowało.
-Ummm... no zostaliśmy wyjebani z miasta. Zaczęliśmy się buntować przeciwko BL/ind - kontynuował blondyn.
-Ahh... no tak, jasne. Killjoys... tak, to sensowne -nie, to zupełnie nie miało sensu.
-Jet Star- podał mi rękę chłopak z lokami.
-Kobra Kid- kiwnął mi głową okularnik.
-Co? Czekaj, tak macie na imię? - zmieszałem się. To nie było normalne, ale mi się podobało - Frank -odpowiedziałem.
-Za chwilę Poison znajdzie ci nowe imię.
-Że kto taki? Ten w czerwonych włosach ta? - I ślicznych oczach. Tą informację zostawiłem dla siebie.
CZYTASZ
Ghoul's first kiss
FanfictionFrank jeszcze nigdy nie był zakochany, no może w swoim psie lecz to się nie liczy. Miał dość życia w Battery City więc uciekł, zostawiając swoją rodzinę i wszystko inne. Uciekł na pustynię i niechcący natknal się na grupkę Killjoys.