Dodatek: Wspomnienia Kamila

594 74 32
                                    

Odkąd pamiętam moi rodzice się mną nie zajmowali. Ojciec wiecznie wracał do domu pijany, czego jako małe dziecko zbytnio nie rozumiałem. Nie wiedziałem, więc dlaczego rodzice tak często się kłócili. Mama zajęta plotkowaniem i spotykaniem się ze swoimi przyjaciółkami, również rzadko się mną przejmowała. Robiła tyle ile musiała. Zapewniała mi jedzenie i dach nad głową - nic poza tym. Jak się, więc można domyślić, w końcu zostałem im odebrany. Kiedy trafiłem do sierocińca nie byłem w stanie z kimkolwiek się dogadać. Czułem się obcy. Nikogo nie znałem. Dla dziecka jakim, wtedy byłem musiał to być ogromny szok. Nie musiał.. Był. Jak, więc ulżyło mi, kiedy wylądowałem w pokoju z Dominikiem. Był w moim wieku i z początku bardzo chciałem się z nim zaprzyjaźnić. Problem stanowił fakt, iż nie potrafiłem zawierać nowych znajomości i bardziej to on próbował zaprzyjaźnić się ze mną niż ja z nim. Naszą znajomość mógłbym skatalogować, jako najzwyklejszych w świecie wrogów.. Do czasu, kiedy nie dowiedziałem się o tym co robił. Ten debil się ciął. Nie wiedziałem jak długo i dlaczego - choć nie trudno było się domyślić. Ludzie w sierocińcu, jakby nie wiedzieli o jego istnieniu. W jaki sposób się o tym dowiedziałem? Małżeństwo, które na początku chciało go adoptować, nagle zmieniło zdanie. Dowiedziałem się o tym od jednej z młodszych dziewczyn. Poszedłem do pokoju, chcąc go jakoś pocieszyć - wiedziałem już doskonale jak bardzo bierze takie rzeczy do siebie - i całe szczęście. Ten skończony kretyn próbował się zabić. Nie pomyślał co bym zrobił, gdyby naprawdę coś mu się stało. W końcu był jedyną osobą, na której w jakikolwiek sposób mi zależało - czego zupełnie nie rozumiem. Opatrzyłem jego rany, przesiedziałem przy nim całą noc, a kiedy się obudził porządnie na niego nawrzeszczałem. Robiłem wszystko, aby nie dostało mu się w ręce nic ostrego. I na całe szczęście przestał to robić. Dni mijały powoli. Co roku na święta zabierała mnie do siebie jakaś rodzina. I za każdym razem czułem się z tym potwornie źle. Tylko Dominik zawsze zostawał w sierocińcu. Zupełnie sam. Raz, nawet dyrektorka ośrodka o nim zapomniała i całe trzy dni spędził sam w pustym budynku. Tak nie powinny wyglądać święta żadnego dziecka. A na pewno nie Dominika. Więc co w końcu o nim myślałem? Zdałem sobie sprawę, że żywię do niego chore uczucie, kiedy dotarło do mnie jak bardzo cieszyłem się, kiedy jakaś rodzina zadeklarowała się zabrać go do siebie na Boże Narodzenie. Chore, ponieważ jak można zakochać się w innym chłopaku? Czułem obrzydzenie sam do siebie, kiedy któregoś razu przyłapałem się na myśleniu o tym, co mógłbym z nim robić. Mowa tu o tych brudnych myślach, których nikomu byśmy nie wyjawili. Jednak mimo wszystko, jego szczęście było dla mnie najważniejsze. Trudno, więc sobie wyobrazić, jak bardzo znienawidziłem samego siebie, kiedy dowiedziałem się, że zostanę zabrany zamiast niego. Wystarczyło, żebym przypomniał sobie jak bardzo się cieszył, kiedy się o tym dowiedział, aby moje serce zaczęło pękać. Nawet nie powiedzieli mu o tym wprost. Skorzystali z faktu, że go nie było i po prostu odjechaliśmy. Nie miałem ochoty na jedzenie. Nie miałem ochoty z nimi siedzieć. Zrobili mu nadzieję.. Nie widzieli jaki szczęśliwy był.. I w jednej chwili zniszczyli jego jedyne marzenie o tym, że ktoś w końcu się nim zainteresuje. Zachowywałem się dziwnie. Miałem dziwne myśli i w końcu doszedłem do dziwnego i zarazem przerażającego wniosku. Ten idiota znowu zrobi sobie krzywdę. Nie obchodziło mnie już nic więcej. Udało mi się namówić Karolinę i Maćka - jak się nazywali moi tymczasowi opiekunowie - na wyjazd do miasta, a kiedy spytali w samochodzie gdzie chcę jechać, poprosiłem, aby zawieźli mnie do sierocińca. Cieszyłem się, że o nic mnie nie pytali. Prawdopodobnie nie umiałbym im wytłumaczyć tego co siedziało w mojej głowie.
Zaraz po tym jak samochód się zatrzymał, wybiegłem z niego i skierowałem się do drzwi frontowych. Dziwne uczucie w żołądku narastało, kiedy zorientowałem się, iż nigdzie w całym budynku nie pali się światło. Naciskając klamkę szarpnąłem drzwiami. Zamknięte. Wiedziałem! Wiedziałem, że o nim zapomną! Zacząłem szybciej oddychać. Zaraz obok mnie pojawił się Maciek i zaczął wypytywać co się dzieje. "Dominik.. Dominik jest tam całkiem sam!" - pamiętam, że tyle udało mi się wyjaśnić, zanim mężczyzna nie wziął się za wyważanie drzwi. W sumie nie wiem czy byłbym w stanie powiedzieć cokolwiek więcej. Drzwi upadły na podłogę, a ja nie czekając na nic pobiegłem do naszego pokoju. Słyszałem za sobą czyjeś kroki, jednak nie obchodziło mnie to teraz. Było cicho.. Zdecydowanie za cicho i to najbardziej mnie przerażało. Wpadłem do środka, od razu zrywając z niego kołdrę. Nawet nie był w stanie na mnie spojrzeć. Cała pościel jak i podłoga były ubrudzone w krwi. Z tyłu ktoś krzyczał, żeby dzwonić na pogotowie, a ja w pierwszej chwili, tylko tępo się w niego wpatrywałem, już w następnej trzymając go w ramionach i mocno przytulając. "Dlaczego to zrobiłeś?! Jak mogłeś mi to zrobić?! Dominik.. Nie zostawiaj mnie!!" - z całego swojego bełkotu zapamiętałym tylko tyle. Nie chciałem go puszczać. Zrobiłem to dopiero, kiedy w karetce zostałem siłą od niego odepchnięty. Nie wiele pamiętam z tego co się działo potem. Lekarz stwierdził, że byłem w ogromnym szoku i nie mogli się ze mną nijak dogadać. Kto by pomyślał, że coś takiego mogłoby wstrząsnąć mną do tego stopnia. Kiedy ja wróciłem już do siebie, a stan Dominika się ustabilizował miałem wrócić do sierocińca. W końcu święta się już skończyły. Wtedy też dowiedziałem się, że zostałem adoptowany. Tym razem to ja byłem naprawdę szczęśliwy. Nie lubiłem swojego dotychczasowego "domu", a u Karoliny i Maćka panowała naprawdę miła atmosfera. Dawno nie czułem czegoś takiego, a wszystko przypieczętowane zostało, kiedy powiedzieli mi, że mają zamiar adoptować również Dominika, więc kiedy pojechaliśmy odebrać go ze szpitala nie mogłem się powstrzymać i od razu mu o tym powiedziałem. Uśmiechnął się do mnie blado, a ja nie mogąc się powstrzymać mocno go przytuliłem. Nie wiedział co się dzieje. Miał wtedy strasznie zabawną minę. Dalej trzymałem go w swoich ramionach, a jego policzki pokryły się szkarłatnym rumieńcem. Potem pojechaliśmy razem do naszego nowego domu, rozpoczynając w ten sposób zupełnie nowe życie. Nowe życie razem z nim. Właśnie dlatego w końcu odważyłem się wyznać mu swoje uczucia.  Nie liczyłem na nic z jego strony, więc jak zdziwiony byłem, kiedy on również powiedział, że mnie kocha. Na początku pomyślałem - "Jak brata.", bo jak inaczej. Jednak wszystko stało się jasne, a przynajmniej po części, kiedy mnie pocałował. Tak. To on pierwszy mnie pocałował. Tak bardzo się przy tym rumienił.. Kocham go. Kocham go najbardziej na świecie i już nigdy więcej nie zostawię go samego.

_________________________

Koniec miał być zupełnie inny. Wybaczcie. Jakby to.. Żegnamy się z tym opowiadaniem. Kiedyś, być może niebawem, napiszę kolejne. No, bo skoro już zaczęłam pisać to po co przestawać~
Pozdrawiam was i dziękuję za to, że chciało się wam czytać.. To coś.. Ach! Gome KingYourLife, ale to silniejsze ode mnie.. Jestem taki człowiek skromny o niskiej samoocenie.. Miłego wieczoru - nocy, rana czy czegokolwiek innego~

Historia minionych Świąt Bożego Narodzenia ||Yaoi||Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz