Schowałem ręce do kieszeni i patrzyłem na kłąb pary, wypuszczony z moich ust. Spojrzałem na zegarek -kilka minut temu wybiła dwudziesta.Przed oczami pojawił mi się obraz mieszkania: średniej wielkości sztucznego drzewka w salonie, małego stolika przykrytego białym obrusem, Doroty w granatowej sukience, z włosami spiętymi w dystyngowany kok i perłami na smukłej szyi;Powinienem wrócić, zapewne moja żona wydzwania do mnie i się martwi. Jednak obraz zatroskanej małżonki szybko został zastąpiony przez inny - Doroty zamkniętej w sypialni i wyszeptującej do słuchawki czułe słowa - skierowane nie do mnie,lecz do asystenta. Zagryzłem wargi i wszedłem na most.
Most Poniatowskiego. Od zawsze czułem do niego pewien sentyment. Tutaj poznałem moją przyszłą żonę. W dziesiątą rocznicę ślubu przyczepiliśmy tu kłódkę z naszymi imionami. To było pół roku temu. Teraz kluczu do jej serca strzeże kto inny.
Nie spieszyło mi się. Czułem płatki śniegu, spadające na moją głowę i myślałem. O wszystkim i o niczym. Wtedy Ją zobaczyłem.Zapewne nie zwróciłbym na nią uwagi, gdyby nie przechodzące obok dwie staruszki w szaro-burych beretach. Usłyszałem, że jedna z nich użyła słowa bezbożnica. W tym miejscu znajdowały się schody prowadzące w dół. Kobieta siedziała na najwyższym stopniu.Jej ciemnobrązowe włosy były całe w białych śnieżynkach,miała na sobie beżową kurtkę i czerwony szalik. Jednak tym, co najbardziej mnie zaskoczyło kiedy ją mijałem, były buty. Na jej bosych stopach, czerwonych z zimna znajdowały się wysokie czarne szpilki. To właśnie sprawiło, że zatrzymałem się i usiadłem obok.
-Mogę się przysiąść? - zapytałem.
-Już to zrobiłeś. - prychnęła, a ja zauważyłem, że jej policzki oznaczone są śladami świeżych łez. - Jeśli szukasz rozrywki - nakreśliła w powietrzu cudzysłów. - to tu jej raczej nie znajdziesz. Możesz od razu odejść.
-Skąd pomysł, że szukam rozrywki?- uśmiechnąłem się.- Może po prostu zmęczyłem się i chciałem na chwilę usiąść?
Pociągnęła nosem i prychnęła.Widocznie mój żart niezbyt ją rozśmieszył
-Nie wierzę, że nigdzie się nie spieszysz. Wyglądasz na elegancika z dużą pensją i szczęśliwą rodzinką, który kiedy znudzi go żona, szuka przygód na mieście.
W normalnej sytuacji pewnie zdenerwowałbym się, że obca kobieta tak szybko "wypiła ze mną bruderszaft", jednak w tej osóbce było coś tak nierealnego, że zignorowałem odrzucone przez nią powszechnie przyjęte zasady savoir-vivru.
- Łatwo otaksowujesz ludzi. - stwierdziłem.
- Dobrze wiem, co tacy jak ty, myślą o takich jak ja - nie musisz się wysilać, żeby być miłym. - obdarzyła mnie spojrzeniem swoich niewielkich ciemnobrązowych oczu.
- Nie wiem, co masz na myśli, mówiąc o takich jak ja ; ale bardziej mnie ciekawi co masz na myśli, mówiąc o takich jak ty.
- Naprawdę nie wiesz, o czym mówię? O ofiarach losu, które nie potrafią znaleźć choć jednej osoby, z która wytrzymałaby z nimi na tyle długo, żeby przynajmniej spędzić z nią święta. - oznajmiła patrząc w przestrzeń. Zauważyłem, że jej policzki są zaróżowione od zimna, więc zaproponowałem jej swój szalik.
- Nie potrzebuję litości, eleganciku. - mruknęła.
- A czego potrzebujesz? - zapytałem, starając się, by mój głos brzmiał przyjaźnie.
Westchnęła.
- Gdyby to było takie proste. Dlaczego właściwie tu ze mną siedzisz, co? Ty pewnie masz święta jak z tych wszystkich denerwujących reklam w telewizji... Ogromny kominek z powieszonymi nad nim skarpetkami, dzieci rozpakowujące prezenty pod choinką i żona, której zakładasz na szyję sznur drogich pereł.
CZYTASZ
Wigilia na Moście Poniatowskiego - ONE SHOT
General Fiction"Bycie nieszczęśliwym nie zawsze oznacza siedzenie prawie na bosaka na moście i ocieranie łez. Myślisz, że uśmiech na twarzy i posiadanie garnituru czyni mnie szczęśliwym?" 24 grudnia, godzina dwudziesta. Warszawa. Most Poniatowskiego. Większość lud...