PRZECZYTAJ NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM
ANESTI'S POV
Dni na Ziemii mijały szybko. Zbyt szybko. Byłam tutaj od trzech dób, lecz czułam jakby minęła zaledwie chwila. Może dlatego, że był to całkiem przyjemnie spędzony czas. Liam poprosił swojego szefa o tydzień wolnego, dzięki czemu spędzał ze mną praktycznie każdą chwilę. Oglądaliśmy telewizję (ludzka technologia nigdy nie przestanie mnie zadziwiać, bo jak, na Anioła, w tym małym pudle zmieścili się ludzie? ), gotowaliśmy i rozmawialiśmy długimi godzinami. Przed snem czytałam książki ze zbiorów jego mamy. Zadziwiało mnie jak dobrze sie dogadujemy, mimo, że pochodziliśmy z dwóch różnych światów. Czułam się przy nim swobodnie i cieszyłam się, że mnie przygarnął (choć było to absurdalne).
Tego dnia również długo rozmawialiśmy. Liam opowiedział mi trochę o ludziej szkole, o swojej cudownej babci, która go wychowywała i o tym jak nauczyła go gotować. Póżniej zajęliśmy się kolacją.
-Pokrój to w kostkę- powiedział Liam, podsuwając mi deskę, nóż i paprykę,gdy staliśmy ramię w ramię w jego małej kuchni. Sam zajął się siekaniem cebuli.
-Jutro pójdę rozejrzeć się po okolicy- rzuciłam, nieco niezdarnie krojąc warzywa. Wciąż nie byłam zbyt dobra w gotowaniu. Liam posłał mi pytające spojrzenie- chcę znaleźć Instytut.Nie chcę być dla ciebie ciężarem.
Mimo, ze chłopak był naprawdę sympatyczną osobą czułam się źle z tym, że poświęca mi tyle czasu. Wiedziałam, że nie będę miała możliwości mu się odwdzięczyć. Westchnął i pokręcił głową, włosy opadły mu na czoło.
-Ile razy mam ci powtarzać, że nie jesteś dla mnie ciężarem?
-Ile chcesz, ja wiem swoje.
Prychnął.
-Zawsze jesteś taka uparta, Nessie?
-Nessie? -parsknęłam, nie mogąc powstrzymać się od uśmiechu.
-Tak, Nessie- wrzucił poszatkowaną cebulę na patelnię i po chwili dodał zmaltretowaną przeze mnie paprykę- jakiś problem?
-Ależ oczywiście, że nie, Li.
Teraz to on prychnął. Splótł ręce na piersi i oparł się o blat.
-Nie jesteś zbyt oryginalna. Wysil się trochę bardziej.
Zamyśliłam się na chwilę po czym wykrzyknęłam entuzjastycznie:
-Leroy!
Liam roześmiał sie i otworzył usta, aby coś powiedzieć, ale nie usłyszałam jego słow. Podbiegłam do okna i zobaczyłam smugę światła sunącą po nocnym niebie, blisko, bardzo blisko nas. Gdy obiekt zderzył się z Ziemią usłyszałam odległy huk i zobaczyłam rozbłysk czerwonego światła. Brama. Nie. Tylko nie to.
-Co to do cholery było- Liam stał tuż za mną, czułam jego ciepły oddech na karku. Odwróciłam się i spojrzałam mu w oczy. Zbladł- Anesti, mów co się dzieje.
-Przynieś moją stelę, jest w szufladzie w szafce nocnej.
Nie musiałam mu dwa razy powtarzać. Wybiegł z kuchni, a ja szarpnęłam szufladę i wyciągnęłam z niej wszystkie noże jakie udało mi się znaleźć.
-Dowiem się w końcu o co w tym wszystkim chodzi?- spytał Liam gdy pojawił się z moją stelą w ręku. Podał mi instrument, a ja skreśliłam nim szybki Znak Anioła na pierwszym nożu- co robisz?
-Potrzebuję broni.
Liam złapał mnie za ramię i odwrócił w swoją stronę. Chciałam się wyszarpnąć, ale trzymał mocno.