Jestem Fajny.

1.6K 219 57
                                    

Zacznijmy od początku ( od środka byłby trochę przypał ). Wracałem sobie ze szkoły na chatę z moimi ziomkami. Poczciwe sebki. Jeden ma ksywkę Chińczyk, ze względu na swój niecodzienny ryj oczywiście, bo wygląda jakby ktoś się, przysłowiowo, z jego łbem na dupę zamienił. Gdybym ja miał taką twarz - to jak Najświętszą Panienkę kocham - worek po ziemniakach bym nosił, by swym wyglądem humoru przypadkowym przychodnią nie psuć. Chociaż, nie dosyć, że to oczy ma skośne, to jeszcze fryzurę jakby mu ktoś spod garnka obcinał. Ni to tak na przedszkolaka, ni to na Jasia Fasolę. Jego matka to niezła czikita, więc razem z Grubym twierdzę, że był podmieniony w szpitalu. Z własnej woli to nawet Święta Tereska, by go nie wzięła. Ja zresztą też, nawet jakby mi dopłacali. Piękny nie jest, specjalnie zadbany też, jednak ogółem - Chinol jest spoko. Gruby zresztą też. To typ kolesia, który zawsze podczas gały stoi na bramie. Jakby to ładnie ująć... jest puszysty. I to już nie są, kurwa, geny. Mieszka z babcią i żre wszystko, bo kurna "dzieci w Afryce głodują". Co rasistę obchodzą małe, murzyńskie dzieci...  Ale nieważne. Kiedyś miałem ochotę zabrać mu talerz z mielonymi, wysłać na jakąś fundacje albo coś, wtedy się jednak spojrzał na mnie jakbym mu co najmniej pół rodziny powybijał. Pomyślałem "a idź pan w chuj, niech się toczy" i nadal jest Gruby. Chociaż nie mówimy tego przy nim bo byłoby mu przykro. Tacy zajebiści z nas kumple.

Mieszkamy na jednym osiedlu, chociaż oni w bogatszej części, a ja w tej co już nawet jehowi się nie zapuszczają. Chociaż dla mnie to nie problem. Trzy razy w tygodniu zakapturzeni kolesie pytają "czy mam jakiś problem". A to kran naprawią, a to rury przepchają. Dla mnie bomba.
Jednak wracając, idziemy sobie i nagle słyszę jak Chinol mamrocze. Już se jakiś dylemat wymyślił. Zajebiście.

- Ej, chłopaki, widzicie tego dziada przed nami? - zerknąłem i faktycznie przed nami stał jakiś staruszek. Włosy już takie przysiwiałe, broda dość długa, lekko przygarbiony. Gdyby dać mu kapelutek i kija - istny Gandalf. 

- No raczej. - odpowiedziałem zerkając na Grubego. Dziad jak dziad. W okolicy takich pełno, ba! Niektóre osobniki łączą się nawet w małe stada, mające swe rewiry przy wodopojach ( często zwane sklepami monopolowymi ).  - I co z nim? - dopytałem. 

- Bo on tak się dziwnie na nas patrzy. - spojrzałem się na niego. Faktycznie. Jego siwe, przenikliwe oczy skierowane były prosto na naszej trio. No cóż, Chinol i Gruby może nie są zbyt przystojni. A jeżeli są, to nie tak bardzo jak ja. Wiem, że przyciągam oczy przechodniów, ale żeby facetów po pięćdziesiątce?! Z tym jeszcze się nie spotkałem.

- Dobra, chodźmy już na chatę bo coś zgłodniałem. - te słowa akurat wypowiedział Gruby. Zdziwiło mnie to, gdyż pamiętam, że dziś miał  hm... siedem kanapek w szkole? Ale co ja będę mu wypominał. Wzruszyłem ramionami, no i tak ponownie ruszyliśmy, kierując się na ścieżkę między osiedlem. Były to takie skróty wydeptane przez wszystkich mieszkańców, gdyż.. po co nam chodzik? O wiele bardziej wolimy wyjebać się o jakiś korzeń! Dodatkowo uwielbiamy, gdy po deszczu zrobi się takie fajne błotko i ślizgami się, i brudzimy jeszcze bardziej. Jak Bozie kocham, gdyby zaproponowali nam chodnik to NA PEWNO byśmy ODMÓWILI.  

Zaczęliśmy gadać na dotyczące szesnastoletnich chłopców dylematy. Wiecie, głód na świecie, globalne ocieplenie, że tej blondi z drugiej klasy ogólniaka dobrze w leginsach. Normalka. Niestety, nadal dręczył mnie wzrok tego gościa. Normalnie czułem jak się na mnie lampi. Zbok jakiś, kurna. 

- Dobra, ja spadam. - zatrzymałem się pod moją kamienicą i kiwnąłem na pożegnanie do sebków. Skręciłem ku drzwiom i wtem...

- Tss... tss... - uwiódł mnie dźwięk spuszczanego powietrza z opon. Obróciłem się i szukałem pojazdu. Z takiego samochodu łatwiej wykręcić kołpaki, a jak wiadomo, pisiąt złotych piechotą nie chodzi. - Ej, ty... - co prawda, nigdy nie słyszałem gadających opon, a może jednak... - Nosz kurwa, tutaj! - zlokalizowałem źródło i okazało się, że to ten dziad, Gandalf i erotoman w jednym. Czas się dla mnie zatrzymał. Wiedziałem to, śledził mnie. 

- Eee.... 

- Pozwól, że zajmę Ci chwile, jestem - psychopatą?  jehowym? -  zabłąkanym, starszym mężczyzną. Czy mógłbyś mnie zaprowadzić do częściej uczęszczanej uliczki? - a może jednak jest w miarę normalny?

- Nie no, spoko. - Odpowiedziałem i cofnąłem się do niego. Dziadek, mimo, że z daleka wydawał się kurduplem to okazał się być w miarę wysoki. Spokojnie dosięgał mi do podbródka, dodatkowo wydawało mi się, że  jego wyróżniającą się cechą jest brak około 100% uzębienia, lecz miał całkiem pełną sztuczną szczękę. Ubrany był w brązowy, skórzany płaszcz spod którego wystawała para zamszowych butów, których przedarte czubki  pamiętały czasy miłościwie nam panującego komunistycznym rajem Edwarda Gierka. Raczej bujanie się z nim po rewirze nie da mi + 10 do respektu, ale jak już się zgodziłem, no to dobra. 

- Powiedz mi, Synku, jak Ci na imię? - A chuj Cię to obchodzi. 

- Czarek. 

- To od Cezarego?

- No.

- Aha. - przytaknął głową. Chciałem jak najszybciej wrócić do chałupy. Ten gość mnie z lekka przerażał. Gapił się na mnie jak na jakiegoś pizdoklepa, takim rozmarzonym wzrokiem. Wymyśliłem więc wspaniały plan - odprowadzić go i najszybciej spierdalać, ile sił w nogach. Nie odwracać się za siebie, po prostu uciekać. 

Doszliśmy do głównej ulicy i odetchnąłem z ulgą. 

- No to ja będę się zbierał, Synku, miło było poznać tak miłego młodzieńca jak ty. Pozwól mi uścisnąć swoją dłoń. - Na chuj?

- Nie.

- Ależ proszę.

- No nie, ja też się zwijam.

- Ależ muszę Ci podziękować.

- Nie no spoko, ja już sobie pójdę.

- Młodzieńcze, trochę kultury. - westchnąłem. Wyciągnąłem łapę, uścisnąłem i... obraz jakby się nagle rozmazał...



Dla tego, że ponieważ.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz