» Rozdział 2. Boski chillout

1.6K 123 6
                                    

     Czułem, że nie wytrzymam tu zbyt długo. Nie byłem pieprzonym księciuniem, ale żeby spać z robakami i z dziurą w dachu? Lekka przesada... Korzystając z chwili przerwy wyjąłem z torby browarka i wyszedłem na świeże powietrze. Znalazłem zaciszne miejsce i postanowiłem zadzwonić do Leslie. Szczerze przyznam, że byłem niemal pewny tego, że laska ma mnie w dupie i nawet nie liczyłem na to, że nasz związek przetrwa wakacje, ale nie sądziłem, że rozsypie się aż tak szybko. Na całe szczęście dziewczyna zraniła jedynie moją dumę, nie serce.

 — Harry umówiłam się z Bradem, masz coś ważnego? — rzuciła oschle.

     Nie patyczkowała się. Była lodowata jak zawsze, ale ja chyba właśnie takie laski od zawsze lubiłem. Takie, które są nieczułe i niegrzeczne. Odkąd pamiętam, przyciągałem do siebie tylko takie charakterki. Problem w tym, że od jakiegoś czasu chyba przestało mnie to już bawić...

 — Więc miłego bzykanka życzę-uśmiechnąłem się fałszywie do słuchawki.

     Nie czekając na odpowiedź, zakończyłem połączenie. Jestem pewien, że i tak nie miała do powiedzenia nic bardziej wartościowego niż ,,aha". Pomimo iż starałem się przyjąć to wszystko z zimną krwią, było mi ciężko zachować twarz. Wkurwiłem się. Zacisnąłem szczękę i telefon w dłoni. Po chwile przesunąłem drżącym palcem po ekranie, by odblokować komórkę. Wybrałem numer do mojego przyjaciela, choć już w sumie chyba byłego, Bradleya. Nie byłem jednak w stanie z nim rozmawiać, bo zapewne rozpętałbym wojnę. Bezpieczniejszą opcją była wiadomość.

Ja: Siema stary, słyszałem, że umawiasz się z moją byłą?

Bradley: No. Gorąca z niej laska, ziomek :D

     ...a więc to była prawda. Brad, o którym mówiła Leslie, to Bradley- mój kumpel od przysłowiowej piaskownicy. Ciągnąłem jednak tę durną, esemesową gierkę.

Ja: Piję piwo.

Bradley: Spoko, ale co mnie to kurwa obchodzi, stary? ;d Naćpałeś się?

Ja: Chcesz resztke?

     Po mojej ostatniej wiadomości odpowiedź nie nadeszła tak szybko jak na poprzednie. Tak naprawdę, w ogóle nie nadeszła. Miałem nadzieję, że pieprzony Bradley zrozumiał, co chciałem mu przekazać. Z zamyślenia wyrwał mnie znajomy głos kumpla

 — Widzę, że sobie piwkujemy... — Zayn westchnął znacząco, po czym podszedł bliżej, wyciągając papierosa. Usiadł obok i zaciągnął się pierwszym dymem. — Co ty stary, depresję masz? — spojrzał z drwiącym uśmieszkiem, unosząc brew, ale nic nie odpowiedziałem, a jedynie prychnąłem pod nosem na potwierdzenie. — Mamy coś lepszego niż browar — rzucił po chwili, ściskając fajkę w palcach. Przez moment obserwowałem gęsty dym, który z właściwym brunetowi westchnieniem, wydostawał się z jego ust. Ocknąłem się dopiero kiedy rzucił peta na ziemię i wgniótł piętą w podłoże.

 — Co takiego? — zapytałem po czasie.

 — Zobaczysz — uśmiechnął się zadziornie. — Idziesz do nas? — kiwnął głową w stronę, w którą odchodził.

 — Ta... — sapnąłem, po czym wrzuciłem pustą już prawie butelkę gdzieś w wysoką trawę i pokierowałem się za Mulatem. Szliśmy przez chwilę w milczeniu, aż dotarliśmy do domku. — To legalne? — zapytałem, z lekkim uśmiechem unosząc brew.

 — Nic, co tutaj robimy, nie jest legalne Harry — powiedział Louis z udawaną powagą, po czym wybuchł chorobliwie głośnym śmiechem. Zayn wrócił na miejsce, które zapewne zajmował przed wyjściem, a ja usiadłem koło Liama. Po chwili dostałem do ręki profesjonalnie skręconego blanta.

 — Jesteście pokurwieni — pokręciłem głową z nieukrywaną dezaprobatą, uśmiechając się lekko pod nosem, po czym wziąłem bucha.

 — Zaiste Haroldzie — rzucił Niall równie poważnie, zamykając przy tym ociężałe powieki.

     Już po chwili poczułem gwałtowne działanie stuffu. Marihuana dosłownie rozchodziła się w moich żyłach, powodując totalny relaks. Jeszcze kilka chwil temu wahałem się, czy przypadkiem nie odrzucić zaproszenia Malika, ale teraz w ogóle nie żałowałem, że z niego skorzystałem. Mogłem cieszyć się boskim chilloutem w towarzystwie chłopaków.

 — Tak mocnego towaru nie mieliśmy jeszcze nigdy — zauważył Liam, zwracając się w stronę przyjaciela. — Przeszedłeś samego siebie Zayn — z aprobatą poklepał kumpla po plecach, uśmiechając się błogo.

     Wszyscy mieli ostry zjazd. Śmialiśmy się z głupot, śpiewaliśmy bzdurne piosenki, Niall grał na gitarze, a Louis wymyślał dowcipy. Ja mówiłem najmniej, ale też śmiałem się jak szalony, nie mogąc opanować głupawki. Wydawało mi się, że siedzimy w naszym domku przez pół dnia, ale spoglądając na zegarek uświadomiłem sobie, że minęły zaledwie dwie godziny.

 — Właśnie zaczęły się zajęcia z choreografii — Liam westchnął ciężko, przecierając twarz dłońmi.

 — Ja nie dam rady z pustym żołądkiem — jęknął Niall, rozkładając się na wytartej sofie, po czym ułożył dłonie na swoim burczącym brzuchu i spojrzał na nas błagalnym wzrokiem.

 — Oj weź! — Louis pociągnął go za ramię do góry. — Po tych bzdurach będzie obiad — poinformował, poprawiając humor Horanowi. — Wytrzymasz.

 — Ja to pierdole — Zayn chwycił butelkę z wodą. — Mam lepsze rzeczy do roboty — warknął i upił jeden łyk.

 — A ja nie — Liam wzruszył ramionami.

 — Ja w sumie też — wtrącił Louis.

 — Ja też, ale taniec, to raczej nie moja bajka — wykrzywiłem usta na myśl o tym, co za chwilę przyjdzie mi robić. Nie uśmiechało mi się zostać pośmiewiskiem już drugiego dnia tego 'zajebiście' zapowiadającego się obozu dla przedszkolaków, seksownych flecistek i niegrzecznych chłopców.

 — Weź se nie żartuj! — prychnął Liam, śmiejąc się głośno. — Jeździmy tu już któryś raz z kolei, zaliczyliśmy dobre sto godzin takich zajęć, ale żaden z nas nadal nie ma zielonego pojęcia co to jest pieprzony toprock czy gliding — chłopak zmarszczył brwi, czym przekonał mnie już do końca, by iść razem z nim na zajęcia z choreografii.

     Nie minęło więcej niż dziesięć minut, jak cała reszta, prócz buntowniczego Zayna, zebrała się do wyjścia. Nie było to łatwe, bo cała nasza czwórka była jeszcze lekko zjarana, ale to dobrze. Wszystko mogło przyjść nam łatwiej. Człowiek pod wpływem jest lepszym tancerzem, poza tym nie bierze wszystkiego do siebie, więc mogliśmy tam iść po prostu dla funu.

 — Pozdrówcie ode mnie wszystkich frajerów, którzy wylewają siódme poty na tych posranych zajęciach! — brunet krzyknął do nas na odchodne zanim jeszcze zatrzasnęły się za nami drzwi.

     A więc szedłem na ścięcie głowy. Zazdrościłem chłopakom, że potrafią tak wyluzować. A może to było złudne? Może to tylko działanie środka, który zażyliśmy? Miałem ochotę zawrócić i zostać z naszym wytatuowanym rebeliantem, ale nie będę tchórzył. To tylko cholerne zajęcia! Nawet nie muszę brać w nich udziału...

♒♒♒♒♒♒♒♒

Jakoś szybko publikuję ten rozdział, ale tak mnie korciło ;p

Co sądzicie? Jakieś uwagi? ;>

Zapraszam Was dodatkowo na mój fanpage na fb www.facebook.com/trocheprawdyozyciu .


Party Camp » H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz