Rozdział 3

73 14 6
                                    

Po długich męczarniach z mapą w końcu udało im się dotrzeć na miejsce. Jakiś czas jechali wzdłuż kanionu, po lewej stronie mając piękny widok na idealnie niebieską, przejrzystą wodę. Stoki porośnięte były przez niskie liściaste krzewy i nieliczne zielone drzewa. Miejscami z białych ścian górskich wytryskały urocze, małe wodospady, które przepływając między roślinami, wpadały w końcu do lazurowej wody. Co jakiś czas mogli zaobserwować ludzi przepływających w dole w małych drewnianych łódkach lub kajakach. Małżonkowie oczarowani tym cudownym widokiem, zapomnieli o porannych spięciach.

Po chwili przed ich oczami pojawił się most, łączący dwa brzegi wąwozu. Aby dotrzeć do domku, w którym mieli tymczasowo zamieszkać, musieli przejechać po nim na drugą stronę. Jechali, a pod nimi rozciągała się przepaść. Podczas gdy Corine niemal umierała ze strachu podczas tej przeprawy, Madeleine spędziła ją praktycznie przyklejona do szyby. Rodzice często zabierali dziewczynkę na przeróżne wycieczki, jednak w żadnym miejscu nie podobało jej się tak jak tutaj. Natomiast Xavier... Obchodziła go jedynie droga. Wszystko czego pragnął, to dowieźć bezpiecznie rodzinę do celu. Nie miał czasu na podziwianie widoków.

- Daleko jeszcze? - Corine była wyraźnie znużona podróżą. Nigdy nie lubiła dalekich wyjazdów. A mówiąc dalekie, mamy na myśli wyjazdy, które nie mają  związku z jej pracą.

- Zaraz powinniśmy być na miejscu, kochanie - Xavier uspokoił żonę. - Gdzieś tutaj znajduje się dom, w którym doktor Bouchette (czyt. Buszet) zawsze się zatrzymuje, kiedy przyjeżdża tu z rodziną. Na szczęście, lekarz był tak miły, że dał nam do niego klucze na ten weekend.

Rzeczywiście, już po chwili z boku drogi ujrzeli małą, jednopiętrową chatkę, zbudowaną w całości z drewna. Przed nią znajdował się mały, zadbany ogródek, otoczony niskim płotkiem. Widać ktoś często tu przychodzi i zajmuje się posiadłością podczas nieobecności właściciela. Doktor musi być bardzo bogaty, jeśli stać go na to wszystko.

Xavier zaparkował przed domem i przekazał żonie klucze, a sam zabrał się za wnoszenie bagaży do domu. Corine z córką weszły od razu do chatki i zaczęły rozglądać się, i podziwiać wnętrze. Tak samo jak na zewnątrz, w środku większość rzeczy wykonana była z drewna. Madeleine pisnęła z zachwytu i zaczęła biegać po domu. Na parterze znajdowała się kuchnia i ogromny salon z kominkiem, a na piętrze dwie sypialnie i łazienka. Większą sypialnię zajęło małżeństwo, a mniejsza została dla Madeleine, która była zachwycona tym, że będzie sama spać na wielkim, dwuosobowym łóżku.

Gdy już wszystko obejrzeli, a torby znalazły się w odpowiednich pokojach, postanowili udać się na spacer i rozprostować nogi po podróży. Przechadzali się blisko krawędzi kanionu Verdon, kiedy znaleźli ścieżkę wydrążoną w ścianie, prowadzącą na dół. Ostrożnie, trzymając się za ręce zaczeli schodzić nią w kierunku błyszczącej tafli wody. Xavier pierwszy, zaraz za nim Madeleine, a na końcu Corine. Kobieta nie mogła się doczekać powrotu do domu. W końcu będzie mogła zająć się pracą. Martwiła się, że podczas jej nieobecności może wydarzyć się coś istotnego, a ona nie będzie mieć w tym udziału. Ktoś może przecież zająć jej miejsce. Czy była pracocholiczką? Zdecydowanie tak. Przecież nawet na rodzinnym wyjeździe, gdy była otoczona tak pięknymi widokami, ona myślami była przy swojej pracy.

Ścieżka kończyła się na skalnej półce, jakiś metr nad powierzchnią wody.

- Madeleine! - przestraszona Corine krzyknęła na córkę. Mała biegała niebezpiecznie blisko brzegu półki. Dziewczynka natychmiast się zarzymała, podeszłą do matki i złapała się brzegu jej sukienki. Nie puszczając jej, zaczęła rozglądać się dookoła. Po chwili jej uwagę przukuło coś fioletowego wysoko na górskiej ścianie.

- Mamo, spójrz! - krzyknęła podekscytowana. - Widziałaś kiedyś takie kwiatki? - puściła sukienkę mamy i podeszła do ściany spokojnie, aby nie denerwować matki.

Corine podążyła wzrokiem za spojrzeniem córki. Przed oczami miała białą skałę, ciągnącą się wysoko w górę.

Porastały ją nieliczne, drobne, zielone roślinki, ale trochę wyżej zauważyła kępkę liliowych kwiatów. Nagle pojedynczy promień słońca padł na jej twarz. Przymknęła oczy i z przyjemnością wystawiła twarz na działanie słońca. Gdy promień zniknął, leniwie otworzyła oczy. Przez chwilę czuła się naprawdę zrelaksowana, jednak to uczucie zniknęło tak szybko, jak się pojawiło.

Jednak gdy to zrobiła, nie widziała już tego co wcześniej. Znowu! Zniknęła biała ściana. Corine nadal patrzyła z dołu na ścianę kanionu, jednak był on inny. Nie był to górski wąwóz, lecz jakby... leśny! Podłoże pokrywały liście, opadłe z wysokich, starych drzew. Gdzieniegdzie porozrzucane były duże białe kamienie.

Tak samo jak dzień wcześniej zakręciło jej się w głowie, straciła ostrość widzenia i osunęła się na ziemię. Jednak tym razem nie zemdlała.

Xavier przestraszony podbiegł do żony. Przez głowę przemknęła mu myśl, że może źle zrobił nie słuchając jej. Jednak ku jego zdziwieniu, kobieta zaraz otworzyła oczy i podniosła głowę. Próbowała wstać, ale mąż jej na to nie pozwolił.

- Niepotrzebnie tu przyjeżdżaliśmy! - mężczyzna czuł się winny. - Mogliśmy zostać w domu, tak jak chciałaś. Teraz musimy wracać do domu! Lekarz powinien cię jeszcze raz dokładniej zbadać, może nawet wysłać do szpitala na jakieś badania - zaczynał panikować.

- Xavier! - Corine nie wytrzymała. - Uspokój się w końcu! Przecież nic mi nie jest, tylko zakręciło mi się w głowie.

Jednak w końcu mężczyzna postawił na swoim. Na szczęście wcześniej się nie rozpakowali, więc mogli wyjechać prawie od razu. Droga zleciała im o wiele szybciej niż na początku. Podczas jazdy Madeleine była przygaszona. Tak bardzo liczyła na spędzenie czasu z obojgiem rodziców.

Gdy w końcu dotarli do domu, Xavier od razu rzucił się do telefonu i zaczął dzwonić do doktora Bouchetta. Corine zrezygnowana usiadła na łóżku w swojej sypialni. Była całkowicie wyczerpana i zrezygnowana. Sama już nie wiedziała co ma o tym wszystkim myśleć. Przecież nie zwariowała.

Drzwi do pokoju się otworzyły i weszła przez nie Madeleine.

- Mamo... - powiedziała niepewnie. Zauważyła już zły humor matki. - Przyniosłam listy ze skrzynki.

Kobieta wzięła do ręki plik listów i zaczęła je przeglądać. Rachunki od razu odrzuciła na bok. To sprawa jej męża. Dalej znalazła list od prezydenta miasta. Pewnie chce mi podziękować - uśmiechnęła się sama do siebie.

Dziewczynka cały czas patrzyła mamie przez ramię. Zwróciła uwagę na wystający kawałek koperty, która różniła się od innych.

- A co to takiego? - zapytała.

Corine odłożyła na łóżko inne listy, a ten niezwykły wzięła do ręki i obejrzała ze wszystkich stron. Koperta była pożółknięta i wymięta. List był zaadresowany do niej, ale na jej panieńskie nazwisko: Corine Tredau. W dodatku znaczek był jakiś dziwny, nietutejszy. Z trudem odczytała kraj pochodzenia i rok nadania listu:

Kanada, 1985r.

...................................................

Od Darned_98: Mam nadzieję, że rozdział się wam spodobał. Tak obiecywaliśmy, w tej części jest już więcej akcji.

Od Melisa2602: Dziękujemy, że jest was już aż tyle! To dla nas naprawdę wielka motywacja!

Od Adiutrix: Dzisiaj poszło nam już o wiele lepiej! Mimo, że Darned, przez 1/3 rozdziału grał na PS4...

Zostawcie coś po sobie.






To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Dec 30, 2015 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Odzyskać PrzeszłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz