4 rozdział

39 6 3
                                    

Uciekałam. Moje nogi odmawiały posłuszeństwa. Traciłam siły. Oddech stawał się cięższy. Czułam jego oddech na karku. Bałam się. Widziałam jego okropne, oplatające moje ciało od tyłu, dłonie. Gładził moje włosy. Drżałam ze strachu.
- Skończysz jak twoja matka.- powiedział mi do ucha.
Wtedy zaczęłam głośno krzyczeć. Mając nadzieję, że ktokolwiek mnie usłyszy. Otworzyłam szeroko oczy i zlana potem szybko oddychałam.
- Cśśśśś... Już wszystko w porządku.- usłyszałam niezwykle kojący głos. Ujrzałam Go, siedział obok mnie trzymając delikatnie za dłoń.
-Śmierć.- szepnęłam z wyczuwalną ulgą w moim głosie.
Widząc moją reakcję, jego kąciki ust uniosły się górze.
- To tylko zły sen.-usłyszałam, podziwiając jego mroczne oczy, w których kryła się pewnego rodzaju troska. -Śpij dalej Kotku.- powiedział,poprawiając moje poduszki.
- Już teraz chyba nie zasnę.-stwierdziłam dość pewna.
- Zaśniesz, oprzyj się o mnie...- położył się obok mnie i delikatnie oparł moje ciało, o kego klatkę piersiową. Na moich policzkach momentalnie pojawiły się rumieńce, odetchnęłam z ulgą gdy zobaczyłam, że jedynym źródłem światła w tym pokoju jest księżyc.
Zamknęłam oczy,wdychając jego zapach. Przez to nie mogłam się skupić na zasypianiu.Poczułam jego dłoń na moich włosach.
- Śpij... - szeptał.
Westchnęłam i podniosłam się, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Och Życie... Od kiedy dręczą cię te koszmary?
- Dziś był pierwszy raz. Zawsze mam przyjemne sny. Może było mi nie wygodnie... -spojrzałam na swoją suknie, w której zostałam od wczorajszego dnia. Uśmiechnęłam się zawstydzona swoim wyglądem. Zadrżałam, z przejęcia. Jego dłonie zaczęły rozgrzewać moje ramiona, na których znajdowały się siniaki, dające o sobie znać. Skrzywiłam się z bólu. Śmierć, widząc moją minę podniósł rękę, myśląc, że robi mi krzywdę tą pieszczotą.
- Nie ! -zaprzeczyłam- To nie Ty... To znaczy,to nie przez Ciebie mnie boli. Patrzył na mnie, marszcząc czoło. Uniosłam rękaw mojej sukienki aby pokazać mu siniaki. Gdy zobaczył sine plamy na mojej białej skórze głośno wciągnął powietrze.
- Co to kurwa jest !?-krzyknął. Przestraszona spojrzałam na drzwi mojego pokoju, mając na uwadze to, że był on chroniony przez dwóch strażników, z restą nieudolnie.
- Przewróciłam się...- powiedziałam ledwo słyszalnie.
- Życie.-szepnął z wyrzutem.- dobrze wiem, że to nie prawda. Kto Ci to zrobił ? - zapytał stanowczo.
- Nikt ważny. Możemy o tym nie rozmawiać ?
- Powiedz mi.
- Tomas.- wyrzuciłam to z siebie drżącym głosem.
Śmierć usłyszawszy to podniósł się gwałtownie z łóżka. Stojąc odwrócony do mnie plecami klął pod nosem.
- Tomas to ten gnój, który ma zostać... Twoim mężem.-stwierdził. Jego głos był przepełniony złością. Przestraszona jego zachowaniem lekko dygotałam. Spojrzał w moją stronę i widząc moją reakcje, zbliżył się powoli.
- Gwiazdeczko... -dotknął mojego policzka. W jego oczach widziałam niemą prośbę o wybaczenie. Tą chwilę przerwał dźwięk skrzypienia schodów na korytażu. Śmierć, spłoszony zabrał rękę i podbiegł do drzwi, które prowadziły na balkon. Patrzyłam na niego zauroczona jego postawą ciała. Wyglądał jak drapieżnik, który czuwał nad wszystkim. Gdy wrota mojego pokoju zostały lekko uchylone, spojrzałam szybko na Śmierć a on w tym samym momencie zniknął. W pomieszczeniu jeszcze przez chwilę unosiły się ostatnie słowa wypowiedziane szeptem przez Śmierć "Dobranoc, Gwiazdeczko".
- Życie ?-powiedziała niania zaspanym głosem-usłyszałam twój krzyk i szybko przybiegłam.
- Scarlet to tylko sen. -zacytowałam Jego słowa.
- Skarbie... Jest 2 godzina. Musisz wstać o 8:00. -uśmiechnęła się.-Czemu balkon jest otwarty ? -zapytała i szybko pobiegła, żeby go zamknąć. Dopiero wtedy poczułam jak zmarzłam. Chciałam schować się jak najszybciej pod kołdrą i zasnąć.
-Nianiu... -ziewnęłam.-przepraszam ale jestem zmęczona i chciałabym jeszcze się położyć.-westchnęłam ciężko wyobrażając sobie dzisiejszy dzień.
- Tak oczywiście już wychodzę. -ucałowała mnie w czoło i wyszła.
Kolejny raz w tym dniu opadłam na poduszki. Zamknęłam oczy, a chwilę potem pogrążyłam się w głębokim śnie.

Rano obudziło mnie głośne pukanie do drzwi.
- Proszę - powiedziałam zaspanym lekko zaskoczonym głosem. W progu pojawił się mój narzeczony.
- Jak ty okropnie wyglądasz !- krzyknął Tomas, który stał nade mną z założonymi rękoma -Jest godzina 8:02. Jesteś spóźniona. Mam nadzieję, że pamiętasz moje wczorajsze słowa. A jeśli nie... -zbliżył się do mojej twarzy- to ci przypomnę. BRAK SZACUNKU RÓWNOWAŻY SIĘ Z KARĄ. Rozumiesz ?!!!! - wrzasnął mi do ucha. Skinęłam głową.-Dobra dziewczynka. Za pół godziny zejdź do salonu ubrana w czarną suknie. Wychodzę!- trzasnął drzwiami.
Po policzkach spłynęły mi łzy złości. Tomas jest okropny. Nie mogę spędzić z nim mojej wieczności. Przepełniona goryczą, postanowiłam stawić czoła temu człowiekowi. Wstałam i ruszyłam do łazienki.

----------------

Miał być jutro ale jest dziś :)
Mam nadzieję,że się podoba.
Śmierć taki groźny... Mmmmm <3
Poproszę o komentarze i Gwiazdeczki <3 xD
I przepraszam za błędy.
Do następnego :)
PS Rozdział pojawi sę najpóźniej w niedzielę.






To TajemnicaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz