Rozdział 2

91 12 5
                                    

Xavier siedział już kilka minut przy łóżku i z niepokojem patrzył na żonę. Gdy ją znalazł leżącą na podłodze, była bardzo blada. Teraz jej twarz powoli nabierała kolorów. Kobieta leżała na wielkim łożu, w jedwabnej pościeli, z okładem na głowie. Jej mąż natomiast pełen obaw czekał na lekarza. Zadzwonił po niego, gdy tylko wrócił do domu i zobaczył Corine.

Kobieta powoli otworzyła oczy i przeciągnęła się na łóżku, jakby dopiero obudziła się z długiego snu.
Xavier poderwał się krzesła i nerwowo podszedł do żony.

- Kochanie nic ci nie jest? Co się stało? - pytał spanikowany.

Corine uśmiechnęła się do niego uspokajająco.

- O czym ty mówisz? Przecież nic się... - nagle wszystko do niej wróciło: wieczór spędzony z córką, otwarte okno i dziwna wizja.

- Jak to nic? - Xavier był wyraźnie roztrzęsiony. - Wracam do domu, widzę cię nieprzytomną na podłodze, nie dajesz żadnych oznak życia, już nawet wezwałem lekarza, a ty mówisz, że nic się nie stało?! Czy ty sobie zdajesz sprawę, jak ja się martwiłem?!

- Ale nic mi nie jest! Po prostu byłam przemęczona, wiesz, całe to śledztwo...

- Jesteś pewna? - nie udało jej się go przekonać. Corine ochoczo pokiwała głową. - No dobrze... Ale i tak wolałbym, żeby obejrzał cię lekarz.

- Naprawdę, nie ma takiej potrzeby.

- Nie - uciął rozmowę. - Już dzwoniłem po naszego lekarza, zresztą za chwilę powinien tu być.

Jak na zawołanie rozległ się dzwonek do drzwi.

- Widzisz, to pewnie on. Nic ci się nie stanie jeśli cię zbada, a ja będę spokojniejszy. Poczekaj chwilkę, muszę go wpuścić do domu.

Odszedł, zostawiając Corine samą w pokoju. Miała chwilę na przeanalizowanie sytuacji.

Spokojnie. Uspokój się Corine! Na pewno da się to jakoś racjonalnie wytłumaczyć. To pewnie z przemęczenia. Ostatnio miałam bardzo dużo pracy, mało czasu na sen... Ale to miejsce... Skądś je znam, ale nie wiem skąd. Te budynki były jakieś dziwne. Teraz  już się takich nie buduje. A już na pewno nie we Francji.

Jej rozmyślania przerwało wejście do sypialni męża wraz z lekarzem.

- Dobry wieczór - odezwał się mężczyzna. - Słyszałem, że miała pani mały... wypadek. Czy mógłbym panią zbadać? Proszę się nie bać - dodał, widząc minę kobiety. - To tylko rutynowe badanie.

Doktor wyprosił grzecznie pana domu z pokoju. Obejrzał Corine ze wszystkich stron, ku jej wielkiemu niezadowoleniu, wykonał wszystkie badania, które mógł wykonać w domu pacjentki i zadał kilka pytań. Na koniec postawił diagnozę:

- Powinna pani odpocząć. Spędzić trochę czasu z rodziną na świeżym powietrzu, odstresować się. Zdecydowanie za dużo pani pracuje. Proponowałbym zrobić sobie urlop, wyjechać na kilka dni za miasto...

- Ale... - próbowała protestować.

- Wiem, że świat nie da sobie bez pani rady, ale pani na prawdę się przemęcza. Muszę jeszcze porozmawiać z pani mężem. A pani powinna się już położyć spać. W końcu mamy środek nocy. Do widzenia - pożegnał się i wyszedł.

Corine postanowiła skorzystać z rady lekarza i ułożyła się wygodnie w jedwabnej pościeli. Już po chwili usnęła, wyczerpana dzisiejszymi zdarzeniami

***

Obudził ją spokojny głos męża:

- Corine! Corine, wstawaj! - potrząsnął lekko jej ramieniem. - Powinnaś coś zjeść przed podróżą.

Gwałtownie usiadła na łóżku. Na szafce nocnej  kątem oka zauważyła tacę ze śniadaniem. Składał się na nie croissant z owocami i jej ulubiona kawa z mlekiem w porcelanowej filiżance oraz szklanka soku pomarańczowego.

- Jaką podróżą? - zapytała nieprzytomnym głosem.

- Pamiętasz, co powiedział lekarz? Kazał nam wyjechać gdzieś za miasto, na łono natury, odpocząć...

- I?

- I polecił mi świetne miejsce, w którym moglibyśmy spędzić trochę czasu. Weźmiemy ze sobą Madeleine. Na pewno się ucieszy, przecież wiesz jak bardzo lubi takie wycieczki.

- A gdzie chcesz jechać? - nadal nie była przekonana.

- Doktor często zabiera swoją żonę i syna nad kanion Verdon. To jakieś dwie - trzy godziny drogi. Piękne góry, dużo zieleni, czyste powietrze... Na pewno ci się spodoba.

- A kto powiedział, że ja chcę gdziekolwiek wyjeżdżać? - odparła chłodno.

Nagle drzwi się otworzyły i pokazała się w nich rozczochrana głowa Madeleine.

- Kto, gdzie chce jechać? - zapytała radosnym głosem.

Corine już chciała odpowiedzieć, ale Xavier ją uprzedził:

- Co sądzisz o małej wyprawie w góry? Jest tam taki kanion, przez który płynie rzeka. Jeśli będzie ciepło, będziesz mogła się w niej wykąpać.

Mała wdrapała się na ogromne łóżko rodziców i zaczęła po nim skakać.

- Tak, tatusiu, tak! Kiedy jedziemy? - krzyczała rozentuzjazmowana.

Xavier uśmiechnął się zwycięsko do żony, po czym zwrócił się do córki:

- Co powiesz na... dzisiaj? Posiedzimy tam dwa dni...

- Tak, tak, tak, tak, tak, tak, tak! - dziewczynka piszczała z radości. - Dziękuję wam!

Rzuciła się ojcu w ramiona i mocno go przytuliła. Chwilę później wybiegła w podskokach z sypialni.

Mężczyzna posłał żonie wymowne spojrzenie.

- Ale ja mam pracę! - próbowała jeszcze protestować.

- Cori... - powiedział Xavier, siadając na skraju łóżka. - Widziałaś to? Widziałaś tę radość? I co ja mam jej teraz powiedzieć? Że mamusia nie ma ochoty jechać i jednak zostajemy w domu?

- Zrobiłeś to specjalnie! - zarzuciła mu żona. - Wiedziałeś, że nie będę mogła odmówić Madeleine. 

- I nie odmówisz, prawda?

- Nie mam wyjścia... - powiedziała zrezygnowana.

- Nie gniewaj się na mnie - odparł, wstając. - Zobaczysz, że wyjdzie ci to na dobre. Odpoczniesz trochę, spędzisz czas z rodziną. Praca ci nie ucieknie. A teraz zjedź śniadanie i możesz się pakować. Chciałbym wyjechać za dwie godziny - rzucił na odchodne.

Corine niechętnie wstała z łóżka i skierowała się do garderoby. Musiała wybrać coś wygodnego na dzisiejszą podróż. Od razu rzuciła jej się w oczy błękitna, bawełniana sukienka. Założyła ją i wróciła do pokoju, aby zjeść przygotowany przez kucharkę posiłek.

Po wszystkim zabrała się za pakowanie rzeczy swoich  i córki. Akurat gdy kończyła, do pokoju wszedł jej mąż w towarzystwie ich służącego. Znieśli wszystkie torby na dół i wsadzili je do samochodu.

Gdy już wszyscy byli gotowi, wsiedli do ich nowiutkiego Reno i wyruszyli.

Czekała ich długa podróż...




......................................

Od Adiutrix: Cześć wszystkim! Przepraszam, że tak długo nas nie było, ale wiecie, święta i te sprawy. Nawet nie zdajecie sobie sprawy, jak trudno jest coś napisać  w trzy osoby! Szczególnie, jeśli Melisa ciągle nas rozprasza...

Od Darned_98: Wiem, że może nic się w tym rozdziale nie działo, ale nie zniechęcajcie się tym. Już jutro postaramy się napisać następny rozdział. W nim dopiero będzie się dużo działo!

Od Melisa2602: Jesteśmy bardzo pozytywnie zaskoczeni, że aż tyle ludzi to przeczytało. Ponad sto wyświetleń w tydzień!

Zostawcie coś po sobie.








































Odzyskać PrzeszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz