Dzisiejsza noc znów minęła niespokojnie,niestety pomimo tego muszę iść do szkoły.Przecież dzisiaj poniedziałek.Zdecydowanie najgorszy dzień w tygodniu.Nie dość,że kończy się weekend,to na dodatek dzisiaj angielski-mój znienawidzony przedmiot.Mam dysortografię.Ze wszystkimi przedmiotami jakoś sobie daję radę,jednak z angielskim ani trochę.
Wstałam chwilę przed 7:00,ubrałam się,zjadłam szybko śniadanie i wybiegłam z domu.Umówiłam się z Abygeil przy ''naszej'' ławce 7:30.''Naszą''ławkę nazwałyśmy tak dlatego,że jak gdziekolwiek razem wychodzimy,nawet do szkoły,to się przy niej spotykamy.Oczywiście na miejsce dotarłam 5 minut później niż było to ustalone.Abygeil już do tego przyzwyczajona również przyszła trochę później żeby nie stać na chłodnym,jesiennym wietrze. Już z daleka zobaczyłam moją przyjaciółkę.Ab jest dość wysoką,szczupłą dziewczyną o kruczoczarnych włosach.
-Hej-powiedziałam podchodząc do niej.
-W końcu zdecydowałaś się ruszyć z ciepłego domu na ten wiatr,co?-odpowiedziała mi zgryźliwie.
Po czym się przytuliłyśmy na przywitanie.Sądzę,że naszej przyjaźni wiele osób może pozazdrościć.Pomimo tego,że często sobie dogadujemy,to w rzeczywistości zawsze możemy na siebie liczyć.Znamy się od przedszkola,czyli bardzo długo i od tamtego czasu także się przyjaźnimy.Jesteśmy praktycznie nierozłączne.
Przez całą drogę gadałyśmy o zupełnie nieistotnych rzeczach.Po dotarciu na miejsce od razu podeszłyśmy do szafek ciągnących się przez całą długość korytarza.Zostawiłyśmy tam kurtki i zabrałyśmy książki potrzebne nam na dzisiejsze lekcje.Po zrobieniu tego stanęłyśmy przy kawałku ściany obok czekając na naszą przyjaciółkę.Po krótkiej chwili przez główne drzwi weszła trochę niższa ode mnie brunetka.Od razu skierowała się w naszą stronę.
-Hej -powiedziała do nas z uśmiechem.
-Cześć,Cas-odpowiedziałyśmy również posyłając jej uśmiech.
Z Castlie także znam się od przedszkola,jednakże z nią zaczęłyśmy się dopiero przyjaźnić w szkole,gdy trafiłyśmy do jednej klasy.
Po kilku minutach rozmowy zadzwonił dzwonek,więc szybkim krokiem ruszyłyśmy do sali biologicznej,gdzie miała odbyć się pierwsza lekcja tego dnia.
Około 15:00 wróciłam zmęczona do domu.Dzień nie upłynął mi jakoś niezwykle.Lekcje,tak samo nudne ciągnęły się niemiłosiernie długo.Nawet polski udało mi się jakoś przetrwać.Na przerwach gadałam oczywiście z Cas i Ab,czasami też z innymi dziewczynami,które należą do mojej klasy.
Od razu po powrocie położyłam się chcąc uciąć sobie krótką drzemkę.Niestety,nawet teraz nie mogłam mieć spokoju od zjawy,która ciągle pojawia się przed moimi oczami.Ukazała się jak zwykle w swojej czarnej pelerynie i powiedziała to,co zwykle,następnie rozpłynęła się,a ja się obudziłam.
Naprawdę mam już tego wszystkiego dość.Szczególnie tej niewiedzy.Nie mam pojęcia kto to jest i dlaczego ciągle mnie nawiedza.
Dzisiaj postanowiłam powiedzieć o wszystkim moim rodzicom.Zawsze mieliśmy dobry kontakt,także wiem,że zawsze mogę z nimi porozmawiać.Po 17:00 wrócili z pracy,więc od razy zeszłam do nich na dół.
Opowiedziałam im o moich ''snach''.Spodziewałam się jakiegoś wybuchu śmiechu ze strony mojego taty,który lubi ze wszystkiego robić sobie żarty i tekstu ,,Naoglądałaś się za dużo tych różnych seriali,to teraz masz przywidzenia.''Jednakże on stał z całkiem poważną miną,gdy popatrzyłam na niego pytającym wzrokiem on odpowiedział tylko:
-Pakuj się.Jutro wyjeżdżamy.
CZYTASZ
Dziedziczka
FantasyMieszkająca w Nowym Orleanie Lu,a właściwie Lucy jest zwykłą prawie 16-letnią dziewczyną.Wiedzie zwyczajne życie nastolatki-szkoła,zakupy,przyjaciele.Jednak ciąg zdarzeń,które rozegrają się w niedługim czasie,całkowicie zmienią jej dotychczasowe życ...