Szał prezentów i złotych kart kredytowych Mycrofta

1.1K 143 11
                                    

Natychmiast kiedy John wyszedł z domu Sherlock pobiegł do sypialni po drodze zrzucając z siebie szlafrok i resztę niezbyt eleganckich ubrań. W pokoju panował artystyczny nieład lub, jakby to określił doktor, mały Afganistan. Detektyw niezbyt się tym przejął, po prostu zarejestrował fakt, jego uwagę zajmowała na razie duża szafa pełna wizytowych spodni i marynarek. Wyjął z niej czarny garnitur i granatową koszulę. Szybko się ubrał, robiąc przy tym jeszcze większy bałagan. Kiedy wyglądał już jak młody Apollo, udał się na dół, by pośród eksperymentów okupujących kuchnię odszukać swój telefon. Chwilę później wystukiwał już smsa do Mycrofta.

Postaraj się, aby John nie wrócił do domu wcześniej niż za 4h. SH  

Oczywiście drogi bracie, musisz być bardzo zdesperowany skoro prosisz mnie o pomoc. MH

Zamknij się, jak tam dieta? SH

Jak tam twoje kontakty społeczne? MH

Pieprz się. SH

Mężczyzna narzucił na siebie płaszcz, wrzucił do kieszeni portfel z kartami brata i opuścił mieszkanie. Jego niezwykłe umiejętności przyciągania taksówek zadziałały również tym razem, więc po kilku minutach jechał już do centrum z mocnym postanowieniem kupienia prezentów (nawet dla Molly i Szarej Eminencji).  

Na początku udał się do Harrodsa. Świąteczne piosenki cicho dźwięczały w radiu, światełka migotały zachęcając do zakupowego szaleństwa. Ekspedientki obrzuciły go krótkim spojrzeniem i widocznie stwierdziły, że mogą dziś nieźle zarobić, bo natychmiast zaczęły narzucać swoją pomoc. Holmes nie bawił się w udawanie przyjaznego i paroma dedukcjami zbył kobiety. Doskonale znał sklep i nie potrzebował zbędnych rad. Dla Lestrade'a wybrał błękitną koszulę z białym kołnierzykiem, przyda mu się, policjant ma budzić zaufanie, a nie odstraszać żenująco tanimi łachami. I na pewno spodoba się Mycroftowi, ten idiota tak słabo ukrywa swoje związki. Z panna Hooper miał większy dylemat, jednak zdecydował się na zwiewną sukienkę przed kolana w kolorze kości słoniowej, co prawda z kolekcji jesiennej, ale wyjątkowo uroczą, tak jak pani patolog. Ughh, ta myśl nieco odrzucała konsultanta. Musiał znaleźć też coś dla Rządu Brytyjskiego, ale co dać komuś, kto wszystko ma? Stwierdził, że nie ma sensu wysilać się na oryginalność i znalazł bordowy krawat, tej części garderoby nigdy za wiele, choć Sherlock ich nienawidził. Cóż, różnili się nawet pod względem gustu. Zadowolony z siebie Holmes podszedł do kasy i wyciągnął portfel. Jego przyjaciel nie pochwaliłby płacenia za prezenty nie swoimi pieniędzmi, ale dopóki nie wiedział, nie będzie się wściekał i dawał wykładów o tym, co przystoi, a co nie. 

Gdy opuścił pomieszczenie okazało się, że zaczął padać śnieg, ale brunet zamiast zwyczajowo zacząć przeklinać pogodę, ucieszył się. Tak, to pasuje do idealnych świąt. Niech biel pochłonie cały Londyn. Grupa przechodzących obok nastolatków radośnie spojrzała w niebo wymieniając entuzjastyczne uwagi co do zaczynającej działać magii świąt. Tylko jedna dziewczyna rzuciła z politowaniem coś o zimnie  i sztucznym zachowaniu reszty społeczeństwa. Od razu skojarzyła się detektywowi z nim samym sprzed kilkunastu lat i miał tylko nadzieję, że ona również znajdzie kogoś, dzięki komu Boże Narodzenie stanie się bardziej znośne. Mijając uczniów posłał jej uśmiech, na co ta z zaskoczeniem go odwzajemniła.

Teraz nadszedł czas na najważniejszy punkt zakupów. Upominek dla Johna Watsona. To powinno być wyjątkowe. Doktor cenił przedmioty użyteczne, a do wyglądu nie przywiązywał wielkiej wagi, zresztą sweter mógł mu kupić bez okazji. Myśl, myśl, czego potrzebuje współlokator, co często robi, gdzie chodzi... Nagle na umysł geniusza spadło oświecenie. TO JEST TO! Czas wykorzystać swoje nie do końca legalne kontakty. Mężczyzna złapał taksówkę i wysiadł niedaleko jednego ze sklepów z bronią. Pewnym krokiem wszedł do środka.

-Pan Holmes!- Wykrzyknęła kobieta po trzydziestce.- Czego pan potrzebuje dzień przed wigilią?

-Witam, lepiej porozmawiajmy na osobności.

-Oczywiście, zapraszam na zaplecze- odparła. Sherlock pomógł jej kiedyś wyrwać się z mafii i uniknąć więzienia, dzięki czemu zyskał dostęp do wszelkiego rodzaju broni. Amy nadal zajmowała się budzącym wiele wątpliwości handlem, ale zawsze upewniała się, gdzie trafiają jej ukochane dzieci, jak mawiała.

-Szukam prezentu dla byłego żołnierza, niech mi pani zaproponuje coś wyjątkowego i poręcznego. Do niedawna używał SIG- Sauera- który został skonfiskowany przez funkcjonariuszy podczas ostatniej sprawy, kiedy nie pracowali z zespołem Grega i zastąpiony wątpliwej jakości sprzętem z NSY.

-SIG-Sauer P226. Myślę, że się sprawdzi. Zostałabym przy tej firmie, nowszy model, lepszy zasięg większa dokładność. Przetestowałam osobiście i nie zamieniłabym jej na żadną inną. 

-A więc zaufam pani wieloletniemu doświadczeniu, poproszę. 

-Interesy z panem, to czysta przyjemność. Polecam się na przyszłość.

Kolejne cyferki uciekły z konta Szarej Eminencji, a brunet stawał się coraz bardziej dumny z siebie. Obładowany torbami wrócił na Baker Street i postanowił od razu zapakować upominki. Wyciągnął zakupiony, szary papier w czerwone gwiazdki i rozpoczął walkę. Najłatwiej poszło z bronią, bo była w pudełku, prawdziwe męczarnie przeżył z ubraniami. Nieskończone ilości taśmy, wstążek i przekleństw później wszystko leżało schowane pod łóżkiem. Tam John na pewno nie zajrzy, w obawie, że napotka kawałki ludzkich szczątków lub żrących eksperymentów.

Wykończony detektyw legł na kanapie w salonie, akurat kiedy do mieszania wszedł z choinką wściekły współlokator. Jego kurtkę pokryły płatki śniegu, a z butów ciekła woda. Odstawił drzewo obok kominka i opadł obok Holmesa.

-Nie uwierzysz co się stało. Na początku utknąłem w gigantycznym korku, a później twój kochany braciszek znowu mnie prześladował. Nie wiem o co mu chodziło, mówił o jakichś twoich starych sprawach. Teraz mu się przypomniało, cholera jasna. Jakieś pomysły?

-Pewnie cukrzyca wypala mu resztki szarych komórek, nie przejmowałbym się tym specjalnie- mruknął Sherlock.

-Taaak- blondyn nie sprawiał wrażenia przekonanego. - Pomożesz mi z tym drzewem? Pani Hudson przyniosła ozdoby- uśmiechnął się.

-Jasne- konsultant podniósł się z miejsca, chwycił dłoń przyjaciela i pociągnął go do ogromnego pudła z bombkami.- Zrobimy tu prawdziwe królestwo świątecznej tandety!

-Bardzo chętnie- powiedział doktor, a w jego oczach zalśniły iskierki radości. Na to czekał brunet i kolejny raz tego dnia jego twarz rozjaśnił uśmiech.





Najlepsze świętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz