Była 12 w nocy. Wiatr owiewał mi twarz. Zimne krople potu ściekały mi po karku. Poruszałam się bezszelestnie. Każdy najmniejszy szmer wydawał się głośnym krzykiem na tle ciszy. Lata doświadczenia nauczyły mnie, że by pozostać niezauważonym w środku nocy, trzeba poruszać się po dachach. Latarnie dawały skąpe światło, ale wolałam nie ryzykować. Biegłam już od dłuższej chwili. Czułam ostre kłucie w boku, ale nie zatrzymałam się ani na chwilę. Dach blokowca się kończył. Wykonałam skok i złapałam się rynny następnego budynku. Podciągnęłam się i pobiegłam dalej. Od posterunku policji dzieliły mnie jedynie 2 przecznice. Skoczyłam na balkon jednego z mieszkań, chwyciłam się sznurka na bieliznę, który był przyczepiony do wieżowca naprzeciwko. Bez trudu przeciągnęłam się po nim. Drapacz chmur był w całości zrobiony z mocnych cegieł, co ułatwiało mi przemieszczanie się. Przeszłam po gzymsie przyklejona do ściany. Złapałam rynnę, owinęłam nogi i ręce wokół i wpełzłam po niej na szczyt budynku. Stąd dobrze widać było posterunek. Wyjęłam z kieszeni kamyk, butelkę benzyny i zapałki. Wiatr muskał moją twarz. Z tej perspektywy widać było całe miasto. Oświetlone centrum wydawało się takie piękne. Zawahałam się chwilę. Przecież w posterunku były ważne dokumenty. Zapewne ktoś znajdywał się w środku, gdyż paliło się światło. Ten ktoś pewnie ma rodzinę i dzieci...Odepchnęłam od siebie te myśli. Aresztując Alexa na pewno nawet przez chwilę nie pomyśleli, że ma rodzinę. Że ma mnie... Poczułam kulkę w gardle. Łzy napłynęły mi do oczu. To nie była odpowiednia chwila na rozczulanie się. Oblałam benzynom przytwierdzony do kamienia kawałek papieru i podpaliłam. Zanim zdążyłam się zawahać rzuciłam go z całej siły w stronę posterunku. Ciszę przerwał trzask. Kulka wpadła przez okno, które zostało całkiem wybite. Ogień szybko się rozprzestrzenił trawiąc bezcenne dokumenty. Nawet tutaj czuć było swąd palącego się papieru. W budynku słychać było krzyki. A jednak, ktoś tam był. Nie miałam chwili do stracenia. W oddali słychać już było wycie syreny. Rzuciłam się do ucieczki. Zjechałam po rynnie. Nagle odległość dzieląca mnie od domu nie wydawała się taka mała. Z gracją przeskakiwałam przez kolejne balkony. Rozpędzona chwyciłam się jakieś anteny. Rozhuśtałam się i przeskoczyłam na kolejny blokowiec. Starałam się omijać miejsca, w których mogłabym być zauważona, więc poruszałam się dachami i ciemnymi zaułkami, gdzie nikt nie mógł mnie dostrzec. Wreszcie dostrzegłam swój blok. Odetchnęłam mimo woli. Zadowolona weszłam na klatkę schodową, pewna że wszyscy już śpią. Zatrzymałam się przed swoim mieszkaniem. Już chciałam nacisnąć klamkę, lecz usłyszałam cichy trzask po drugiej stronie drzwi. To nie możliwe, że babcia już wstała. Dałam jej silny lek nasenny. To musieli być oni. A więc wiedzieli. Domyślali się pewnie od dawna. Nagle otworzyły się drzwi. Zdałam sobie sprawę, że stałam pod nimi jak ostatnia idiotka. W progu pojawił się pracownik FBI. Wydawał się tak samo zaskoczony jak ja, bo stanął jak wryty. Wykorzystując element zaskoczenia kopnęłam go w kroczę i zjechałam po poręczy na parter. Cios musiał być naprawdę mocny, bo policjant zgiął się wpół i krzyknął z bólu. Zaalarmowani towarzysze przybiegli, ale zanim zorientowali się o co chdzi ja już wybiegałam z budynku. Nie mieli żadnych szans. Zastanawiałam się jedynie jak odkryli, że to ja byłam anonimową przestępczynią. Przecież nie powinnam zostawić żadnych odcisków palców... Skręciłam jeszcze parę razy, by zmylić pościg i padłam wycieńczona. Wydawało mi się, że bicie mojego serca może usłyszeć cały świat i śledczy zaraz mnie odnajdą. Uspakajałam się w duchu, że to niemożliwe, ale czułam się jak z przytwierdzonym, świecącym się napisem "Tu jestem, najsławniejsza przestępczyni na świecie czeka tylko na to, kiedy wsadzicie ją do paki". Poirytowana spojrzałam w górę, ale nic nie zobaczyłam. Po chwili zerknęłam jeszcze raz, ale znowu nic. Nawiedzało mnie uczucie, że jestem obserwowana. Nagle usłyszałam cichy szmer w odległości pięciu metrów ode mnie. Takiego odgłosu nie wydawało skradające się zwierzę, ani przemykający szczur. Byłam już pewna. Jestem ścigana. To była pułapka. Nie tracąc ani chwili wskoczyłam na kubeł na śmieci i podciągnęłam się po poręczy jakiegoś balkonu. Teraz zauważyłam trzech młodych mężczyzn. Zwróciłam uwagę na każdy detal. Spod czarnych koszulek widać było zarys potężnych mięśni. Każdy z nich miał pistolet ze strzałkami nasennymi i nóż. Choć słuchawka w ich uszach była koloru skóry i tak ją dostrzegłam. Podsłuch. Może sami nie wiedzieli ,że je mieli. Sądząc po wieku są świeżymi pracownikami, nie zmęczonymi pracą, zawźętymi. Będzie trudniej niż przewidywałam. Bądźmy szczerzy wogle nie brałam pod uwagi, że mogą mnie złapać. Zapowiadała się niezła zabawa. Korzystając z przewagi zaczęłam wspinać się po budynku chwytając się anten, wchodząc na balkony i gzymsy. Alex zawsze się śmiał, że znajdowałam oparcie dla stóp i rąk zawsze tam, gdzie wydawało się ich nie być. Wreszcie dotarłam na dach. Rzuciłam się biegiem w kierunku kolejnego bloku. Słyszałam kroki policjantów jakieś siedem metrów za mną. Poradzili sobie szybciej niż zakładałam. Przyspieszyłam. Płuca mnie paliły ,ale nie zwolniłam. Zauważyłam krawędź. Dach się kończył. Przeskoczyłam na szczyt następnego blokowca, który znajdował się dobre dwa metry ode mnie. Upadłam na lewe ramię całym ciężarem ciała. Ból był nie do wytrzymania. Dławił mnie. Muszę uciec. Myśl nasunęła mi się niespodziewanie. Poczułam krążącą w żyłach adrenalinę. Wyostrzyłam zmysły. Z trudem dźwignęłam się i zaczęłam biec dalej. Po każdym kroku następowała kolejna fala tępego bólu. Słyszałam pędzącą w moim kierunku kulę z środkiem nasennym. Uskoczyłam w bok. Sekundę później kula świsnęła obok mnie, w miejsce, gdzie byłam jeszcze przed chwilą. Nie zaryzykowałam spojrzenia w tył. Wiedziałam, że tam są. Wręcz czułam ich oddech na karku. Dach się kończył. Zagonili mnie w ślepy zaułek. Ściana nawet dla mnie była zbyt plaska, bym mogła po niej zejść. Znajdowałam się 12 metrów nad ziemią. Od następnego dachu dzieliły mnie ponad 4 metry. Nie miałam czasu. Po kliknięciu zorientowałam się, że wystrzelili kolejną kulkę. Na szczęście w porę uskoczyłam. A więc nie chcieli, żebym umarła. Ale ja nie poddam się tak łatwo. Nie pójdę z nimi dobrowolnie. Nawet jeśli mam umrzeć, chcę żeby się zdrowo namęczyli i stracili możliwie dużo amunicji. Nie będę bać się śmierci. Jak Alex. Dla Alexa. Wiedząc, że to już koniec mocno wybiłam się z krawędzi i poleciałam. Czas jakby się zatrzymał. Poczułam ostry ból w prawej nodze. Te skurczybyki mnie trafiły. Trafiły mnie. Zaraz mnie a-r-e-s-z-t-u-j-ą .MNIE! Legendę buntu. To nie może dziać się naprawdę. Ja... ja spadam w dół. Zaraz się roztrzaskam. ZABIJĘ! To były moje ostatnie myśli. Później była już tylko ciemność.