» Rozdział 7. Powtórka z rozrywki

919 92 7
                                    

     Obudziłem się cały obolały. Myślałem, że fakt iż śpię na drewnianym pomoście, to tylko sen, ale jak się okazało, niestety nie. Rozchyliłem lekko powieki, po czym natychmiast syknąłem z bólu. Moja ręka. Noga. Wszystko! Każda część ciała reagowała na najmniejszy ruch, jak by była połamana. Minęło dobre parę minut nim całkowicie mogłem się podnieść. Rozprostowałem obolałe kości robiąc głęboki skłon, po czym skierowałem się w stronę obozu. Musiała być dość późna godzina, bo słońce świeciło już wysoko na niebie, a temperatura powietrza była znacznie wyższa niż bywa o szóstej rano, więc przypuszczalnie było to południe. Dużo się nie pomyliłem...

 — Stary! Gdzieś Ty był?! Przegapiłeś śniadanie! — jęknął Niall, gdy tylko pojawiłem się w zasięgu jego wzroku.

 — Poszedłem na spacer — odpowiedziałem, siadając na ławce, pomiędzy nim, a Liamem.

 — Spacerowałeś całą noc — Louis, siedzący na przeciwko, uniósł brew ku górze. — Muszą Cię strasznie boleć nogi — rzucił zaczepnie.

 — Żebyś wiedział... — westchnąłem głęboko, odchylając głowę do tyłu. — ...i nie tylko nogi.

 — Sam tak sobie spacerowałeś? — Liam spojrzał na mnie podejrzliwie. Odezwał się po raz pierwszy od czasu wczorajszego nieporozumienia, więc pomyślałem, że zachodzi między nami jakiś progres. Wcześniej Payno nie wydawał się być typem, którego tak łatwo wkurzyć.

 — Byłem z Marylin — ziewnąłem ospale. Miałem nadzieję, że puści to mimo uszu.

 — Z 'tą' Marylin? — Malik spojrzał z niedowierzaniem, na co kiwnąłem jedynie głową. Właśnie z tą... Dokładnie z tą! I byłem z tego powodu cholernie szczęśliwy.

     O wilku mowa! Ni stąd ni zowąd na plac weszła brunetka, ściskająca w dłoniach jakiś notes. Szła w naszą stronę, nie spuszczając wzroku z notatnika. ...i dlaczego pomyślałem, że dobrym pomysłem będzie zrobienie z siebie głupka?  

 — Cześć Mary! — krzyknąłem radośnie, unosząc dłoń ku górze, ale ona totalnie mnie olała. Nie spojrzała na żadnego z nas, a jedynie minęła bez jakiejkolwiek reakcji.

 — Chyba musiało ci się coś pomylić, stary — Zayn wstał z trawy i poklepał mnie po ramieniu, po czym udał się w stronę domku. Zupełnie jak kot. On zawsze chodził własnymi ścieżkami. Pieprzony kocur! Chwilami doprowadzał mnie do szału...

 — Chyba tak... — jęknąłem skonsternowany, przecierając twarz dłońmi.

     Na szczęście tylko Zayn miał ze mnie ubaw, bo Niall i Louis zachowywali się zupełnie, jak by mi kibicowali, czego nie mogłem powiedzieć o Liamie. Ten siedział zadowolony, zakładając ręce na klatkę piersiową. Nie to jednak było najgorsze. Najgorsze było zachowanie Marylin. W nocy wydawało mi się, że wszystko jest już okay, że wyjaśniliśmy między sobą to, co trzeba było wyjaśnić. Przecież przyjęła moje przeprosiny! A mimo to, zrobiła ze mnie kretyna. Po raz kolejny... Niewątpliwie czułem żal. Byłem zły. W dodatku ucierpiała na tym moja męska duma, więc powinienem pomyśleć ,,mam to w dupie" i totalnie laskę olać. Nie zrobiłem tego jednak. Nie mogłem. Po prostu kurwa nie mogłem.

 — Mamy teraz czas wolny. Idę z Liamem i Niallem popływać na kajakach. Idziesz z nami? — zaproponował Louis, widząc mój podły nastrój. Zerknąłem na Payne'a i Horana idących już w stronę wody.

 — Chyba wolę zostać — wzruszyłem lekko ramionami.

 — Ej, stary — chłopak cofnął się kilka kroków, by znowu usiąść obok. — Ostrzegaliśmy cię, tak? — zapytał, kładąc dłoń na moich plecach. — To taki typ dziewczyny — wzruszył ramionami. — Ale jeśli serio ci zależy, to idź do niej — uniósł lekko ton głosu, wyciągając rękę w stronę, w którą poszła Marylin. Spojrzałem na kumpla w zastanowieniu i już wiedziałem co mam robić.

 — Dzięki, Tommo — uścisnąłem go przyjaźnie.

 — Do usług — uśmiechnął się, puszczając oczko, po czym wstał i poszedł w stronę jeziora. — Jak by co, to wiesz gdzie nas szukać! — krzyknął z daleka.

     Siedziałem sam na ławce jeszcze przez moment, nie wiedząc, czy powinienem iść za radą Louisa. Być może miał rację, ale co, jeśli nie? Nie chciałem upokarzać się przed Mary po raz kolejny. Zaraz! Właściwie to ona upokorzyła mnie, nie ja sam. Nie miałem już chyba nic do stracenia, bo przecież moja duma została wrzucona do kosza, a ego zrównane z ziemią.

     Podniosłem się gwałtownie z miejsca. I znowu przystanąłem na chwilę, znajdując się przed drzwiami sali, w której siedziała brunetka. Cholerne metr sześćdziesiąt, które odebrało mi nawet pewność siebie. Wziąłem jeden głęboki oddech dla odwagi i po cichu wszedłem do pomieszczenia. To to samo miejsce, w którym odbywały się zajęcia z gry na instrumentach. Panował lekki półmrok. Jedynie kilka promieni słonecznych przedzierało się przez zasłonę wiszącą na sporych rozmiarach oknie. Widocznie tańczące w powietrzu pyłki kurzu zahipnotyzowały mnie na krótki moment. Ocknąłem się dopiero, gdy usłyszałem kilka dźwięków. Przeniosłem wzrok na pianino, przy którym siedziała. Marylin uderzała zgrabnymi palcami w klawisze, wydobywając cudowne dźwięki. Robiła to z taką łatwością, że byłem pewny iż gra od wielu lat. W tym momencie przewinęła mi się w głowie jakaś scena z dzieciństwa. Zupełnie, jak bym znał tę melodię. Może grała właśnie jakiś utwór, który słyszałem gdzieś w radiu? Potrząsnąłem głową, by obudzić się z osłupienia, w jakie wprawiły mnie słyszane dźwięki.

 — Co tu robisz? — rzuciła twardo. Czy ona miała oczy dookoła głowy? Przecież byłem zupełnie cicho!

 — Po prostu stoję — zająknąłem się, lekko zmieszany, a ona w mgnieniu oka znalazła się przede mną. Tym razem w końcu patrzyła mi w oczy, więc i ja miałem okazję uczynić to samo. Szkoda, że taka okazja zdarzała się tak rzadko. — Nie przeszkadzaj sobie — przygryzłem lekko wargę, bo jej ostre spojrzenie w dalszym ciągu mnie onieśmielało.

 — Ja mam sobie nie przeszkadzać? — wybuchła sarkastycznym śmiechem. — To ty mi przeszkadzasz!  — warknęła, poważniejąc momentalnie. Jej nos zmarszczył się słodko, ale nie mogłem tego powiedzieć na głos.

 — J-ja... — jęknąłem.

 — Ja, co?! — krzyknęła głośniej. Dlaczego znowu była wściekła? — Znowu chcesz mnie przepraszać?! Nie obchodzi mnie to! — zaciskała pięści. Stałem jak wryty, widząc jej atak złości. — To wszystko... to pomyłka, rozumiesz?! — złość przerodziła się w histerię. Łzy zaczęły napływać do jej oczu, ale wciąż chciała być twarda, zacieśniając szczękę. — Wcale nie chciałam tu przyjeżdżać! Wcale nie chciałam cię poznawać! Wcale nie chciałam brać z tobą udziału w konkursie! Nie zamierzałam nawet z tobą rozmawiać... — wyliczała. Wzięła kilka krótkich wdechów, nim trochę się uspokoiła. — Rodzice nie chcą mnie stąd zabrać, a organizator konkursu nie chce znaleźć mi innej pary — fuknęła, wplatając dłonie we włosy. Westchnęła bardzo głęboko. — Nie chcę Cię — powiedziała spokojniej, patrząc mi prosto w oczy. Mówiła to z wielkim przekonaniem i właśnie to najbardziej zabolało. Jej czekoladowe tęczówki przeszklone były jednak łzami, ale moje też musiały być.

     Głośno przełknąłem ślinę. Moja szczęka również zacisnęła się mocniej, a palce zwinięte były w pięści. Byłem zdezorientowany. Po głowie chodziło mi jedno pytanie- dlaczego ona tak bardzo mnie nienawidzi?

 — Jasne — zachrypiałem, po czym odchrząknąłem ledwo słyszalnie. Powoli wycofałem się tyłem, nie przerywając z dziewczyną kontaktu wzrokowego, po czym odwróciłem się i po prostu zniknąłem, by w końcu mogła stracić mnie z oczu.

     Cholera. Ja też nie chciałem tu przyjeżdżać! I kiedy zacząłem mieć nadzieję, kiedy zacząłem myśleć, że te wakacje nie są do końca przegrane, że poznałem tu ludzi, z którymi warto spędzić kilka chwil, a może nawet więcej niż kilka, dzieje się coś takiego. To znak. Znak, że czas wracać do domu.

♒♒♒♒♒♒♒♒♒♒

No i coś tam się dzieje :) Co i jak uważacie? Jakieś przemyślenia? :P

Mam nadzieję, że jeszcze nie wyrzuciliście tego ff z biblioteki? ;D

Noo... to gwiazdki w górę! Gwiazdkujemy, komentujemy kochani! To motywuje do szybszej pracy ;)

Party Camp » H.S.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz