Wróciłam do domu i zeszłam powoli po schodach. Bardzo się bałam... Gdy udało mi się zejść na dół, poczułam łzy napływające mi do oczu. To, co tam zobaczyłam było straszne... Ogromna kałuża krwi... Nie chciałam widzieć ciała zmarłego opiekuna... Nie zniosłabym tego obrazu... Nie potrafiłam dłużej powstrzymywać płaczu. Usiadłam na schodach i zaczęłam cicho łkać.
Czułam, że moje życie traci sens. Zaczęłam zadawać sobie pytanie "Po co żyję?"... Nie potrafiłam na nie odpowiedzieć. Nie zostało mi nic. Zupełnie nic...
Jakimś cudem zmusiłam się do działania i poszłam po telefon. Odblokowałam go kodem "586422935". Nikt nie wie, co oznaczają te cyfry... Zobaczyłam 4 nowe wiadomości i 2 nieodebrane połączenia... Wszystkie od tej samej osoby - Liama... Postanowiłam odłożyć to na później. Szybko wykręciłam numer na policję. Usłyszałam sygnał i po chwili głos młodej kobiety:
- Komenda policji, słucham?
- Nazywam się... Wiktoria Draszkiewicz... Ktoś zamordował mojego opiekuna... - odpowiedziałam drżącym od płaczu głosem.
- Proszę się uspokoić. Wyjaśnimy całą sytuację. Gdzie Pani jest i gdzie doszło do zdarzenia?
- Na ulicy Telimeny 14.
- Za chwilę zjawią się tam nasi funkcjonariusze. Proszę się o nic nie martwić.
Jak na szpilkach czekałam na przyjazd policji. Gdy w końcu się zjawili, opowiedziałam o całej sytuacji. Gdy zapytali o sprawcę, odpowiedziałam:
- Nie wiem do końca jak wyglądał. Nie widziałam za dużo. Na pewno był to blondyn z krótko ostrzyżonymi włosami. Chudy, ale bardzo umięśniony. Jeździł czarnym Lamborghini Diablo.
- Dziękujemy. Postaramy się jak najszybciej zlokalizować sprawcę - odpowiedziała jedna z funkcjonariuszek.
Po pewnym czasie pojechali, a do domu wróciła moja opiekunka. Z płaczem opowiedziałam jej o całym wydarzeniu. Nie wyglądała na smutną z powodu straty męża. Raczej na zmartwioną. Bardzo mnie to zdenerwowało... Powinna być załamana... A zachowała się jakby w ogóle nic dal niej nie znaczył... Nie chciałam jej więcej widzieć. Pobiegłam do pokoju, spakowałam niezbędne rzeczy i wyszłam z domu. Było tylko jedno miejsce gdzie mogłam pójść... Liam...
Nie można było go nazwać moim chłopakiem, ale to osoba, której ufałam najbardziej. Czym prędzej pobiegłam do jego domu. Zajęło mi to około 30 minut. Niestety mieszkał 6 km ode mnie, a śnieg nie ułatwiał mi zadania. Gdy zapukałam do drzwi, otworzył mi zdyszany i zapytał:
- Co się z Tobą działo? Nawet nie wyobrażasz sobie, jak bardzo się martwiłem - z płaczem wtuliłam się w niego. - Wiktoria, co się stało? Powiedz mi.
Opowiedziałam mu całą historię, a on przytulił mnie jeszcze mocniej. Nie mogłam się uspokoić. Czułam, jakbym zaraz miała się udusić. Ledwie łapałam oddech. Wyrównałam oddech dopiero, gdy podał mi tlen. Dobrze, że zawsze miał w domu butlę. Był zmuszony do trzymania jej pod łóżkiem, z powodu chorób płuc, które niestety często łapał. Żeby uspokoić mnie jeszcze bardziej, włączył w tle piosenkę, którą bardzo lubiłam. Pewnie mało kto ją zna... Ale i tak jestem zakochana w jej tekście. I wtedy i teraz. Jest to piosenka rapera z trójmiasta o pseudonimie Huczuhucz pt. "Niby". Zawsze mi pomagał. Mogłam go obudzić o trzeciej nad ranem, a i tak nie miał mi tego za złe. Prawdziwy przyjaciel...
Powiedziałam mu, że nie chcę wrócić do domu. Był na tyle kochany, że pozwolił mi zostać u niego na kilka dni. Tylko tam czułam się bezpiecznie...
Cały wieczór leżał ze mną na łóżku. Uspokajał i pocieszał. Nie wiem, co bym zrobiła, gdyby nie on.
Jasne dla mnie było, że tej nocy nie zasnę. Poszłam więc do kuchni i zrobiłam sobie ciepłą herbatę z syropem imbirowym i pomarańczą. Wiedziałam, że przynajmniej mnie rozgrzeje. Jak zresztą zawsze...
O Liamie można powiedzieć wiele. Był bardzo przystojny. Miał kilkucentymetrowe blond włosy opadające na delikatną twarz. Niebieskie oczy potrafiły zahipnotyzować. Zazdrościłam mu wzrostu i zawsze denerwował mnie fakt, że nawet stając na palcach byłam od niego o prawie głowę niższa. Dziewczyny za nim goniły... Ale dla mnie zawsze był tylko przyjacielem i nie miałam zamiaru tego zmieniać. Dla mnie tak naprawdę liczył się jego charakter.
Po wypiciu herbaty wróciłam cicho do łóżka, gdyż nie chciałam go obudzić. Położyłam się bliżej ściany i przyglądałam się sufitowi. Najzwyczajniejszy biały sufit... A i tak dawał mi powody do myślenia. Tak właściwie dlaczego sufity zawsze maluje się na biało? Czemu nie na czerwono, czy zielono? Gdy tylko pomyślałam o tym pierwszym kolorze wzdrygnęłam się. Gigantyczna kałuża krwi...
Gdy Liam się obudził, postanowiłam z nim porozmawiać. Nie wiedziałam o czym, po prostu czułam taką potrzebę. Spytałam go:
- Co ja mam teraz zrobić?
- Nie wiem - odpowiedział i przytulił mnie do siebie. - Ja teraz oddałbym to w ręce Boga. Co ma się stać to się stanie. I tak nic na to nie poradzisz. Zaufaj Mu.
- Wiesz, że w to nie wierzę. Ale jeżeli już koniecznie mam się skłaniać do wiary w Boga, Niebo, Ziemię i Piekło, to na pewno my nie żyjemy na Ziemi, Może to jest kraina oddalona od naszej o miliardy lat świetlnych, a być może znajdująca się nawet w innym wymiarze. Nasz świat jest tym "Piekłem". Bóg chce, abyśmy odpokutowali tu nasze grzechy popełnione na Ziemi. Czy Bóg chciałby, żeby jego dzieci tak cierpiały na stworzonym przez niego świecie? Mi wydaje się to nielogiczne. Niejedna osoba nie ma chęci do życia, ma autoagresję, cierpi na poważne choroby... No powiedz mi, po co by to było? Po co Bóg tworzyłby te wszystkie nieszczęścia, skoro tak bardzo nas "kocha"? Nie jesteśmy Jego ulubieńcami i cała ta wiara nie ma sensu. Gdyby Mu na nas zależało, uwolniłby nas od tego...
- Wiktoria, zastanów się. Z czego wynikają te cierpienia? To ludzie są temu winni. Dostali wolną wolę i ranią innych. A te choroby też w większości są ich dziełem. Przecież na przykład nie byłoby choroby popromiennej, gdyby człowiek nie zacząłby bawić się promieniotwórczością.
- Jak sam powiedziałeś "większość". Poza tym człowiek nie ma wolnej woli. Pomyśl trochę. Skoro mamy wolną wolę, to czemu kościół nakazuje nam trzymać się postu? Czemu musimy chodzić do kościoła, żeby otrzymać "zbawienie"? Czemu zabrania się robienia tak wielu rzeczy? Człowiek nie jest istotą wolną. Nigdy nie był. A to miejsce na pewno nie jest tym światem, za którego go mamy. Zaczynam się zastanawiać, po co właściwie żyję... A jeżeli Bóg jednak istnieje i na to wszystko patrzy, niech wie, że go nienawidzę.
CZYTASZ
Po co żyjesz?
DuchoweCzasami jeden ruch potrafi całkowicie zmienić nasze życie... Nie zawsze to kontrolujemy... Nie na każdą decyzję mamy wpływ, gdyż podejmujemy je nieświadomie... Czemu ja podjęłam właśnie taką? Nie mam pojęcia, choć bardzo chciałabym wiedzieć... A Wy...